Janusz Pyciak-Peciak to jedna z największych legend polskiego sportu. Zasłynął tym, że na igrzyskach w Montrealu zdobył złoty medal w pięcioboju nowoczesnym. Były zawodnik, a obecnie prezes Polskiego Związku Pięcioboju Nowoczesnego 9 lutego obchodzi swoje 76. urodziny.
Mało kto jednak wie, że sportowiec przeżył w swoim życiu poważny wypadek. Stało to się jeszcze za czasów zawodniczych, kiedy to wracał z jednego z mityngów wraz z mistrzem olimpijskim w skoku o tyczce Tadeuszem Ślusarskim.
Grupa sportowców z Polski i Związku Radzieckiego wzięła udział w wycieczce autobusowej organizowanej w ramach współpracy między nimi. Trasa prowadziła najpierw do Lwowa, a następnie do Lublina. Pyciak-Peciak chciał jednak wrócić do Warszawy wcześniej, więc umówił się ze Ślusarskim na wspólną podróż jego samochodem – Audi Quattro.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazda KSW rozbawiła fanów. Film to hit sieci
Pięcioboista zaproponował, że może poprowadzić, ale tyczkarz stanowczo odmówił, więc ostatecznie Pyciak-Peciak zajął miejsce pasażera i zapiął pasy. Było to o tyle znaczące, że po śmierci bliskiej koleżanki w wypadku, w którym pasy odegrały kluczową rolę, praktycznie nigdy ich nie zapinał. O całej sytuacji mistrz olimpijski opowiedział w ubiegłym roku w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
- Pamiętam, że zasnąłem, a nagle budzę się i widzę jakieś światło, drzewa, słyszę przekleństwa Tadka i w tym momencie urywa mi się film. Ocknąłem się, samochód stał do góry kołami. Byliśmy w lesie, nie wiedziałem, co jest grane, ale po chwili zorientowałem się, że mieliśmy wypadek. Jakimś cudem udało nam się oswobodzić z tych pasów i ewakuować z auta. Do dzisiaj nie rozumiem, jak to się udało - opowiedział Pyciak-Peciak.
- Nie miałem nawet zadraśnięcia, a samochód był zmiażdżony totalnie, nadawał się tylko do kasacji. Uszliśmy z życiem właśnie dzięki zapiętym pasom. Po powrocie poszliśmy od razu do kościoła na Placu Zbawiciela, żeby podziękować Bogu za to, że przeżyliśmy. Powiedziałem wtedy, że drugi raz już nam się tak nie uda. Tak poważny wypadek Tadkowi przydarzył się później jeszcze raz i nie przeżył. Tyle że zginął z Władkiem Komarem nie ze swojej winy - dodał sportowiec.
Miał osiągnięcia, a redaktor wziął jego jako ciekawostkę... Niewielu pamięta jego Czytaj całość