Łukasz Lonka przez lata kolekcjonował medale w motocrossie. Stawał na najwyższym stopniu podium kilku klas w Polsce, brylował również na torach w Europie. Dla rówieśników był mentorem, wzorem dla naśladowania. Po tragicznych wydarzeniach z 2019 roku wielu z nich podkreślało, że nigdy się nie wywyższał. Mimo szeregu tytułów, był skłonny do pomocy i nie widział w drugim zawodniku rywala.
Dlatego, gdy do fanów motocrossu dotarła wiadomość o wypadku z udziałem Lonki na torze w Nowodworze koło Lubartowa, nie chcieli w to uwierzyć.
Trzy dni wiary
W trakcie feralnego weekendu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jeszcze w sobotę Łukasz Lonka startował w zawodach w Gdańsku, a kolejnego dnia zameldował się na wschodniej ścianie Polski - na torze w Nowodworze organizowano zawody East Motocross Cup. Jedne z wielu w karierze motocrossowca pochodzącego z Wrześni. Jednak tym razem coś poszło nie tak. 29-latek upadł podczas skoku z najazdu. Doznał skomplikowanych obrażeń.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z mistrzostw". Wszystko jasne! Anglia w finale Euro 2020! [CAŁY ODCINEK]
Jeszcze na torze Lonka był reanimowany przez służby medyczne przez 40 minut. Doszło do niego u pęknięcia podstawy czaszki. Pojawiały się też informacje o przerwanym rdzeniu kręgowym, które później zdementowano. Szpital nie chciał jednak podawać zbyt wielu szczegółów urazu Lonki. Ostatecznie w stanie krytycznym przetransportowano go do lecznicy w Lublinie.
Ze szpitala docierały nieoficjalne informacje, że lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Aż we wtorek KM Cross Lublin, organizator zawodów w Nowodworze, poinformował, że Łukasz Lonka nie żyje. Koledzy zaczęli żegnać go w mediach społecznościowych, do rodziny zaczęły napływać kondolencje. I wtedy głos zabrała małżonka Łukasza, Edyta.
"Mój kochany mąż jeszcze żyje. Jesteśmy wstrząśnięci spływającymi do nas kondolencjami" - napisała krótko, a jej słowa potwierdził lubelski szpital. Jednak ledwie kilkanaście godzin później medycy poinformowali, że Łukasz Lonka przegrał walkę o życie.
Niewiarygodne wsparcie środowiska
O tym, jak bardzo ceniony był Łukasz Lonka w środowisku motocyklowym może świadczyć fakt, że świeżo po wypadku zorganizowano zrzutkę na jego leczenie. Wtedy nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że 29-latek nie wyjdzie cało z wypadku. Liczono się z długą rehabilitacją, ale nie myślano o najgorszym. "Łukasz to twardy gość i na pewno wszystko będzie dobrze" - pisał jeszcze w niedzielę Tomasz Wysocki, od dawna rywalizujący z Lonką na motocrossowych torach.
Organizatorzy zbiórki w ciągu doby zgromadzili ponad 125 tys. zł. "Cała zebrana kwota zostanie przeznaczona na wsparcie żony Łukasza i jego córeczki. Chociaż tyle i tylko tyle możemy zrobić" - poinformowała po tragicznej informacji Anna Kowalska, która stała za zrzutką funduszy.
- Człowiek o wielkim sercu, otwarty dla wszystkich z ogromną dawką pozytywnych wibracji i niesamowitym uśmiechu. Z moją żoną i córeczką Anabel "zamykamy oczy" i niemalże codziennie rozmawiamy z Łukaszem na zawodach w Gdańsku - wspominał w rozmowie ze scigacz.pl Sebastian Wójcik, były zawodnik, a następnie trener motocrossu.
Pogrzeb Łukasza Lonki odbył się niespełna tydzień po tragicznym wypadku. Do jego rodzinnej Wrześni przyjechały setki fanów, byli też przedstawiciele klubów motocrossowych. "Proszę tylko o uszanowanie mojej prośby o nieprzyjeżdżanie motocyklami na uroczystość na cmentarzu. Chcemy pożegnać Łukasza w ciszy, bez parady motocyklowej" - podkreślała jego małżonka w social mediach.
Tragedia bez odpowiedzi
Jak zwykle w tego typu sytuacjach, Prokuratura Rejonowa w Lubartowie wszczęła śledztwo ws. wypadku Łukasza Lonki. Śledczy weszli m.in. w posiadanie krótkiego filmu, który nagrano na krótko przed tragicznym zdarzeniem. Prokuratura otrzymała też dostęp do dokumentacji prowadzonej przez organizatora, powołała biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków motocyklowych.
Śledztwo zostało umorzone po kilku miesiącach. Uznano, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Prokuratorzy uznali, że nie popełniono błędów przy organizacji zawodów czy toru. Badanie techniczne motocykla i kasku również nie wykazało nieprawidłowości.
Film, w posiadanie którego weszła prokuratura, był dowodem na to, że Łukasz Lonka swój ostatni skok w życiu wykonał z wykorzystaniem techniki "scrub". Polega ona na kładzeniu motocykla na końcu wybicia. Dzięki niej można wykonywać skoki przy dużo większości prędkości. Leci się przy tym bardzo nisko nad ziemią.
- W wyniku tej techniki musiało dojść w dalszej fazie tego lotu do kontaktu motocykla z podłożem, w wyniku którego nastąpił upadek Łukasza Lonki - tłumaczył decyzję o umorzeniu śledztwa w Weekend FM prokurator rejonowy w Lubartowie Zbigniew Rafałko.
Skazany na motocross
Łukasz Lonka pochodził ze sportowej rodziny. Jego ojciec Jacek sam wcześniej rywalizował na motocrossie. To za jego sprawą zakochał się w motocyklach i od małego próbował swoich sił na torach.
- Syn sam musi zdecydować, czy chce się bawić w motocross. Ja do niczego chłopaka zmuszać nie będę. To nie geny decydują o zainteresowaniu motocrossem i o dobrych wynikach - mówił Jacek Lonka w jednym z wywiadów, cytowany przez "Głos Wielkopolski".
Do rodziny zmarłego motocrossowca należy m.in. Radosław Lonka, dwukrotny zwycięzca Tour de Pologne amatorów i wielokrotny triumfator wyścigów MTB.
Łukasz Lonka miał talent, który predysponował go do sukcesów na arenie międzynarodowej. Niestety, w Polsce uprawianie motocrossu ciągle nie jest opłacalne pod kątem finansowym. Wydatki związane z treningami są spore, brakuje odpowiedniej infrastruktury, a szansa na zarobki jest niewielka. Dlatego wielu motocrossowców na wczesnym etapie przerzuca się chociażby na żużel.
Sam Lonka w rozmowie z wrzesnia.info.pl jasno sprecyzował, dlaczego nie przebił się na arenę światową. - Trzeba by mieszkać w Niemczech lub krajach Beneluksu i tam cały czas podpatrywać najlepszych, trenować z nimi, rywalizować. Na odległość, tak z doskoku, to się nie da. Jest też jeszcze bariera finansowa - mówił zmarły tragicznie motocrossowiec.
Czytaj także:
W F1 trwa wojna o cenionego inżyniera
Pracownicy F1 na skraju wyczerpania