W tym artykule dowiesz się o:
Cofnijmy się o dwanaście miesięcy. W lipcu 2015 r. w wadze koguciej panowała Ronda Rousey, która szykowała się do kolejnej obrony tytułu - z Bethe Correia. 1 sierpnia 2015 r. Amerykanka wygrała łatwo, przez nokaut, po 34 sekundach. Wydawało się, że w wadze koguciej jest "Rowdy", a potem długo, długo nikt.
Nikt nie przypuszczał, że w tej kategorii wagowej czeka nas prawdziwe trzęsienie ziemi. Potężne wstrząsy kibice MMA odczuwali kilka razy. Najpierw w listopadzie 2015 r., gdy Rousey doznała sensacyjnej porażki przez nokaut z Holly Holm. Ta ostatnia długo jednak nie nacieszyła się tytułem. W pierwszej obronie (marzec br.) została poddana przez Mieshę Tate.
Tate także zdążyła już spaść z nieba do piekła. Na niedawnej gali UFC 200 (9 lipca) została pokonana przez Amandę Nunes (13-4), 28-letnią Brazylijkę. Choć słowo "pokonana" nie jest najodpowiedniejsze. Nunes wręcz zmiażdżyła "Cupcake". Najpierw zadała jej mnóstwo ciosów w stójce, a gdy mistrzyni znalazła się w parterze, zwieńczyła dzieło duszeniem zza pleców.
Rousey, Holm i Tate - trzy Amerykanki zostały zepchnięte w cień. Teraz swoje "pięć minut" ma wojowniczka pochodząca ze stanu Bahia. Przedstawiamy wam nową mistrzynię wagi koguciej.
"Leoa" - słowo to w języku portugalskim oznacza "lwicę". To pseudonim, jaki nosi Brazylijka.
- W logo mojego pierwszego klubu widniały dwa lwy. Byłam jedyną kobietą na sali treningowej, więc mój dawny trener zaczął mówić na mnie "Leoa". Wzięło się to od mojego agresywnego stylu i tak to już do mnie przylgnęło - wyjaśnia Nunes.
Jest wszechstronnie wyszkolona. Jako kilkuletnia dziewczynka rozpoczęła treningi karate, później ćwiczyła także boks, a za namową siostry poszła na zajęcia z brazylijskiego jiu-jitsu.
Dorastała na przedmieściach Salvadoru, w stanie Bahia. - To było bardzo proste życie. Rodzina i Bóg odegrali bardzo dużą rolę w moim wychowaniu - wspominała.
Mając niespełna 20 lat, stoczyła pierwszą zawodową walkę. Nie było to dla niej przyjemne doświadczenie.
ZOBACZ WIDEO: To dlatego Artur Szpilka wzbudza tak duże kontrowersje
Przez sześć miesięcy Nunes przygotowywała się do debiutu w MMA. W marcu 2008 r. stoczyła pierwszą zawodową walkę, podczas lokalnej gali w Salvadorze. Kilka razy trafiła rodaczkę Anę Marię, ale zabrakło jej doświadczenia w parterze. Przegrała przez dźwignię na staw łokciowy po 35 sekundach.
Nie rozpamiętywała jednak zbyt długo niepowodzenia. Dwa i pół miesiąca później poznała smak zwycięstwa. Przeciwniczkę - Paty Barbosę - znokautowała w 11 sekund. Później dołożyła do tego cztery wygrane z rzędu.
W Brazylii zaczęło jej brakować rywalek. Ucieszyła się z propozycji stoczenia walki w USA, którą złożył jej menedżer Chris Vender.
Ameryka usłyszała o Nunes w 2011 r., na gali federacji Strikeforce. To był debiut z przytupem.
- Skąd ona się wzięła? - zastanawiali się kibice z USA po demonstracji siły w wykonaniu "Lwicy" z Brazylii. Na znokautowanie Julii Budd potrzebowała tylko 14 sekund, choć patrząc na serię ciosów młotkowych na głowę rywalki, można było mieć zastrzeżenia, czy sędzia nie wkroczył zbyt późno.
- Chcę zmienić kobiece MMA i być najlepszą wojowniczką na świecie przez długi czas - zapowiedziała Nunes po przyjeździe do USA.
Jednak w kolejnych latach walczyła ze zmiennym szczęściem. Zwycięstwa przeplatała porażkami. Nie sprostała Alexis Davis (w 2011 r., na gali Strikeforce) i Sarah D'Alelio (2013 r., Invicta). Po podpisaniu kontraktu z UFC odniosła dwa zwycięstwa, by w trzeciej walce ulec Cat Zingano (przez TKO w III rundzie).
Imponowała agresywnością, ale im dłużej trwały jej pojedynki, tym większe miała problemy wydolnościowe. - Gdy w walce z Zingano spostrzegłam swoją szansę w pierwszej rundzie (na znokautowanie rywalki - przyp. red.), nie potrafiłam się kontrolować - przyznała. Podkręciła tempo, ale później drogo za to zapłaciła.
Mało kto wówczas przypuszczał, że wyciągnie wniosku i zostanie mistrzynią. Ważnym krokiem w jej karierze była zmiana klubu.
- Zmieniam trening. Pracujemy nad moją koncentracją, bym była w stanie walczyć z chłodną głową. Porażka z Cat Zingano to dla mnie poważne ostrzeżenie - mówiła w rozmowie z mmajunkie.com w marcu 2015 r.
"Lwica" trenowała już wówczas z jednym z najbardziej osławionych ośrodków MMA - American Top Team na Florydzie.
Wróciła silniejsza. Łatwo rozprawiła się z Shayną Baszler, a po kolejnym zwycięstwie - z doświadczoną Sara McMann - przybliżyła się do walki o tytuł. Mike Brown, trener w American Top Team, w sierpniu ub. roku twierdził, że jego podopieczna jest gotowa do starcia z Rousey. - W walce w stójce Amanda wyprzedza Rondę o lata świetlne - komplementował Brazylijkę Brown.
Do starcia z "Rowdy" jednak nie doszło. Amerykanka straciła pas, a Nunes - po jeszcze jednym zwycięstwie (z Valentiną Shevchenko) - otrzymała szansę walki o tytuł, tyle że z Mieshą Tate. I skrzętnie ją wykorzystała.
Z pewnego względu Brazylijka jest wyjątkową mistrzynią. Nunes nigdy nie ukrywała, że tworzy związek z kobietą. Jest pierwszą homoseksualną czempionką UFC.
Partnerką mistrzyni wagi koguciej jest inna zawodniczka MMA - Nina Ansaroff (rekord 6-5). 30-letnia Amerykanka walczy w UFC w wadze słomkowej (w której panuje Joanna Jędrzejczyk), ale ostatnio nie miała najlepszej passy. Przegrała dwie walki z rzędu.
Wspiera za to na każdym kroku Amandę Nunes. Razem mieszkają na Florydzie, razem trenują w ATT. - Gdy spotkałam ją po raz pierwszy, pomyślałam: "ta kobieta jest szalona". Okazało się jednak, że jest największym skarbem. Zrobi wszystko dla ukochanej osoby. Lubi się także dobrze bawić. Jedyny moment, w którym staje się poważna, to ten, gdy zatrzaskują się drzwi oktagonu - wyjaśnia Ansaroff w rozmowie z "USA Today".
Mistrzyni odwzajemnia jej uczucie. - Ona znaczy dla mnie wszystko. Ta dziewczyna pomaga mi każdego dnia. Najważniejsze, że mam szczęśliwe życie - podkreśla Nunes. - Jest także najlepszą partnerką treningową, jaką miałam - dodaje.
Choć "Lwica" osiągnęła życiowy sukces i zepchnęła na dalszy plan słynne amerykańskie fighterki, to pod jednym względem wciąż pozostaje w ich cieniu.
Biorąc pod uwagę liczbę fanów na portalach społecznościowych, Amanda Nunes nie może się równać z innymi gwiazdami kobiecego MMA.
Profil Brazylijki na Instagramie obserwuje 67 tys. osób. Dla porównania - Joanna Jędrzejczyk ma prawie 450 tys. obserwujących, zaś gwiazdy z USA to zupełnie inna liga. Holm - 1,2 mln obserwujących, Tate - 1,3 mln, zaś Rousey - imponujące 8,1 mln.
Podobnie wyglądają statystyki na Twitterze. Nunes ma nieco ponad 28 tys. "followersów" na tym portalu społecznościowym. Jędrzejczyk - 128 tysięcy, Tate - prawie 600 tysięcy, zaś Rousey - aż 2,75 mln obserwujących!
Przed "Lwicą" pole do popisu. W najbliższym czasie - jako świeżo upieczona mistrzyni - będzie uczestniczyć w wielu eventach dla UFC. Prawdopodobnie więc znacząco zwiększy się jej liczba fanów. A z kim zobaczymy ją w oktagonie w pierwszej obronie tytułu?
Na razie Nunes nie może się nacieszyć mistrzowskim pasem. Kilka dni temu wrzuciła do sieci zdjęcie, na którym widzimy, jak wypoczywa w łóżku z... trofeum. "Dzień dobry. Od soboty mam najlepszy sen" - podpisała fotografię.
Wszyscy zadają sobie dwa pytania: kto będzie pierwszą rywalką Brazylijki w obronie tytułu i czy Nunes - podobnie jak Holm i Tate - szybko go straci?
Dana White od dawna powtarza, że jeśli tylko Ronda Rousey ogłosi gotowość do powrotu, to automatycznie zostanie wyznaczona do pojedynku o tytuł. - Chciałbym zobaczyć jej walkę w tym roku, ale równie dobrze może to być początek przyszłego roku. Ronda zmierzy się z tą, która w tym czasie będzie mistrzynią - podkreślił White.
Jeśli "Rowdy" opóźni powrót, wówczas faworytką do starcia z Nunes będzie Holly Holm. Oczywiście pod warunkiem, że 23 lipca "Preacher's Daughter" pokona Valentinę Shevchenko.