[b]
Dawid Lis, WP SportoweFakty: Czy czuje się pani żeńską wersją Roberta Kubicy w Polsce?[/b]
Gosia Rdest, kierowca wyścigowy: Uwielbiam być do niego porównywana, bo uwielbiam Roberta. Jest to podbudowujące. Jak ktoś mówi, że jestem Kubicą w spódnicy, to też nie mam nic przeciwko. Aczkolwiek wiem, że do umiejętności Roberta jeszcze trochę mi brakuje.
Gdy wybrano panią do W Series, podobno pojawiły się łzy?
Udało się, znalazłam się w finałowej 18-stce. Gdy David Coulthard (były kierowca F1 - przyp. red.) wyczytywał moje nazwisko, nie sposób było ukryć łez wzruszenia i szczęścia. Zeszło ze mnie wielkie ciśnienie. Teraz już przede mną kolejny etap przygotowań do sezonu.
Zobacz także: Kobiety na start. W Series ma zmienić wyścigi. Gosia Rdest przed ogromną szansą
Co pani pomyślała, gdy w ogóle powstał pomysł W Series?
Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Było to dla mnie za piękne, żeby było prawdziwe. Nie chciało mi się wierzyć, że jest taka pula nagród, że wszystko jest z góry opłacone. Wydawało mi się to nierealne. Śledziłam losy serii, śledziłam wypowiedzi innych osób.
Do pierwszego etapu selekcji, w pierwszym terminie, nie przystąpiłam. Zdecydowałam się dopiero, jak zobaczyłam, jakie nazwiska się pojawiły, ile moich koleżanek ze świata wyścigowego, które już zajmowały czołowe miejsca, i z którymi miałam szansę bezpośrednich batalii, znajdują się na liście. Stwierdziłam: "czemu nie dać sobie szansy spróbować?". Czy coś z tego wyjdzie, czy też nie, to poznam te kilkadziesiąt innych zawodniczek. Będziemy miały szansę pojechać, wtedy jeszcze nie wiedziałam czy będzie kilka etapów selekcji, czy tylko jeden.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany
Wysłałam zgłoszenie w drugim terminie, na szczęście rozpatrzyli je pozytywnie. Dostałam zaproszenie na testy w Melk, w ośrodku doskonalenia techniki jazdy.
Jak wyglądały testy?
Sprawdzano nas w tak zwanych 10 modułach, specjalnie przygotowanych przez Alexandra Wurza, jednego z członków jury i byłego kierowcę F1. Te moduły dotyczyły płynności jazdy, toru jazdy, radzenia sobie z przednim i tylnym napędem, jazdy w różnych warunkach. Okazało się, że poszło mi zaskakująco bardzo dobrze. Dostałam wyniki, że byłam w 20 procentach najszybszych, najlepiej ocenionych zawodniczek. Miałyśmy tylko taki ranking. Wiedziałyśmy, że albo byłyśmy w tej dwudziestce, albo poza nią. Wszystko miałam wykonane najwyżej w skali, to bardzo mnie ucieszyło i też podbudowało.
Zobacz także: Ogromny sukces Gosi Rdest. Polka dostała się do damskiej Formuły 1
W Almerii, gdzie był ostatni etap, było już zupełnie inaczej.
Gdy dowiedziałam się, że usiądę za sterami F3, serce zaczęło bić mocniej. Zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Pomyślałam - "z powrotem zasiądę za sterami formuły". Było to dla mnie czymś niewiarygodnym. Byłam zestresowana, ale i szczęśliwa.
Ten trzeci etap selekcji był dla mnie bardzo wymagający psychicznie i fizycznie. Czułam presję. Wiedziałam, że stawka toczy się o wiele. Fizycznie to auto jest najtrudniejszym, jakim miałam okazję do tej pory jechać.
To samochód jest bardzo męczący. Kierownica jest zbliżona do klatki piersiowej, przez co niekomfortowe jest samo przeprowadzanie manewru skrętu. Jest straszne przegięcie nadgarstka. Jeszcze mam o tyle szczęście, że nie jestem aż tak wysoka, ale były zawodniczki wyższe, dla których zasiadanie w kokpicie, było męczące. Teraz już wiem, że przed testami w Lausitzring będę zmieniać swoją pozycję. Jestem gotowa widzieć mniej, byle mieć większy komfort, z bardziej wyprostowanymi rękami.
W jakiś specjalny sposób przygotowywała się pani do kolejnych etapów selekcji?
Cały czas podtrzymywałam moją rutynę treningu przygotowania fizycznego. Udało mi się również przejechać kilkanaście okrążeń na symulatorze, na torze, który przygotował dla mnie Ragnar Simulator. Toru w Almerii nie było na żadnej grze, absolutnie nie można było go nigdzie znaleźć. Nawet ciężko było znaleźć on boardy, bo jest to tor głównie pod motocykle. Dodatkowo odbyłam testy starym bolidem, Dallarą na torze w Valencii na miesiąc przed selekcją.
A jak wyglądała atmosfera wśród zawodniczek? Dało się odczuć jakąś rywalizację?
Przyznam szczerze, że najprzyjaźniejsza atmosfera była w Melk. Tam byłyśmy podzielone na mniejsze grupy, w których było po 8-9 zawodniczek. Te grupy były nazwane nazwami najsłynniejszych torów świata. Akurat byłam w Group Team Monaco, więc bardzo prestiżowa nazwa nam się trafiła. Wtedy w Melku było bardzo miło. Oczywiście, była rywalizacja, ale była też współpraca. Miałyśmy też moduł team building. Bardzo dobrze się dogadywałyśmy, współdzieliłyśmy samochody. Ta atmosfera była bardzo miła.
W Almerii czuć było już, że wszystkim zależy bardziej. Wiadomo było, że niestety z 28 dziewczyn będzie 10 odesłanych. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo cztery zawodniczki dodatkowo otrzymały status kierowcy rezerwowego i będą brały udział w treningach piątkowych. Aczkolwiek, treningi to nie to samo co wyścigi. Dlatego każda z 28 chciała dostać się do finałowej 18-stki.
Z bliższych relacji to dobrze dogadywałam się z Vivien Keszthelyi, znałyśmy się z Audi Sport TT Cup i ta relacja była dla mnie taka naturalna do podtrzymania. Również z Natalią Kowalską, wiadomo my dwie Polki, to jak najbardziej się wspierałyśmy.
Co weekend na zawodniczki czeka teraz inny inżynier i inny bolid. To prawda?
Tak, dokładnie. W Series, czyli coś na wzór serii pucharowej, tylko w single seaterach, czyli coś, czego jeszcze nie grali. Trzeba zaznaczyć, że co weekend wyścigowy będziemy miały innego inżyniera, a co za tym idzie, to także zmiana mechaników pracujących przy samochodzie. Również będzie zmiana bolidów, żeby nie było insynuowania, że ktoś jest preferencją dla organizatora.
Jak będą wyglądały pani przygotowania do sezonu?
Mamy jeszcze oficjalne testy przed sezonem na torze Lausitzring. To są oficjalne testy DTM, więc wszystkie serie towarzyszące tam będą. Będą to bodajże cztery dni jeżdżenia, pracy z inżynierem. Również z ramienia W Series i współpracy z Hintsa Performance mamy dedykowanego trenera przygotowania fizycznego.
Po testach, które przechodziliśmy w Melku, po analizie naszego ciała i jego budowy przygotują dla nas stosowne ćwiczenia. Będzie też trening mentalny, co mnie cieszy. Ponadto W Series gwarantuje nam zawsze w niedzielę kilka godzin sesji w symulatorze, aby przygotować się do kolejnego weekendu.
Co może być najtrudniejsze w sezonie?
Pod kątem prowadzenia na pewno wjeżdżanie z większą prędkością w zakręty, zaufanie bolidowi. W samochodzie to, co się dzieje z autem, odczuwałam w zupełnie innym stopniu. Samochód jest miększy, formuła jest jedną platformą, gdzie bazuje się na niezaburzaniu balansu rozłożenia masy, a na płynności przechodzenia z zakrętu w zakręt.
Na pewno zmieni się także moje przygotowanie fizyczne. Moja obręcz barkowa musi być silniejsza. Zawsze fizyczność była moją mocną stroną i pod tym kątem nie chcę nic odpuścić. Wiem, że mój maksymalny wyjazd na testach trwał około 11 okrążeń i nie było to nie męczące. Patrząc na długości torów, to wyścig będzie wynosił około 20 kółek. To wydaje się być sporo. W samochodzie bardziej budowałam wytrzymałość, bo były wysokie temperatury w aucie, to tutaj wydaje mi się, że będzie to jazda bardziej siłowa. Ale potwierdzę to po pierwszym weekendzie wyścigowym.
W tym sezonie jest sześć weekendów wyścigowych dla W Series. Jak pani ocenia tory, na których odbędą się zawody?
Bardzo dobrze. Większość z nich znam, więc jest to dla mnie komfort psychiczny. Nie znam jedynie toru w Assen, który z tego, co słyszałam, nie należy do najłatwiejszych obiektów. Zaczynam sezon na torze, który znam bardzo dobrze. To jeden z moich ulubionych, to Hockenheimring. Nigdy nie jeździłam jednak tam niczym szybszym niż Audi TT. Mam nadzieję, że dzięki temu, że znam tor, te pierwsze okrążenia będą łatwiejsze. Liczę, że nie będę pracować nad poznawaniem toru, a nad dopasowaniem auta do tego, co już o tym torze wiem.
Jakie stawia sobie pani założenia na ten sezon?
Jestem realistką. Wiem, że te sześć lat przerwy, po epizodycznym jednym sezonie w formule, to niezbyt wiele. Nawet odnosząc się do Alice Powell, Sabre Cook, Beitske Visser czy Jamie Chadwick, czyli dziewczyn, które mają doświadczenie w single seaterach. Liczę na samym początku na pierwszą dziesiątkę, na regularne dojeżdżanie do mety. Następnie, w połowie sezonu celuję, żeby przenieść się do pierwszej piątki, a drugą połowę sezonu chcę zakończyć na podium.
W Series to pewien zwrot w pani karierze. Oznacza to także mniej jazdy?
Na chwilę obecną będzie to sześć weekendów w W Series i trzy gościnne starty w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. To będzie zupełna inna bajka przesiadać się z tylnego napędu o takiej proporcji mocy do masy, do dwukrotnie więcej ważącego Seata Leona przednionapędowego. Myślę, że to może być ciekawe doświadczenie.
Skupiam się na single seaterach. Na chwilę obecną nie będziemy mieli nawet możliwości testów, chyba że za zgodą W Series, jak wynika z naszych ustaleń w kontraktach. Nie chcę się niepotrzebnie rozdzielać, czy stylów jazdy, czy różnych samochodów.
Otrzymałam szansę i chcę ją wykorzystać. Będę się do tego przygotowywać i walczyć. Jest to coś, czego się naprawdę szczerze nie spodziewałam. Oczywiście, kiedy się do tego przygotowywałam, to miałam nadzieję, że fajnie by było być w tej osiemnastce. Naprawdę się cieszę, jestem bardzo szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie miałam takiej ilości testów. Nigdy podczas czterech dni testów nie miałam możliwości zajechania dziesięciu kompletów opon. Mimo, że już trochę się ścigam, to był jeden z najlepszych testowych wyjazdów w moim życiu.
Jak W Series może zmienić podejście kobiet do motorsportu?
Myślę, że bardzo się to zmieni. Już teraz widać to pod kątem promocji i rozpowszechniania informacji. Widzę to po wiadomościach, które otrzymuję w mediach społecznościowych. Nie piszą tylko mężczyźni, ale także kobiety. Zaczyna się naprawdę dziać. Pytają o wskazówki, możliwość oglądania wyścigów. Nie spodziewałam się aż takiego odzewu. Wiedziałam, że może to być czymś kontrowersyjnym. Nie spodziewałam się, że pójdzie to na taką skalę. Przyczyni się do popularyzacji sportu, przede wszystkim wśród kobiet, ale nie tylko.
Nagrody finansowe to także motywacja?
Zdecydowanie tak. Już słyszałam o dwóch zawodniczkach z Hiszpanii, które wykupiły w tym roku pulę testów i przygotowują się do testów, które będą za rok. To nie lada szansa. To także bardzo duże odbicie finansowe, bo pula nagród to 1,5 miliona dolarów, a 500 tysięcy dolarów dla zwyciężczyni. Tak naprawdę to możliwość całkowicie samodzielnego sfinansowania sezonu. To coś pięknego. Dlatego też wydawało mi się to nieprawdziwe. Takich rzeczy nie znajduje się na ulicy, a tutaj tak było. Była strona internetowa, wystarczyło się zgłosić, zostać wybranym i przejść selekcję.
Jaka może być przyszłość tej serii wyścigowej?
Jeszcze nie jest to do końca doprecyzowane. Na pewno jest tak, że zawodniczka, która wygra, nie może startować w kolejnym roku. Pozostałe mogą się ponownie ubiegać. Żadna z dziewczn nie ma gwarancji startów w przyszłym sezonie. Jest nowa selekcja za rok. Aczkolwiek wydaje mi się, że dziewczyny, które wypadną dobrze, będą miały jakiś priorytet.
Może też być tak, że część z nich będzie chciała pójść wyżej albo poczuje, że w pełni wykorzystała platformę do rozwoju, jaką jest W Series i będą chciały ponownie wrócić do rywalizacji z mężczyznami. Osobiście myślę, że dobrze by mi zrobiły dwuletnie starty w W Series i dopiero przejście o krok wyżej.
Była pani opiekunem projektu Girls On Track w Polsce. Jak będzie wyglądała współpraca z młodzieżą w przyszłości?
Girls On Track był dla mnie sporym wyzwaniem pod kątem organizacyjnym, a także bycie nauczycielką było wyzwaniem. Ale było to bardzo przyjemne. Zupełnie inny rodzaj satysfakcji dla mnie. Program zakończył się sukcesem. Udało nam się na finał w Le Mans zakwalifikować dwie dziewczyny do głównego finału, gdzie startowało dziewięć najlepszych. Asia Piwowarek i Michalina Sabaj były w TOP9, a Michalinie udało się także dostać do finałowego składu europejskiego zespołu FIA. Co więcej, słyszałam, że dwie dziewczynki dostają szansę od Polskiego Związku Motorowego startu w Kartingowych Mistrzostwach Polski.
FIA kontynuacji Girls On Track w takiej formie nie przewiduje. Zbierają się jednak, aby wypuścić na świat swoją wizję na ten rok. Bardziej chcą, żeby to było w formie weekendowych zjazdów, czyli tak, jak zrobiliśmy to my, ale przygotowując je do finału. Jak tylko będzie wiadomo jak to będzie wyglądało ze strony FIA, to na pewno jako kraj i ja, jako zawodniczka, się w to zaangażujemy.