Jacek Mazur: Kiedy rozpocząłeś swoją przygodę z rajdami i kiedy przyszedł czas na starty już w bardziej poważnym i wymagającym Pucharze PZM?
Marek Kwaśnik : Ściganie w Pucharze PZM rozpocząłem w 2006 roku od Rajdu Magurskiego za duża namową mojej obecnej pilotki Katarzyny Buś. Wcześniej startowałem w KJS-ach. Pierwszy rajd amatorski, w jakim wziąłem udział to był KJS organizowany przez Automobilklub Rzeszowski w 1994 roku. Potem nastąpiła chwilka przerwy i do regularnych startów wróciłem od 2001 roku. W latach 2001-2005 udało mi się wywalczyć jeden tytuł I Wicemistrza oraz 4 tytuły Mistrza Okręgu Warszawskiego w Rajdach Amatorskich w klasie do 1600 cm.
Ile rajdów w Pucharze PZM jest już za Tobą, bo jednak jesteś już dosyć doświadczonym kierowcą jeśli chodzi o staż w PPZM i co uważasz za swój największy sukces, a co określasz mianem niemałej porażki w Twojej dotychczasowej karierze?
- Jak tak sięgnąć pamięcią to uzbierało się już 21 startów, czyli mamy już oczko. Naszym wspólnym sukcesem jest to, że udało się nam stworzyć super zespół oraz podjąć współpracę ze świetnym sponsorem "Rodzinne Centrum Rozrywki HULAKULA", który wspiera nasz team w startach i pozwala zdobywać bogate rajdowe doświadczenie. Jeśli chodzi zaś o sukces sportowy to na pewno było ich kilka, ale bardzo miło wspominam przede wszystkim metę Rajdu Festiwalowego w 2006, gdzie od pierwszego odcinka mieliśmy problemy z samochodem, a potem mieliśmy jeszcze delikatne spotkanie z drzewem, a mimo to udało nam się dotrzeć do mety na wysokim miejscu w klasyfikacji generalnej. był to super emocjonujący rajd! Z kolei, gdy mowa o naszych porażkach, to na pewno były takie momenty, które chciałoby się wymazać z pamięci lub zmienić przebieg wydarzeń, ale staram się każdą taką wpadkę traktować jako kolejne doświadczenie i naukę, która ma mnie wzmacniać i pozwalać uniknąć takich sytuacji w przyszłości.
Rozpoczynałeś swoje starty w Pucharze Oplem Kadettem, ale na Pomorzu w zeszłym roku miałeś wypadek, a później pojawiłeś się już Astrą. Co się stało z Kadettem?
- Tak, bardzo miło wspominam starty tym samochodem. Pierwsza prawdziwa rajdówka, która świetnie się prowadziła i jeszcze w tamtym okresie pozwalała śmiało walczyć o miejsca na podium w generalce. Niestety dachowanie na Rajdzie Kaszub, było na tyle poważne, że koszty odbudowy tamtego samochodu byłyby większe niż przygotowania Astry, która jak mi się wtedy wydawało powinna być bardziej konkurencyjna.
Jak doszło do tego zdarzenia, po którym Wasz samochód nadawał się już tylko do kasacji?
- Był to rajd, który miał duże znaczenie dla naszej pozycji w klasyfikacji końcowej sezonu 2006, więc postanowiliśmy zaatakować od pierwszego odcinka. Po przejechaniu ok. 2 kilometrów po długiej prostej przy prędkości około 140 km/h przestrzeliliśmy prawy dwójkowy zakręt za szczytem, co zaowocowało najechaniem na duży kamień, który wystrzelił naszą rajdówkę w powietrze i po wykonaniu efektownej stójki na przednim zderzaku wylądowaliśmy kilka metrów poza drogą. Samochód zapalił się, ale po mojej szybkiej interwencji oraz pomocy strażaków udało się go szybko ugasić. Moje małe doświadczenie w rajdach szutrowych spowodowało, że opis jaki zastosowałem na tym odcinku był mocno nietrafiony, a efekt można zobaczyć na filmie na mojej stronie internetowej.
Czy według Ciebie w tym sporcie od momentu, kiedy zacząłeś startować coś się zmieniło – na lepsze czy może na gorsze?
- Niestety nie mogę dostrzec dużych plusów. Według mnie brakuje dobrych menadżerów, którzy zajęliby się tym sportem i stworzyli tak jak na świecie wielkie widowisko dla kibiców, ogromny rynek dla reklamodawców i pole do ciekawej rywalizacji dla zawodników. Uważam, że jest to możliwe.
Jak według Ciebie powinna przebiegać współpraca z PZM?
- Na pewno przydałby się większy dialog z zawodnikami. Mam nadzieję, że po ostatnim spotkaniu zawodników z Panem Górskim sytuacja zmieni się, ale czy to nie następne obiecanki to zobaczymy.
Co sądzisz o karach, które organizatorzy niektórych rajdów nakładają na zawodników. Mam wrażenie, że po niechlubnym Rajdzie Subaru nieco to wszystko zelżało, oby nie tylko po to by chwilowo załagodzić nienajlepszą sytuację, a jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
- Powiem tak Puchar PZM ma być szkołą dla nowych zawodników. Mnie w szkole uczono, że trzeba pokazać, wytłumaczyć, upomnieć, a potem wymagać. W tej kwestii w rajdach jest odwrotnie. Nikomu nie zależy, aby pokierować tych młodych, rozemocjonowanych zawodników, którzy niejednokrotnie w przerwie pomiędzy szkołą, pracą załatwiają wszystkie formalności oraz próbują wystartować w rajdzie. Traktuje się ich jak fabryczny zespół, w którym pracuje sztab ludzi odpowiedzialnych za poszczególne etapy.
Jakie jest Twoje stanowisko w sprawie rund łączonych, których z roku na rok jest coraz więcej?
- Kiedy zaczynałem startować w rajdach i miałem jechać na rajd PPZM połączony z RSMP traktowałem to jako wyróżnienie i możliwość lepszego wypromowania się jako zawodnik. Po trzech latach startów wiem, że z takim podejściem organizatorów, mediów i całą otoczką rajdy powinny być organizowane osobno. My jako zawodnicy PPZM więcej tracimy niż zyskujemy, a w oczach naszych bardziej doświadczonych kolegów jesteśmy ich kulą u nogi. Martwi mnie taka sytuacja bo według mnie powinno być odwrotnie, ale fakty mówią coś innego.
W tym sezonie zadebiutował Puchar Astry, w którym też zacząłeś startować. Skąd decyzja by od razu przystąpić do rywalizacji w nim?
- Głównym celem jest startowanie w klasie, w której można nawiązać równą i ciekawą rywalizację. Klasa N3 w tym roku, to dominacja samochodów nieporównywalnych do Astry. Walka z Peugeotami RC, Hondami Type-R itp. stała się nierówna. To samochody z innej epoki i tak naprawdę mogliśmy liczyć na pomoc pogody lub pecha konkurencji, a wolałbym rywalizować na odcinkach, a nie poza nimi, także stworzenie tego Pucharu pozwoliło nam właśnie na taką prawdziwą rywalizację.
Czy działacze PZM sami wyszli z propozycją stworzenia takiej klasy - pucharu, czy była to może inicjatywa samych zainteresowanych, czyli zawodników?
- Cała inicjatywa wniknęła ze strony naszych kolegów Piotrka Żajkowskiego, Tomka Zakrzewskiego oraz Piotrka Roguli. To oni wymyślili, że dobrze by było, aby nasze wyniki były objęte jakąś klasyfikacją, a nie tylko naszymi wyliczeniami po rajdzie typu kto z nas pojechał najszybciej. Astra ze względu na koszty jest w chwili obecnej jedną z najtańszych dostępnych rajdówek i wciąż popularna na naszych oesach. A swoją drogą szkoda, że PZM nie obserwuje naszej rywalizacji i nie próbuje proponować nowych rozwiązań, które powinny podnieść atrakcyjność takich imprez.
Były duże problemy z utworzeniem tego Pucharu? Nie było jakiegoś oporu ze strony władz PZM do utworzenia tych kolejnych kilku punktów regulaminu?
- Jakoś się udało, ale niestety czas, który był potrzebny władzom PZM na start tej klasy był zdecydowanie za długi, a fakt, że wiadomości o takiej zmianie roznoszą się głównie za pośrednictwem zawodników i nie ma żadnej reklamy z strony PZM nie pomaga ani tej klasie ani ogólnie rozwojowi tej dyscypliny. Wszędzie na świecie młodzi zawodnicy, którzy zaczynają startować nie zawsze topowym sprzętem są oczkiem w głowie klubów oraz organizacji sportowych, bo to właśnie z takich zawodników wyrastają mistrzowie i oni potrzebują promocji. Tam to zauważono i są tego efekty - u nas może wkrótce też tak będzie...
Podczas Rajdu Agapit klasa Astry była już gotowa, a ledwie jedna załoga się do niej zgłosiła. Z czego to wynikało? Czyżby działacze "zaspali" i sami nie do końca byli poinformowani o "zawiłościach" kilku punktów regulaminu i nie potrafili udzielić zawodnikom informacji na temat zasad zgłaszania i funkcjonowania nowej klasy?
- Dokładnie tak. Tak jak już wspomniałem PZM w bardzo ograniczony sposób pomaga nam zawodnikom i nie wspiera promocji zawodów szczególnie niższej rangi takiej jak nasz Puchar PZM.
Za Tobą już kilka startów w tej klasie. Jak oceniasz to z perspektywy czasu? Był to dobry wybór?
- Uważam to za świetne posunięcie. Rywalizacja, w której masz realną szansę na zdobycie punktów, dobrego miejsca na podium, zdobycia pucharów podnosi wartość takiego doznania. Daje tym zawodnikom narzędzie do pozyskiwania sponsorów, a przecież w tym sporcie, aby osiągnąć jakiś wynik nie można o tym zapominać. Jest to świetna okazja do stworzenia dobrej rywalizacji.
Póki co zdobyłeś jedynie pięć punktów choć startujesz chyba najbardziej regularnie, a dla przykładu debiutant Kosiński jest liderem. Czym to jest spowodowane?
- Niestety tutaj chyba odczuwamy efekt małego wsparcia ze strony PZM w kwestii promowania tej klasy. Tak jak wspomniałeś pomimo zwycięstwa w tej klasie przy bardzo małej obsadzie zdobywasz mniejszą ilość punków. Koledzy startując w rajdach, w których frekwencja była wyższa zdobyli ich zdecydowanie więcej. Niestety organizatorzy nie pomagali, aby to się zmieniło np. na rajdzie Lotos załogi, które nieumyślnie pomyłkowo zgłosiły się w klasie A7 nie mogły już przed Badaniem Kontrolnym przepisać się do naszej klasy. Szkoda, że już w pierwszym roku zabija się ją zarodku. Rozumiem, że może jest na to jakiś przepis i ktoś ma czyste sumienie, ale czy na pewno o to nam wszystkim chodzi?
Jakie są Twoje plany na końcowe eliminacje tego sezonu?
- W tej chwili skupiamy się na rywalizacji w Pucharze Astry. Liczymy na dużą frekwencję na pozostałych eliminacjach, co pozwoliłoby nam zdobyć jak największą ilość punktów i gonić czołówkę.
A jakie są Twoje plany na przyszły sezon? Wzmocnienie Astry, przesiadka do mocniejszego auta czy może RSMP?
- Nie ukrywam, że moim marzeniem są starty w RSMP, ale to wszystko uzależnione będzie od budżetu. Jeżeli udałoby się zebrać pieniądze na starty konkurencyjnym samochodem lub w jakimś pucharze to na pewno z tego skorzystam. W innym przypadku będziemy startować w Pucharze PZM, a czym to się jeszcze okaże.