Rajd Subaru: relacja z Pucharu PZM czyli rajd, którego nie było

Nie od dzisiaj wiadomo, że łączenie rajdowych rund Mistrzostw Polski i Pucharu PZM ma w większości na celu napychanie portfeli organizatorów wpisowym opłacanym przez zawodników szczególnie tej drugiej serii.

W tym artykule dowiesz się o:

Od lat obserwuje się znaczący spadek ilości załóg startujących w Mistrzostwach Polski co znacząco ogranicza wpływy do kasy organizatorów tych imprez. Pomysłem bardzo konstruktywnym finansowo okazało się "łatanie" budżetu załogami startującymi w rajdowym przedszkolu czyli Pucharze PZM, a każda taka załoga to kolejne tysiąc dwieście złotych. I o ile wszystko odbywa się zgodnie z harmonogramami zawodów to cena ta jest do przyjęcia, choć mimo wszystko dla wielu młodych chłopaków ciężka do przełknięcia. Jednak po tym, co wydarzyło się podczas minionego Rajdu Subaru ciężko uwierzyć, by ktokolwiek był zadowolony.

Załogi z PPZM wystartowały w sobotę rano przed zawodnikami z Mistrzostw Polski, dla których był to już drugi dzień zmagań, do sześciu odcinków specjalnych - po trzy oesy przejeżdżane dwukrotnie w dwóch jednakowych pętlach. Przed startem na trasie panowała fatalna pogoda - padał deszcz, było mglisto i duszno, więc zawodnicy wystartowali do odcinka Gruszów w bardzo trudnych warunkach.

Pierwszy na trasie stawił się lider Pucharu PZM, Paweł Danys z Tomaszem Markiewiczem (Honda Civic Type R) i w tych arcytrudnych warunkach osiągnął szósty czas. Drudzy na starcie i jednocześnie w wynikach byli bracia Jarosław i Marcin Szeja (Peugeot 206 RC), którzy jak zawsze doskonale czuli się w niesprzyjających okolicznościach. Odcinek padł łupem rozochoconego zwycięstwem podczas poprzedniej rundy - Rajdu Świdnickiego - Piotra Sopolińskiego jadącego z Tomaszem Borko (Opel Astra OPC). Na tym odcinku załoga z numerem startowym 136 - Paweł Płóciniczak z Dominikiem Głębickim (Opel Astra) nie dohamowała się do jednego z zakrętów i wypadając z drogi potrąciła niebezpiecznie stojącego fotoreportera. Odcinek został przerwany i pozostałe załogi, w tym także mający wystartować blisko dwie godziny później zawodnicy z Mistrzostw Polski nie mieli mierzonego czasu na tej próbie.

Podczas kolejnego odcinka Siekierczyna sytuacja powtórzyła się. Z trasy wypadały kolejno załogi z numerami: 103, 108, 111, 119 i 134, a na załogę numer 151 najechała załoga z numerem 161 i konieczna była interwencja karetki, w związku z czym odcinek również został przerwany dla reszty stawki. Wśród załóg, którym mierzono czas tym razem do głosu doszedł Marcin Gładysz w nowej N-grupowej Hondzie Civic Type R, drugie miejsce w kolejnej Hondzie zajął Piotr Jędrusiński, a trzecie zajął Paweł Hankiewicz (Peugeot 206RC). Kolejne miejsca zajęli tym razem Szeja i Sopoliński, a Danys zanotował siódmy czas.

Dopiero trzeci odcinek Ujanowice został przeprowadzony od początku do końca bezproblemowo - pomimo, że kolejne trzy załogi znalazły się poza drogą. Ponownie na liście zwycięzców zapisał się Sopoliński przed Danysem i Jędrusińskim. Szeja wypadł poza drogę i odnotował dopiero czterdziesty piąty rezultat. Po pierwszej pętli, z której ledwie jeden odcinek odbył się dla wszystkich zawodników w normalnych warunkach w tabeli wyników na czele znajdował się Sopoliński z przewagą 3,9 sek. nad Hankiewiczem, 4,2 sek. nad Jędrusińskim i 30,6 sek. nad Danysem, a wicelider punktacji PPZM Jarosław Szeja znajdował się na jedenastej pozycji ze stratą 1 min. 56,3 sek.

Podczas wizyty na serwisie Andrzej Szukta, czyli osoba odpowiedzialna za kontakt z zawodnikami ze strony organizatora przekazał załogom informacje, że postanowiono na kolejną pętlę zawodników z Mistrzostw Polski wypuścić na odcinki przed zawodnikami z PPZM, aby Ci bez przeszkód powodowanych wypadkami pucharowiczów mogli przejechać ostatnie trzy odcinki specjalne. Jednak do startu kolejnych odcinków specjalnych nie doszło.

- Nie wiem o co tak naprawdę chodzi. Dostaliśmy od Andrzeja Szkuty ustną informację, żeby przepuścić stawkę Mistrzostw Polski na serwisie. A chwilę później kazano nam skierować się od razu do Krakowa na teren Chemobudowy na wcześniejszą metę. W ogóle nie podano nam przyczyny takiego stanu rzeczy - skwitował w rozmowie Michał Grudziński pilot Rafała Szebli (Peugeot 106).

- Było całkiem nieźle na pierwszych dwóch odcinkach bo jechaliśmy na deszczówkach, a było dosyć mokro. Jednak na trzecim odcinku koledzy, którzy zostali na mediach byli w dużo lepszej sytuacji bo było już praktycznie sucho. No i stało się. Miałem mały błąd w opisie i do jednego zakrętu nie dohamowałem się. Miałem tam mieć jakieś 100km/h, a miałem z 40 więcej i nie było szans żeby się utrzymać na drodze. Miałem do wyboru jeszcze chwile hamować i uderzyć w drzewa, co skończyło by się pewnie kolejną wizytą helikoptera na trasie, lub pójść prosto w trawy przy tych 140km/h. Na szczęście nie było tam nic twardego i tylko nam się przednie koła rozjechały, przez co ciężko było dotrzeć do mety. Szkoda, że nie poszła druga pętla bo nie było okazji do rehabilitacji - podsumował jedenasty w końcowych wynikach Jarosław Szeja.

- Przyjeżdżamy do Krakowa z drugiego końca Polski. Musimy na to stracić aż 5 dni, brać urlopy w pracy tylko po to żeby przejechać trzy odcinki - chociaż koledzy z niższych klas mieli jeszcze gorzej. Nie wspomnę tutaj o ponoszonych kosztach. Jest mi bardzo przykro, że Puchar PZM jest po raz kolejny pomijany i wręcz obrażany przez organizatorów, gdy są rundy łączone - ocenił Paweł Danys lider po sześciu rozegranych rundach.

- To jest w ogóle skandal. Przejechaliśmy ledwie czternaście kilometrów z zaplanowanych osiemdziesięciu czterech. Kto nam zwróci koszt przygotowania samochodu, wpisowego, straconego czasu. Stwierdzam, że tu w Małopolsce jakoś najczęściej stwarzane są jakieś problemy na rajdach - może ich tu nie powinno być jeśli nie da się normalnie jeździć - Marek Kwaśnik (Opel Astra).

- Nie ujmując powagi każdego wypadku, ale dwa tygodnie temu byliśmy świadkami prawdziwej tragedii - zginął człowiek - a rajd dało się jakoś kontynuować, więc nie wiem gdzie leży przyczyna - oceniła Katarzyna Buś pilotka Marka Kwaśnika.

- Ja tego w ogóle nie rozumiem. Jedziemy naszym autem wszystko, co można, wygrywamy odcinek w klasie i zajmujemy szóste miejsce w generalce tego odcinka, a na mecie dowiadujemy się, że policzono nam jakieś dziwne czasy na pierwszych dwóch odcinkach, kiedy nie można było normalnie jechać i lądujemy na pięćdziesiątym miejscu w generalce i dziewiątym w klasie. To jakieś żarty chyba - skwitował rozżalony Rafał Szebla.

- Zawsze marzyłem żeby odebrać na mecie puchar i pojechać z nim w pewne sentymentalne miejsce - grób Janusza Kuliga do Łapanowa - i go tam zostawić. Ale po tym co tu się wydarzyło jest mi wstyd w ogóle odbierać ten puchar. Nie dość, że nie było okazji do rajdowej jazdy, to dojazdówki, które zapewnił nam organizator były jakieś chore. Szalenie długie i czasy na ich przejechanie zdecydowanie za krótkie - musieliśmy na dojazdówkach jechać ryzykując zdrowie własne i osób postronnych, a to chyba nie o to chodzi - nie krył rozczarowania drugi w klasie N0 Łukasz Ryznar (Fiat CC).

- Nic ciekawego nie mogę powiedzieć, nie pościgaliśmy się praktycznie wcale, a do tego same niemiłe wrażenia, bo braliśmy udział w pomocy potrąconej osobie. Chciałbym szybko zapomnieć o tym rajdzie - powiedział pierwszy w klasie A0 Grzegorz Warkowski (Fiat CC).

Nieoficjalne wyniki Rajdu Subaru PPZM :

1. Piotr Sopoliński/Tomasz Borko (Opel Astra OPC)

2. Paweł Hankiewicz/Agnieszka Wierzchowska (Peugeot 206RC) +3,9 sek.

3. Piotr Jędrusiński/Tomasz Maciuszek (Honda Civic Type R) +4,2 sek.

4. Paweł Danys/Tomasz Markiewicz (Honda Civic Type R) +30,6 sek.

5. Tomasz Sawicki/Krzysztof Jeżewski (Peugeot 206RC) + 46,9 sek.

Klasyfikacja Pucharu PZM po 6-ciu rundach :

1. Paweł Danys 31 pkt.

2. Jarosław Szeja 26 pkt.

3. Piotr Sopoliński 24 pkt.

3. Piotr Jędrusińki 24 pkt.

5. Paweł Hankiewicz 23 pkt.

Źródło artykułu: