28-letni Mateusz Kaczor to wyjątkowy przypadek w całej kadrze polskich lekkoatletów. Zawodnik miał już uprawiać sport tylko dla zdrowia, a niespodziewanie łącząc treningi z pracą na budowie, zaczął uzyskiwać nieprawdopodobne wyniki. Do zdobycia kwalifikacji na igrzyska w Paryżu zabrakło mu minuty, ale nie załamał się i wierzy, że w Los Angeles spełni swoje marzenia. Niedługo ma skoczyć pracę na budowie i już zastanawia się, jak wpłynie to na jego dyspozycję.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jesteś zapewne jedynym polskim lekkoatletą, który starty łączy z pracą na budowie. Jak to możliwe?
Mateusz Kaczor, najlepszy obecnie polski maratończyk: Trzy lata temu zdecydowaliśmy się z żoną na budowę domu, a ja podjąłem się wyzwania i postanowiłem, że zrobię to sam. Obecnie zostało mi już naprawdę niewiele roboty. Do wykończenia jest jeszcze podłoga oraz zamontowanie drzwi. Wierzę, że w maju w końcu będziemy mogli się wprowadzić do swojego domu.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski ma trójkę dzieci. "To przede wszystkim frajda"
Skąd pomysł na samodzielną budowę domu?
Może brzmi to dziwnie, ale cały dom postawiłem czerpiąc wiedzę z Youtube'a. Mam trochę wiedzy technicznej, bo od zawsze lubiłem takie prace. Nigdy jednak nie uczyłem się tego, bo z zawodu jestem technikiem informatykiem. Budowlankę traktuję jako pasję i możliwość oderwania myśli od sportu.
Naprawdę wszystko zrobiłeś w domu sam?
Firmie zewnętrznej zleciłem zrobienie tynków i wylewki. Poza tym wszystko zrobiłem sam, a gdy konieczna była pomoc drugiej osoby, to prosiłem brata lub tatę. W 90 proc. wszystko robiłem jednak sam. Najgorsze było wykładanie wełny i zalewanie stropu. Mimo iż jestem zmęczony fizycznie, to psychicznie odpoczywam na budowie. Dziennie pracowałem średnio po 12 godzin. Na treningi miałem czas rano, a jeśli starczało sił, to także wieczorem.
Jak skończysz budowę domu, to zamierzasz założyć własną firmę budowlaną?
Obiecałem sobie, że po zakończeniu budowy skupię się już tylko na bieganiu. Dostałem wielkie wsparcie od Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, więc stawiam na rozwój swojej kariery. Zobaczymy, co będzie później.
Patrząc na twoje wyniki widać, że największy progres wynikowy zrobiłeś właśnie od momentu rozpoczęcia budowy. Brzmi to niewiarygodnie.
Mam nawet wrażenie, że dużo obowiązków pomogło mi lepiej się zmotywować. W lato potrafiłem wstawać przed szóstą, by od razu zrobić pierwszy trening. Później zajmowałem się pracą na budowie, a wieczorem realizowałem trudniejsze treningi.
Zastanawiałeś się, o ile szybciej mógłbyś teraz biegać, gdybyś mógł skupić się tylko na bieganiu?
Śmieje się, że to właśnie praca na budowie pomogła mi uzyskiwać dobre wyniki. Nauczyło mnie to systematyczności i pokonywania własnych słabości. Na zawodach wychodzi, że jedni po prostu się poddają, a ja potrafię walczyć z samym sobą. Jestem przekonany, że budowa więcej mi dała niż zabrała. Poza tym, ja ciągle lubię coś robić, a jak nie miałem budowy, to ciągle rozmyślałem o bieganiu i po prostu spalałem się psychicznie.
Jedna rzecz to motywacja wewnętrzna, ale przecież dochodzi też po prostu zmęczenie całym dniem. Naprawdę byłeś w stanie biegać po całym dniu pracy?
Dla mnie to nic nowego. Już w kilka lat temu pracowałem na etacie i zajmowałem się budową kominków. Praca była tak ciężka, że byłem w stanie trenować tylko trzy razy w tygodniu. Przygotowując się takim trybem zdołałem w 2021 roku wywalczyć brązowy medal na 3000 metrów z przeszkodami. W minionym roku też bywały dni, że po prostu mi nie szło, ale starałem się nie załamywać i po prostu biegałem wtedy wolniej. Im dłużej tak funkcjonowałem, tym mój organizm lepiej adaptował się do takiego wysiłku. Żartuję sobie, że gdy już skończę budowę, to chyba będę musiał biegać trzy razy dziennie, by nie mieć za dużo wolnego.
Do tej pory nie było cię stać na własnego trenera, czy zgrupowania. Czy coś w tej sprawie się zmieniło?
Od trzech lat sam układam sobie treningi i jak widać, takie rozwiązanie się sprawdza. Zdobyłem sporą wiedzę i ciągle staram się edukować. Popełniłem kilka błędów, ale większość treningów okazało się trafionych. Nie chcę być już zajeżdżany przez trenera kadrowego, jak to zdarzało mi się w poprzednich latach. Zdecydowaną większość czasu spędzam na leśnych trasach nieopodal Radomia. Tutejsi biegacze dobrze mnie już znają. Dzięki dołączeniu do CWZS mam teraz większe możliwości.
To znaczy, że na zgrupowania będziesz jeździł z wojskiem, a nie kadrą polskich maratończyków?
Grupa maratonu w ramach PZLA praktycznie umarła. W kadrze narodowej jest nas obecnie czworo, a sytuacja jest tak kiepska, że zdecydowano się połączyć kadrę męską i żeńską. Nie rozumiem, dlaczego nie można powołać do kadry pięciu najlepszych zawodników z poprzedniego sezonu i stworzyć mocniej grupy, która po dwóch, trzech latach mogłaby uzyskiwać naprawdę wartościowe wyniki. Jestem przekonany, że właśnie tego brakuje mi to, by myśleć o regularnym kwalifikowaniu się na najważniejsze imprezy. Do tej pory poziom organizacyjny w PZLA był za niski, by coś takiego skonstruować.
W wojsku o wspólne treningi jest łatwiej?
Mam tutaj lepszą grupę treningową, a w PZLA praktycznie zawsze był problem z terminami, bo nawet jeśli, bym gdzieś pojechał, to zapewne i tak trenowałbym sam. Od PZLA otrzymałem dofinansowanie na cztery obozy krajowe, ale musiałbym jechać tam, gdzie akurat jest trener. Z kolei w grupie wojskowej szykujemy się do igrzysk wojskowych, które odbędą się 26 marca. Byliśmy już na dwutygodniowym zgrupowaniu w Międzyzdrojach, a niedługo wylatujemy na trzy tygodnie do Kenii.
Domyślam się, że najważniejszym startem w tym roku będą dla ciebie pierwsze w historii mistrzostwa Europy w biegach ulicznych w Brukseli (12 i 13 kwietnia)?
Szczerze mówiąc to nawet nie wiem, czy zdołam wystartować w tych zawodach. Zasady kwalifikacji są takie, że trzeba wystartować w lutym na mistrzostwach Polski. Ja jednak odpuszczam ten start, bo będę wtedy na obozie w Kenii. Mistrz Polski ma się kwalifikować automatycznie, a drugi i trzeci zawodnik pojedzie na ME po akceptacji zarządu. Ja już wiem, że z decyzjami PZLA różnie bywa, więc raczej nie nastawiam się na wyjazd.
Odpuścisz bez walki?
Wrócę z Kenii i zobaczymy, co się wydarzy. PZLA dała plamę w komunikacji z CWZS, bo przecież można było po prostu ustalić odpowiednie terminy kwalifikacji. Dziwi mnie to, że choć władze PZLA doskonale znają kalendarz imprez wojskowych, to nie potrafią wypracować elastycznego systemu kwalifikacji. Przez wyjazd na zgrupowanie, całej naszej grupy nie będzie wtedy w Polsce. Obecnie kluczowymi imprezami są dla mnie imprezy wojskowe.
I tak byłoby szkoda, gdyby zabrakło cię na kwietniowych mistrzostwach Europy.
W kwietniu i tak planowałem start w komercyjnym maratonie, więc jeśli miałbym pojechać na ME, to raczej tylko na półmaraton. Jeśli dostanę powołanie, to uważam, że mam spore szanse powalczyć tam o dobre miejsce. Gdy rok temu wróciłem z pierwszego w życiu obozu w Kenii, to chwilę później uzyskałem rekord życiowy w maratonie w Sevilli, który jest trzecim wynikiem w historii Polski (2:09.35).
Jesteś obecnie najlepszym polskim maratończykiem, ale wcześniej specjalizowałeś się w innych konkurencjach. Jak trafiłeś do maratonu?
W swoim życiu tylko cztery razy przebiegłem maraton i wszystkie te próby przytrafiły się w ciągu ostatnich 10 miesięcy. Nigdy nie planowałem zostać maratończykiem, ale w 2023 roku spontanicznie wpadłem pomysł startu w Poznaniu i od razu zdobyłem srebrny medal, a wynik 2:12.38 był gigantycznym zaskoczeniem dla wszystkich. W historii polskiego sportu nie było jeszcze tak udanego debiutu na tym dystansie. Później wszystko potoczyło się już samo.
W 2020 roku tak naprawdę zakończyłeś lekkoatletyczną karierę, ale już rok później wróciłeś do biegania. Co się stało?
Zatrudniłem się w firmie produkującej kominki, ale postanowiłem, że będę biegał dla zdrowia i startował co jakiś czas w biegach ulicznych na jakiś wioskach. Gdy rozpocząłem budowę domu mój poziom sportowy poszedł tak mocno do przodu, że zacząłem wygrywać w wielkich imprezach ulicznych.
Ile można zarobić za zwycięstwo w biegach ulicznych w Polsce?
W Polsce są może dwa biegi, w których za zwycięstwo można zgarnąć pięć tysięcy złotych. Przeważnie stawki za zwycięstwo to 800, czy tysiąc złotych. Prędzej można więc stracić zdrowie niż zarobić na normalne życie. Z kolei do stypendium ministerialnego potrzebny byłby sukces na mistrzostwach Europy i świata. Na igrzyska nie zdołałem się zakwalifikować, bo w minionym roku zabrakło mi minuty. W tym roku na mistrzostwa świata minimum to 2:06:30, a obecnie nie ma szans, bym był w stanie biegać aż tak szybko. Bez pomocy wojska nie mógłbym kontynuować kariery.
Pomocy z innych źródeł nie ma?
Mam jeszcze stypendium z miasta Radomia, ale warunkiem jego otrzymania jest medal mistrzostw Polski. Przez wyjazdy na zgrupowania sprawa mocno się skomplikowała, bo nie będę mógł wystąpić na mistrzostwach Polski w maratonie i półmaratonie. Najprawdopodobniej będę musiał więc wrócić do występów na bieżni.
W zeszłym roku byłeś po raz pierwszy na obozie w Iten, czyli słynnej wiosce kenijskich biegaczy. Jak to wspominasz?
To było coś niesamowitego. Można było odnieść wrażenie, że tam biegają praktycznie wszyscy. O szóstej rano po okolicznych drogach biegały grupy złożone z ponad stu biegaczy. Na miejskim, szutrowym stadionie był taki tłum, że widać było tylko tumany kurzu. Dla Kenijczyków bieganie to szansa na wyrwanie się z biedy.
Dawałeś radę dotrzymać tempa tamtejszym biegaczom?
Gdy robiłem trening na stadionie to biegałem z… kobietami. Najlepsze zawodniczki biegały tam odcinki 1200 metrów w tempie 2:50 min/km. To było moje tempo tyle, że byłem w stanie biegać tylko 800-metrowe odcinki. Z facetami w ogóle nie było sensu trenować, bo to zupełnie inny poziom. Przypomnę, że mówimy o treningach na 2500 metrów nad poziomem morza. Po tym co zobaczyłem w Kenii już się nie dziwię, że wynik poniżej minimum na igrzyska zrobiło ponad 50 Kenijczyków i chyba 70 Etiopczyków.
Mekka biegaczy nie ma choćby jednego stadionu z tartanową nawierzchnią?
Jest tam tylko jeden stadion z bieżnią, ale jest on zarezerwowany dla klientów jednego hotelu. Większość biegaczy trenuje więc albo na szutrowym stadionie, albo okolicznej drodze.
Gdy opowiadasz o swojej karierze wszystko brzmi fantastycznie, ale domyślam się, że codzienność już nie jest tak kolorowa. Myślałeś, żeby to rzucić i zająć się choćby trenowaniem amatorów?
Były momenty zwątpienia, bo mówimy o naprawdę trudnym zajęciu. Zimą trenuję przynajmniej po 140 kilometrów tygodniowo, a na obozach biegam nawet ponad 200 km tygodniowo. A przecież do tej pory robiłem to zupełnie amatorsko. Gdyby nie wsparcie z wojska, to nie byłoby szans żebym dalej mógł to robić.
Choć twoje wyniki w Polsce robią wrażenie, to jednak żeby myśleć o walce o czołowe lokaty na największych imprezach, wciąż musisz zrobić bardzo duży postęp. Wierzysz, że stać cię na bieganie poniżej 2:06?
Zrobić minimum to jedno, ale powalczyć na tych imprezach o czołowe miejsce, to drugie. Mam świadomość, że to wciąż trzy poziomy wyżej niż jestem obecnie. Medal na mistrzostwach Europy jest w moim zasięgu, ale świat to zupełnie inne zagadnienie. Przetrwałem jednak tyle, że zrobię wiele, by osiągnąć najwyższy poziom.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Autor pyta o Mekkę, czy pomylił rozmówcę z innym biegaczem??