Donald Trump po powrocie do Białego Domu konsekwentnie realizuje swoje obietnice wyborcze. W ostatnią środę podpisał rozporządzenie, które ma uniemożliwić transpłciowym sportowcom udział w zawodach sportowych dziewcząt i kobiet. Przewiduje ono m.in. zablokowanie funduszy państwowych dla amerykańskich instytucji edukacyjnych, dopuszczających udział osób przypisanych do płci męskiej przy urodzeniu w kobiecych zawodach sportowych.
Nowe prawo stanowi też, że Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA będzie mógł odrzucić wniosek o wizę sportowcom płci męskiej, którzy dokonali korekcji płci. - To rozporządzenie oznacza zakończenie walki o sport kobiet - powiedział Trump, zdaniem którego "trzeba było to zrobić już dawno".
Dobra decyzja dla kobiecego sportu
Czy to przełomowa decyzja? - Na pewno dobra i konieczna w kontekście sportu. Gdyby nie było takiego zakazu, to w pewnym momencie nie oglądalibyśmy wielu gwiazd sportów kobiecych, bo transpłciowe miałyby nad nimi przewagę - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty dr Amit Batra, fizjolog Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który współpracuje z najlepszymi trenerami i zawodnikami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był spektakularny powrót gwiazdy
Zaburzenia rozwoju płci (z angielskiego disorders of sex development - DSD) występuje rzadko. Z badań wynika, że pojawiają się średnio 1 na 20 000 urodzeń, ale w sporcie takie przypadki diagnozowane są częściej (1 na 7000). Zaburzenia są szybko diagnozowane w razie widocznej wady (np. obojnacze narządy płciowe albo męskie zewnętrzne narządy płciowe u kobiety).
Zdarza się, że osoby z DSD rywalizują z kobietami, ale biologicznie posiadają nad nimi przewagę ze względu na dysponowanie wtórnymi cechami męskimi. Niestety, bardzo często i mylnie część kibiców uważa, że w takim przypadku mamy do czynienia z mężczyznami, którzy dokonali korekty płci. Ten argument wraca chociażby w przypadku rywalki Julii Szeremety w finale igrzysk olimpijskich w Paryżu. Tymczasem Lin Yu-Ting urodziła się jako kobieta i nie ma podstaw do twierdzenia, że przeszła proces zmiany płci.
Sytuację w ostatnich latach próbowały uregulować Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna (WA) oraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). W 2011 roku wprowadzono regulacje, w myśl których, aby móc rywalizować z kobietami, należało posiadać poziom testosteronu < 10 nmol/l. Po kilku latach przepisy zmieniono - wprowadzono wymóg, zgodnie z którym poziom testosteronu u kobiet transpłciowych powinien być obniżony do wartości < 5 nmol/l na okres minimum 12 miesięcy przed rywalizacją sportową w konkurencjach od 400 m do jednej mili.
Doszło nawet do sytuacji, w której Brytyjska Federacja Lekkoatletyczna (UK Athletics) powiedziała "nie" tym regulacjom. Organizacja wskazała, że osoby transpłciowe posiadają dożywotnią przewagę nad kobietami bez zaburzeń rozwoju płci i zaproponowała, aby utworzyć dla nich osobną kategorię startową. Spór doprowadził do tego, że WA ostatecznie zabroniła osobom transpłciowym rywalizacji sportowej razem z kobietami.
- Proszę popatrzeć na sporty walki, gdzie rywalizuje się nie tylko ze względu na płeć, ale też wiek. W sporcie dzieci mamy podział na grupy wiekowe. To wynika z tego, że okres dojrzewania determinuje pewne cechy. Gdyby nie było żadnych granic, to nie mielibyśmy do czynienia z równą i sprawiedliwą rywalizacją - uważa dr Batra.
- W okresie dojrzewania różnice są ogromne. Jak się ten okres przejdzie, to nie jesteśmy w stanie cofnąć tych zmian. Taka osoba ma większe serce, grubsze kości, bo jej organizm stał się mężczyzną. Dorosły już tego nie cofnie. Zmiany w mięśniach sięgają wtedy 30 proc. Nawet jeśli ograniczymy testosteron w ciągu dwunastu miesięcy, to zmniejszymy mięśnie o kilka procent, więc ta nadwyżka w organizmie pozostanie - dodaje nasz rozmówca.
Przewaga w sporcie
Aby zrozumieć istotę problemu, należy wiedzieć, że u kobiet poziom testosteronu wynosi od 0.12 do 1.78 nmol/l, tymczasem u mężczyzn jest kilkukrotnie wyższy - kształtuje się od 7.7 do 29.4 nmol/l. Do momentu dojrzewania jest jednak na zbliżonym poziomie, dopiero z czasem jądra produkują ok. 20 razy więcej testosteronu niż wcześniej.
- MKOl wymaga od sportowców obniżenia tej wartości poniżej 5 nmol/l, ale to nie daje żadnej gwarancji, że ta terapia hormonalna wyrówna szanse. Dalej taka osoba trans ma przewagę wynikającą z tego, że tego testosteronu na pewnym etapie życia miała więcej - komentuje fizjolog współpracujący z PZLA.
Nie wiadomo, jak do nowego rozporządzenia Trumpa podejdzie Amerykański Komitet Olimpijski. Rzeczniczka prasowa Białego Domu, Karoline Levitt, wyraziła nadzieję, że organizacja nie zezwoli na występy osób transpłciowych w zawodach sportowych kobiet. W USA podobne rozwiązania wprowadziły wcześniej niektóre stany, co doprowadziło do pozwów sądowych.
- Nie możemy dyskryminować naturalnych kobiet. Włączanie osób trans do rywalizacji sportowej nie może się odbywać kosztem osób, które urodziły się bez zaburzeń rozwoju płci, bo doprowadzimy do nierówności - ocenia dr Batra.
Jak duża jest skala tego zjawiska? Charlie Baker z amerykańskiego stowarzyszenia NCAA (organizacja zajmująca się zawodami sportowymi szkół wyższych w USA) twierdzi, że problem jest wyolbrzymiany. W lidze uniwersyteckiej ma dotyczyć mniej niż 10 sportowców na 510 tys. przypadków.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty