Kamil Kołsut: Zaczynamy ucztę!

 / Piłka nożna
/ Piłka nożna

Jabulani niesforna jest i niecierpliwa. Narzekają na nią niemal wszyscy, a ona wciąż rozbija się i skacze na progu, dobijając do drzwi i serc (choć przecież w zamyśle ekspertów Adidasa kierować ma się raczej w stronę okienka). To już czas! Po dwóch latach względnej posuchy i futbolu dawkowanego skromnie, w kilkudniowych odstępach, znów nadchodzi czas celebry i piłkarskiego święta.

W tym artykule dowiesz się o:

- Jakie to będą mistrzostwa? - pytanie standardowe, serwowane przez dziennikarzy ekspertom w regularnych, dwuletnich odstępach. - Niezwykłe i niepowtarzalne - odpowiedź, niezależnie od bieżących uwarunkowań, także pozostaje niezmienna. O gorszący banał opiera się stwierdzenie, iż każdy turniej jest inny, na swój sposób niezwykły i niesamowity. Rzecz oczywista. Podobne slogany są jednak nieodłączną częścią mierżącego oczekiwania, potęgują jego smak i wyostrzają zmysły.

Nie ukrywam - do każdej wielkiej piłkarskiej imprezy podchodzę z pietyzmem i fascynacją, podejmując gruntowne przygotowanie teoretyczne i praktyczne: począwszy od przestudiowania wszelkich dostępnych informacji o finalistach oraz nabycia odpowiednich pozycji prasowych, na odpowiednim dostosowaniu rozkładu dnia (do terminarza, a jakże) i zakupie odpowiednich produktów żywnościowych skończywszy (by w przerwach uniknąć konieczności sprintu do najbliższego spożywczego).

Spotkania przegapione liczę z reguły na palcach jednej ręki i to głównie ze względu na trzecią serię grupowych zmagań, która zmusza do obserwacji części batalii w średnio wygodnych retransmisjach. Budujące, iż w owej pasji (choć to słowo w pełni stanu rzeczy nie oddaje - może raczej obłąkaniu?) nie jestem wyspą samotną. Mój znajomy chwalił się ostatnio, iż z okazji nadchodzącego mundialu planuje zakup nowego łóżka, które pozwoli mu na śledzenie transmisji w iście komfortowych warunkach.

Pomysłowi winszuję, nie mogąc doczekać się pierwszego gwizdka. Zachęcili mnie już Hiszpanie, koncertowo rozstrzygając środową gierkę treningową z kadrą Monako (księstwo to ambitne, i w piłkę gra, i biathlonistów wypuszcza). Kuszą wiecznie piękni Holendrzy, efektownie bijąc Węgrów, obiecująco prezentuje się Argentyna (nawet pomimo miałkiej klasy selekcjonera). Do frontalnego ataku - który to już raz - sposobi się Afryka, a w odwodzie pozostają potęgi standardowe: Anglia, Niemcy, Włochy, czy Francja.

W futbolu - obok gry zapierającej dech w piersiach - kochamy też niespodzianki. Tym razem wśród finalistów brakuje wprawdzie Turków, jednak grono potencjalnych rewelacji wciąż pozostaje szerokie. Nieśmiało pragnę tu wskazać palcem na Słowaków, Amerykanów, Chile i reprezentację Urugwaju. Ach, będzie smakowicie! Szkoda, iż bez uniesień patriotycznych (chyba, że dokładniej zlustrujemy kadrę niemiecką) - mundial jednak i tak się obroni. Uwaga, kibice! Podano do stołu.

Komentarze (0)