Korespondencja z Ostrawy. Pałeczki, głupota i szmal, czyli puchar pełen dziwów

Getty Images / Stephen Pond / Nagroda dla triumfatora Pucharu Kontynentalnego w Ostrawie
Getty Images / Stephen Pond / Nagroda dla triumfatora Pucharu Kontynentalnego w Ostrawie

Lekkoatleci z Ameryki wygrali trzecią edycję Pucharu Kontynentalnego i podzielili się pałeczkami z kryształowego szkła. Polacy, których w ekipie Europy było dziewięciu, na mecie sezonu przeżyli fajną przygodę i zarobili niezły szmal.

Kamil Kołsut z Ostrawy

To była impreza fajna, choć dziwna. Godnie zorganizowana, lecz opatrzona podręcznikiem konfundujących reguł. Dla nas najważniejsze, że zaproszenia do zabawy dostało dziewięciu Biało-Czerwonych - żadna nacja w Teamie Europa nie była reprezentowana szerzej.

I tak drugie miejsce w Ostrawie wyrwali Marcin Lewandowski oraz Anita Włodarczyk, trzeci był Michał Haratyk. Piąte pozycje zajęli Michał Rozmys i Paulina Guba, szóste Anna SabatWojciech Nowicki oraz Justyna Święty-Ersetic, siódma była zaś Sofia Ennaoui. Nasi zarobili dzięki temu blisko 60 tysięcy dolarów.

Smutni panowie z bronią

Imprezę Czesi skroili na swoją miarę. Widać, że lekką atletykę kochają i rozumieją, co pokazują od 57 lat podczas znakomitego mityngu Zlatej Tretry. Puchar Kontynentalny był więc bogaty w to, co znamy i lubimy. Naznaczony sielską atmosferą i głośnym dopingiem, zorganizowany na urokliwym stadionie otoczonym koroną stoisk, gdzie w sport bawili się najmłodsi.

- Obiekt w Ostrawie jest kameralny, a wychodząc na prezentację czułem się przy tych 15 tysiącach widzów tak, jak na Stadionie Olimpijskim w Berlinie - oznajmił nam bez chwili wahania Lewandowski. A Caster Semenya dorzuciła, że na witkowickim obiekcie biegło się jej kapitalnie i będzie chciała koniecznie do Czech wrócić.

Do kwestii bezpieczeństwa gospodarze podeszli po swojemu. Okolice stadionu jak strachy na wróble patrolowali poważni policjanci z nagą bronią długą, na sam obiekt dostałem się za to bramą główną bez żadnej kontroli. Smutni panowie okazali się więc prewencją specyficzną.

Walka o pałeczki

Sportowcy walczyli o wspomniany szmal (kolejno za miejsca: 30, 15, 10, 7, 5, 3, 2 i 1 tysiąc dolarów) oraz nietypowe trofeum: jedną z 116 pałeczek z kryształowego szkła, ułożonych na kształt ostrawskiego stadionu, a w widoku z góry przypominającym ni to baterię ampułek ze sterydami, ni zbiór próbek do badań antydopingowych. Zgarnęli je Amerykanie. I dobrze, że w ich składzie żadnego ex-dopingowicza nie było.

Zawodnicy z Europy i Afryki na stadion mogli dojść piechotą, bo obiekt i hotel dzieliło 150 metrów. Tu organizatorzy zasłużyli na plus, sportowcom podpadli za to przy dystrybucji strojów. Niektórym trafiły się zestawy niekompletne, innym niewymiarowe. I tak na przykład Michał Haratyk oraz Tomas Stanek do rywalizacji w pchnięciu kulą przystąpili we własnych trykotach, bo zdobyczne były za małe. Podobno problemem okazała się azjatycka "rozmiarówka".

"Głupie" rewelacje

Duże kontrowersje wzbudziły specyficzne reguły rozgrywania zawodów. Rywalizację w skokach na odległość, pchnięciach i rzutach zaczynało ośmiu zawodników, a po trzech rundach odpadał słabszy przedstawiciel kontynentu. Taki team spirit: po pierwsze wyeliminować kolegę z drużyny. I na przykład Francuzka Alexandra Tavernier zajęła w rzucie młotem piąte miejsce, choć odległość miała trzecią. Podobny los spotkał lidera światowych list w rzucie dyskiem Daniela Stahla.

Czwarta runda rywalizacji była półfinałem i o awansie decydował jeden rzut. Na tym przejechał się mistrz świata Andrius Gudzius, który spalił próbę i został trzecim dyskobolem zawodów, za przeciętnym Australijczykiem Matthewem Dennym. O zwycięstwie decydowała piąta seria. Tam do dziwów doszło chociażby u dyskobolek, gdzie przez spalenie próby Sandra Perković uległa Yaimie Perez, choć tego dnia rzucała trzy metry dalej.

ZOBACZ WIDEO: Konrad Bukowiecki: Kibice w Niemczech dali nam owacje na stojąco

- Już podczas zebrania wielu zawodników było negatywnie nastawionych do zmian. Nie wiem, czemu to miało służyć - nie kryje Włodarczyk. A Haratyk regulaminowe rewolucja ocenia krótko: - To głupie.

Wkurzali się nasi, kombinacje denerwowały też innych. Wybitna biegaczka długich dystansów Sifan Hassan oznajmiła wręcz, że sportowcy "są zawodowcami i nie biorą udziału w jakichś szkolnych zawodach". Wszystko przez to, że w rywalizacji na 3000 metrów organizatorzy uznali, że po czwartym, piątym, szóstym i siódmym kółku - trochę jak w kolarskim wyścigu australijskim - na trybuny trzeba odesłać najsłabszego zawodnika.

Liderzy w gazie

Sportowo klasę potwierdzili w Ostrawie najwięksi. Marie-Josee Ta Lou w walce sprinterek pokonała podwójną mistrzynię Europy Dinę Asher-Smith i zakończyła sezon jako liderka światowych list, z ledwie jedną porażką na koncie. Ani razu w tym roku nie przegrał za to płotkarz Abderrahman Samba, wszystkie biegi kończąc z czasem poniżej 48 sekund.

60 tysięcy dolarów za wygranie trójskoku i skoku w dal zgarnęła Caterine Ibarguen, na 3000 metrów rywali bez problemu ograli dominatorzy Hassan i Conseslus Kipruto, a wśród 800-metrowców przeciwnikom szans nie dał lider światowych list Emmanuel Korir. Kiedy zapytaliśmy, gdzie kryje się sekret jego wielkiej formy, która na dobre wystrzeliła w tym roku, rzekł bez wahania: - To proste. Wszystko dzięki talentowi i ciężkiej pracy.

- Nie chodziło mi o bicie rekordów, tylko przede wszystkim o dobrą zabawę - powiedziała nam po ostatnim zwycięstwie w tym roku Caster Semenya. Najlepszy na mecie 400 metrów Abdelelah Haroun na mecie oznajmił zaś: - Mama powiedziała, że to mój ostatni bieg w sezonie, więc mam nie wracać do domu bez zwycięstwa.

Kilka chwil wcześniej wygraną świętowała skacząca wzwyż Maria Lasitskene, której w tym roku wpadka zdarzyła się tylko raz. W czasach wybitnej specjalizacji charakterystyczną dla siebie wszechstronnością błysnął Christian Taylor, który najpierw wygrał trójskok, a później pobiegł w wygranej przez Amerykanów sztafecie mieszanej. Nietypowym bohaterem zawodów został Joseph Millar. Sprinter z Nowej Zelandii w sobotę musiał zastąpił kontuzjowanego kolegę... dyskobola i w trzech rzutach wywindował rekord życiowy do poziomu 27 metrów.

Zawody z wojska

Nasz Rozmys pokonał trzech rywali, choć do wyjazdu na zawody potrzebował przepustki, bo jest w trakcie wojskowego szkolenia. - Nogi były ciężkie, ale przynajmniej dzień przed biegiem mogłem się wyspać. Bo tak to codziennie budzę się o 5:30. Później zaprawa, marsz, śniadanie. To prawdziwe szkolenie, bez ściemniania - wyjaśnia nasz zawodnik.

On tej jesieni przeciera szlaki, za chwilę w kamasze pójdą inni. Do wojska lekkoatleci ruszą tłumem, bo przeszkolenia czeka między innymi Konrada BukowieckiegoŚwięty-ErseticEnnaoui czy Gubę. Panie musztrę zakończą dzień przed ceremonią "Złotych Kolców". Z wojska ruszą prosto na galę, co podobno niektóre już wprawiło w lekki popłoch. Na razie naszych czeka jeszcze chwila oddechu w cywilu. Sezon przeżyli bohaterski, ustrojony w sukcesy. Na wakacje zasłużyli.

Autor na Twitterze:

Źródło artykułu: