Patrycja Wyciszkiewicz miejsce w utytułowanej sztafecie 4x400 metrów straciła dopiero na rzecz... Natalii Bukowieckiej. Później miała poważne problemy z kontuzjami, które wyeliminowały ją choćby z marzeń o igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Poza bieżnią poznanianka odnosiła także sukcesy naukowe, a od wielu lat może pochwalić się tytułem doktora zdobytym na Uniwersytecie Ekonomicznym. Do dziś zresztą prowadzi na tej uczelni zajęcia ze studentami.
W grudniu zakończyła karierę i rozpoczęła pracę w urzędzie miasta.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Z dnia na dzień ze sportowca przebranżowiła się pani na urzędnika. Przyzna pani, że to dość osobliwa metamorfoza. Zmiana nie była zbyt gwałtowna?
Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka, medalistka mistrzostw świata i mistrzyni Europy w sztafecie 4x400 metrów: Choć w urzędzie miasta zostałam przyjęta bardzo dobrze, to faktycznie pierwsze półtora tygodnia było bardzo trudne. Wielu ludzi pracuje tu od 20-25 lat, a ja musiałam szybko dostosować się do nowych warunków.
Skąd w ogóle pomysł na karierę urzędniczą?
Jako zawodniczka nie byłam w stanie niczego zaplanować. Wszystko w moim życiu było płynne, a mi z każdym rokiem coraz mocniej brakowało stabilizacji. Dziś mam pracę od 7.30 do 15.30 i świetnie funkcjonuje mi się w takim rytmie.
Nie ma pani problemów z wczesnym wstawaniem?
Cieszę się z tego, bo naprawdę tęskniłam za uporządkowanym trybem życia. Codziennie poświęcam osiem godzin na pracę, a potem mam czas dla siebie. Wiem, czego się spodziewać, a przede wszystkim mam satysfakcję, że udało się zostać blisko sportu. Znajomi śmieją się, że kiedyś mi się to znudzi. Jeśli jednak wytrzymałam 20 lat w sporcie, to z chęcią popracuję teraz kolejne 20 lat w urzędzie. Na razie widzę same pozytywy.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Urząd Miasta Poznania nie ma opinii prosportowego. Mało klubów występuje na najwyższym poziomie w swoich dyscyplinach, infrastruktura też kuleje. Spotkała się już pani z krytyką swoich działań?
Wiadomo, że punkt widzenia w takich sprawach zależy od punktu siedzenia. Kibice i działacze poszczególnych klubów zapewne chcieliby otrzymywać jeszcze większe wsparcie, ale my mamy wiele obostrzeń i musimy sprawiedliwie dzielić pieniądze. W dużym mieście, jakim jest Poznań, mamy różne społeczności o określonych potrzebach, które trzeba odpowiednio zaspokajać. Mogę jednak zapewnić działaczy, że drzwi do naszego wydziału są zawsze dla nich otwarte, a pracownicy Wydziału Sportu zawsze będą starali się im pomóc.
Ludzie rozpoznają panią w nowej roli?
Praktycznie co chwilę bywam na jakiś wydarzeniach sportowych, ale przyznam, że ludzie po prostu widzą we mnie urzędnika. Zresztą ja też myślę o sobie już bardziej jako urzędniku niż byłym sportowcu.
W Poznaniu od lat brakuje choćby jednej hali sportowej spełniającej jakiekolwiek normy. Jest szansa na zmianę?
W tym temacie naprawdę dzieje się dużo, a my widzimy, ile ludzi chce tej hali w naszym mieście. Jest jednak wokół tego kilka problemów, które musimy rozwiązać zanim ruszy budowa. Chodzi choćby o znalezienie odpowiedniego miejsca oraz sposobu na utrzymanie obiektu po wybudowaniu.
Nie miała pani pomysłu, by po karierze sportowej zrobić sobie dłuższą przerwę i w końcu odpocząć?
Zrobiłam wszystko, by uniknąć stanu zawieszenia, bo nie chciałam siedzieć w domu i zastanawiać się, co czeka mnie teraz. Jeszcze w trakcie kariery wykładałam na Uniwersytecie Ekonomicznym w katedrze Strategii Marketingowej, a to przygotowało mnie do pracy po karierze sportowej. Cieszę się, że ominęła mnie frustracja i nie musiałam w nieskończoność przedłużać kariery.
Decyzję o zakończeniu sportowej kariery niespodziewanie ogłosiła pani dopiero w grudniu. Zdążyła już pani zatęsknić za sportem?
Cały czas staram się być w dobrej formie, a już w grudniu podjęłam decyzję, że po raz pierwszy w życiu wystartuję w półmaratonie. Podeszłam do sprawy profesjonalnie i poprosiłam kolegę o rozpisanie planu treningowego. Gdy go dostałam, zdałam sobie sprawę, że... w ogóle nie mam głodu rywalizacji. Nie chcę już robić nic wbrew sobie. Po 20 latach kariery biegowej chcę się już tylko bawić sportem. Wychodzę na bieganie 3-4 razy w tygodniu, ale treningi realizuję w zależności od nastroju. W formie dalej jestem niezłej, ale zupełnie nie interesuje mnie już ściganie czy walka o rekordy.
Miała pani moment, w którym żałowała pani decyzji o zakończeniu kariery?
Jestem obecnie naprawdę szczęśliwa i realizuję się w nowych obowiązkach. W urzędzie mamy naprawdę ogień i dzieje się mnóstwo rzeczy. Na szczęście nie jestem tylko od przybijania pieczątek, ale pracy projektowej z różnymi klubami.
Naprawdę ani razu nie tęskniła pani za karierą sportową?
Ani przez moment nie miałam żałoby po moim sportowym życiu. Nawet ostatnio wyświetliły mi się w mediach społecznościowych nagrania Mariki Drapały-Popowicz i Justyny Święty-Ersetic tuż po ich treningu tempowym. Widziałam, jak cierpiały, a ja w duchu tylko cieszyłam się, że nie jestem już na ich miejscu. Skończyłam karierę w najlepszym możliwym momencie.
Mimo wszystko sam moment ogłoszenia decyzji mógł dziwić. Nie zrobiła pani tego przed igrzyskami, a dopiero w grudniu. Przez to nie miała pani aż tak hucznego pożegnania jak choćby Małgorzata Hołub-Kowalik, czy Anna Kiełbasińska. Skąd taki dziwny moment?
Decyzja była przemyślana, ale długo wahałam się, czy nie podjąć jeszcze próby pobiegania w trakcie sezonu halowego. Ostatecznie zobaczyłam ogłoszenie o konkursie na zastępcę dyrektora w wydziale sportu poznańskiego ratusza. Wysłałam CV z nastawieniem, że będzie, co ma być. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że zostanę przyjęta do tej pracy. Był jeszcze jeden problem
Jaki?
We wrześniu miałam wrócić do treningów, a czułam, że mój organizm nie zdążył się odpowiednio zregenerować. Wcześniej miałam poważne problemy z kontuzjami, a bałam się, że kolejny uraz sprawi, że za kilka lat nie będę mogła pojechać w góry, wyjść rekreacyjnie na bieganie, czy rower. Dziś nie mam żadnych ograniczeń i nie muszę się już bać o moją sprawność.
W latach 2021-2023 walczyła pani z poważnymi urazami ścięgien Achillesa. Przeszła pani cztery zabiegi, mnóstwo godzin spędziła na rehabilitacji. Aby wrócić do sportu, musiała pani wyłożyć z własnych oszczędności grubo ponad 130 tysięcy złotych. Ostatecznie pojechała pani na mistrzostwa świata w 2023 roku i na tym lista sukcesów po kontuzjach się kończy. Warto było męczyć się tak mocno przez prawie trzy lata i wydawać tyle pieniędzy?
Mimo wszystko uważam, że to była dobra decyzja. Marzyłam o wyjeździe na igrzyska w Paryżu, ale niestety skończyłam karierę bez olimpijskiego medalu. Mam jednak satysfakcję, że zrobiłam wszystko, by osiągnąć jak najwięcej. Po kontuzjach zdołałam zdobyć medal mistrzostw Polski i wrócić do czołówki polskich biegaczek. Poza tym przez trzy lata wiele nauczyłam się o sobie i życiu. To była przydatna lekcja.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty