- Jeśli jeden z wiceprezesów nie będzie się wpieprzał, to będzie dobrze - mówił w 2018 roku podczas Halowych Mistrzostw Świata w Birmingham. Wówczas , najlepszy polski sprinter, głośno mówił o swoich nieporozumieniach z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, jednocześnie licząc, że sprawa wkrótce się wyprostuje.
Minęły dokładnie trzy lata, a finalista Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu (6. miejsce) na pytanie o szanse na bieganie w sztafecie 4x100 metrów na wielkich imprezach, odpowiada krótko: "nie mam tego w planach".
Konflikt między Olszewskim a PZLA urósł do takiego rozmiaru, że 29-latek nie widzi żadnej możliwości na jego załagodzenie. - Traktowanie mojego taty przez związek uważam za skandaliczne i nie ma na to mojej zgody - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.
"Moje ambicje są wyśmiewane"
Pat trwa już od kilku lat. Powód? Olszewski postanowił rozpocząć treningi ze swoim ojcem, nie widząc szans na progres w dalszej pracy z trenerem kadry. Przez to popadł w konflikt z wiceprezesem związku i w efekcie został wykreślony ze szkolenia centralnego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!
- Związek ignoruje fakt, że od siedmiu lat jestem na topie, ignoruje to, że mam inny tok myślenia. Moje ambicje i aspiracje są po prostu wyśmiewane i nie ma na to mojej zgody. Przez to, jak mój tata był traktowany przez Polski Związek Lekkiej Atletyki, po prostu postanowiliśmy się odłączyć - tłumaczy mistrz kraju na 60 i 100 metrów.
Na wspomnianych HMŚ w Birmingham pojawiła się nadzieja, jednak jak tłumaczy Olszewski, było to spowodowane tylko i wyłącznie tym, że trenerem kadry został Jacek Lewandowski, kierownik jego klubu CWZS Zawisza Bydgoszcz. - Łączenie treningów indywidualnych ze sztafetowymi sprawiło, że ja z poziomu 10,20 s spadłem na 10,40 s - wspomina.
Lekkoatleta przekonuje, że od momentu zmiany trenera rzucane są mu kłody pod nogi, podobnie jak jego tacie.
- Tak było przed mistrzostwami Europy w 2018 roku, na MP w Lublinie. Wszystko było ustalone, dogadane, że mój trener będzie ze mną na obozie. Jednak gdy w finale zająłem drugie miejsce, trzy minuty później mój tata dostał SMS-a, że jednak nie ma dla niego miejsca w hotelu.
- Podobnie przed Halowymi Mistrzostwami Europy w Glasgow 2019. Wygrałem mistrzostwa Polski, zrobiłem minimum indywidualne na imprezę. Ale przygotowywałem się do tego sam, bo PZLA zaproponował obóz, ale nie dla mojego taty. Skończyło się tak, że siedziałem w Bydgoszczy w hotelu, a on dojeżdżał do mnie 2-3 razy w tygodniu. To było dla niego bardzo męczące i uciążliwe.
29-latek jest przekonany, że zawodnikom powinno pozwolić się pracować ze swoimi szkoleniowcami. - Nie powinno być tak, że zawodnikom odmawia się możliwości treningu z trenerami klubowymi. A problem dla związku jest taki, że choć trenuję sam i za własne pieniądze, zacząłem robić widoczny progres.
Przez konflikt z PZLA najszybszy polski sprinter nie zamierza więc biegać w sztafecie 4x100 metrów, co na pewno nie zwiększa szansy drużyny na wypełnienie minimum na igrzyska olimpijskie w Tokio.
Olszewski: - W grupie bloku sprintu jest chyba 16 chłopaków i jeśli związek uważa, że ich system działa, to niech im dają szansę się wykazać. Koledzy prezentują dobry poziom, a ja nie chcę nikomu zabierać miejsca. Moralnie też nie czuję się zobowiązany by biegać w sztafecie. Źle by to też wpłynęło na moje przygotowania indywidualne. Raz czy dwa wymiękłem i pobiegłem w sztafecie, jednak nic to nie zmieniło. Ba, było jeszcze gorzej. Traktowanie mojego taty było i jest skandaliczne, a na to nie ma mojej zgody. Wobec nas nadal jest wielka niechęć w PZLA.
Wielka partyzantka
Co o całej sprawie mówi związek? Pytany o to przez nas wiceprezes Tomasz Majewski przekonuje, że bieganie w sztafecie zależy tylko i wyłącznie od samego zawodnika.
- Remka nikt nie wyrzucał z reprezentacji. To jest jego decyzja, jeśli ktoś nie chce pomagać kolegom to przecież ja go nie zmuszę. Sport polega jednak na dobrowolności. Skoro on podtrzymuje swój wybór, to tak będzie. Sztafeta będzie się przygotowywać i walczyć o minimum olimpijskie bez niego - mówi dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.
W podobnym tonie wypowiada się też dyrektor sportowy PZLA, Krzysztof Kęcki.
- Trudno mi odnieść się do zarzutów Remka dotyczących tego, co było kilka lat temu i co kto komu powiedział czy jakiego wysłał SMS-a. Ale ciężko mówić o niechęci wobec zawodnika, skoro związek regularnie wysyła mu propozycje szkolenia. A że nie są przyjmowane... Każdy ma do tego prawo, mamy demokrację - ocenia.
- Na dodatek przed Halowymi Mistrzostwami Europy Remek miał zapewnioną możliwość korzystania z bydgoskiego ośrodka przygotowań w towarzystwie swojego obecnego trenera. Jest on traktowany przez nas na równi z innymi sprinterami - dodaje.
Olszewski również zdradził nam, że w ostatnim czasie ze związku pojawiały się pytania dot. ponownego włączenie go do szkolenia centralnego, jednak on nigdzie nie rusza się bez swojego taty. To dla niego warunek absolutnie kluczowy.
- Generalnie jest tak, że trener najlepszego zawodnika staje się trenerem kadrowym. Nam takiego przywileju nikt nigdy nie zaproponował. Jeśli przez pięć ostatnich lat bywałem przez nich pomijany, choćby na Drużynowe Mistrzostwa Europy w Lille, to niech biegają inni.
Jak 29-latek radzi sobie finansowo? Jeszcze do niedawna Olszewski mógł liczyć na wsparcie potężnego sponsora, jednak od nowego roku jest zdany tylko na siebie i najbliższych.
- Muszę liczyć na siebie i na rodziców, trochę też pomaga klub. Orlen nie przedłużył w grudniu umów z wieloma sportowcami i ja też znalazłem się w tej grupie. Trenuję więc na swój koszt, a w wolnych chwilach próbuję dorabiać. Pracuję jako sędzia lekkoatletyczny, prowadzę też zajęcia. Nie ma w tym wielkiego profesjonalizmu, ale i tak cieszymy się, że z tak ogromnej partyzantki udało się włączyć do walki o medal mistrzostw Europy.
Sprinter nie ma wielkich nadziei, że wkrótce pojawi się firma, chcąca zainwestować w niego pieniądze. - Chciałbym tego, ale ja nie jestem człowiekiem, który się o coś prosi. Poza tym w obecnej sytuacji, gdy trwa pandemia, są ludzie znacznie bardziej potrzebujący niż ja.
Marzenie trzymające karierę
Olszewski, podbudowany dobrym występem na Halowych Mistrzostwach Europy w Toruniu i wcześniejszym pobiciem rekordu życiowego na 60 m (6,59 s), liczy na szybkie bieganie w sezonie letnim.
- W Toruniu wprawdzie marzyłem o medalu, ale z wyniku mogę być zadowolony. Po raz pierwszy w karierze awansowałem do finału tak wielkiej imprezy, a to był mój cel główny. Szóste miejsce brałbym w ciemno przed startem. Co będzie latem? Przelicznik wygląda tak, że 6,60 s w hali powinien przekładać się na mniej więcej 10,10 s latem. Nie jest to jednak wszystko takie proste. Na otwartym stadionie jest więcej zależnych, takich jak warunki atmosferyczne - tłumaczy.
Rekord życiowy Olszewskiego na stadionie wynosi 10,21 s. On jednak liczy na znacznie lepsze wyniki w nadchodzących miesiącach, czyli takie pozwalające na udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio.
- Ja cały czas czułem w sobie rezerwy, przede wszystkim szybkościowe. Wraz z tatą skupiliśmy się na kwestii przyspieszenia, a nie siły i wytrzymałości. Nad tym pracowaliśmy i widać efekty. Mimo że zdarza mi się zostać w blokach, to na dystansie potrafiłem się rozpędzić. To na pewno duży plus i prognostyk przed sezonem olimpijskim. Moim celem jest pobicie rekordu życiowego, a najlepiej zbliżenie się do czasu 10,05 s.
29-latek nie ukrywa jednak, że nadchodzący sezon może być ostatnim w jego karierze.
- I myślę, że nie będę sam. Wielu chłopakom po prostu nie chce się dalej męczyć. Muszę myśleć o przyszłości, a nie ciągle żyć marzeniami. W 2017 roku zapowiedziałem sobie, że celem jest występ na igrzyskach olimpijskich. I chyba tylko dlatego jeszcze trenuje. Wielu by odpuściło w mojej sytuacji, ale po prostu jestem uparty.
Przełom ws. igrzysk olimpijskich w Tokio! Czytaj więcej--->>>
Znakomity wynik Polki! To nowa gwiazda? Czytaj więcej--->>>