Sporych emocji dostarczyła walka Łukasza Charzewskiego (13-2) z Michałem Sobiechem (5-2). W pierwszej rundzie przeważał pierwszy z wymienionych zawodników, natomiast w drugiej się to zmieniło. W pewnym momencie Charzewski, były mistrz FEN, przeniósł pojedynek do parteru.
To właśnie w nim otrzymał cios łokciem, który sprawił, że doznał rozcięcia nad prawym okiem, przez co pojawiła się duża opuchlizna. Do klatki wszedł lekarz i nie miał wątpliwości, że 31-latek nie może kontynuować walki, bo nie widzi.
Jednak "Harry" upierał się, że jest inaczej i może kontynuować pojedynek. Lekarz postanowił dwukrotnie zasłonić lewe oko i sprawdzić, czy widzi na drugie. Kazał mu zgadywać liczbę pokazywanych palców i za każdym razem ta sztuka mu się udawała. Tyle tylko, że pomagał w tym narożnik zawodnika.
ZOBACZ WIDEO: Kiedyś walczył za grosze. Dziś spełnia marzenia!
Lekarz postanowił przeprowadzić jeszcze jeden test, tym razem tak, by Charzewski nie otrzymał pomocy. Mimo to 31-latek i tak zgadł, ile palców zostało pokazanych. To sprawiło, że ostatecznie został dopuszczony do ostatniej rundy.
W niej Sobiech został obalony i do samego końca nie był w stanie się podnieść. O końcowym wyniku zadecydowali sędziowie, którzy orzekli triumf Charzewskiego jednogłośną decyzją (3 x 30-27).
Po zakończonej walce wywiad z zawodnikiem, który wygrał swoją pierwszą walkę w KSW przeprowadził Mateusz Borek. Nie mogło oczywiście zabraknąć pytania o to, czy naprawdę widział, gdy lekarz robił mu sprawdzian.
- Zgadłem, przysięgam. Proszę mi uwierzyć, że to była taka chwila, pomyślałem, że doktor pokaże trzy, bo wcześniej pokazywał dwa i strzeliłem w trzy - przyznał szczerze Charzewski czym potwierdził, że oszukał lekarza.
- To ja się zgłoszę przy następnym losowaniu Totolotka, bo dobrze zgadujesz - odpowiedział ze śmiechem Borek.