Z Rzymu Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Polska sztafeta mężczyzn 4x400 krótko cieszyła się z awansu do finału mistrzostw Europy. W swoim biegu eliminacyjnym Biało-Czerwoni zajęli trzecie miejsce z niezłym czasem 3:01,31 s, co dawało przepustkę do walki w środowym finale. Niestety, po kilku minutach okazało się, że błąd popełnił Maksymilian Szwed.
20-latek, który biegł na swojej zmianie (i uzyskał świetny czas 45,39 s) kilka razy nadepnął na linię i po zobaczeniu powtórek nie było wątpliwości, że Polacy zostaną zdyskwalifikowani.
Nasz biegacz był podłamany swoim błędem, który kosztował miejsce w finale całą sztafetę.
ZOBACZ WIDEO: Zachwyty nad urodą Joanny Jóźwik. "Moje osiągnięcia są sprawą drugorzędną?"
- Przekroczyłem? Tak? No to nie wiem co mogę powiedzieć. Nie chciałem tego zrobić na pewno. I tak to był najlepszy bieg w moim życiu, po którym jeszcze dochodzę do siebie. Jestem załamany, że się nie dostaliśmy do finału przeze mnie - mówił utalentowany sprinter.
Szwed przekonywał, że nie pamiętał niemal nic ze swojego biegu.
- Miałem tyle adrenaliny, że prawie nic nie pamiętam. Kurcze, przykro mi po prostu. Było mocno, ale wolałbym trochę wolniej pobiec, ale żebyśmy awansowali do finału. Następnym razem bardziej tego dopilnuję, żeby to już się nie powtórzyło, to nie powinno mieć miejsca na ME - kajał się 20-latek.
O błąd młodszego kolegi zapytany został także Kajetan Duszyński, który dobrze spisał się na ostatniej zmianie.
- Trzeba takich rzeczy unikać. To nie jest kwestia losu, tylko odpowiedniego biegania na wirażu. Będąc w formie nie można takich błędów popełniać. To bardzo głupie błędy, których unikanie pozwala nam wygrywać. Jeśli będziemy dokładać sobie przeszkód, to niewiele z tego może wyjść dobrego - stwierdził mistrz olimpijski z Tokio.