Ustanowił 27 rekordów świata. Jest dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim, czterokrotnym mistrzem świata i czterokrotnym mistrzem świata w hali. Haile Gebrselassie to postać pomnikowa dla lekkoatletyki, legenda biegów długodystansowych, do dziś inspiracja dla tysięcy biegaczy rozpoczynających swoją przygodę ze sportem.
Od lat Etiopczyk jest ambasadorem marki adidas, więc nie mogło go zabraknąć w Paryżu, gdzie w ostatni czwartek doszło do oficjalnej prezentacji strojów, w których sportowcy będą startować na tegorocznych igrzyskach olimpijskich.
Udało nam się spotkać w stolicy Francji z Gebrselassim i zadać mu kilka pytań, także na temat polskich sportowców. Postanowiliśmy zweryfikować też historie, które od lat przewijają się w środowisku na temat wybitnego biegacza z Afryki.
- Czy to prawda że przez dziesięć biegałem boso do szkoły? Nie, to nieprawda. Bo nie przez dziesięć, ale przez sześć - roześmiał się Etiopczyk. - Było tak aż do momentu, gdy otrzymałem pierwsze buty. Wprawdzie miały już dziurawe podeszwy, ale dla mnie i tak były wspaniałe.
Naszego rozmówcę zapytaliśmy również o jego ojca, który miał nie być wielkim zwolennikiem decyzji syna o postawieniu na sport. Prawda czy fałsz? - To prawda. Na początku był przeciwny mojej decyzji, po prostu nie wiedział nic o sporcie. Ale gdy po raz pierwszy zostałem mistrzem świata, został moim pierwszym i największym kibicem.
ZOBACZ WIDEO: Pia Skrzyszowska: 100 dni do igrzysk? To bardzo dużo
Dziś to on jest inspiracją, a kto był jego bohaterem dzieciństwa? Gebrselassie wymienił szybko jedno nazwisko.
- Bohaterem mojego dzieciństwa i inspiracją był mój rodak Miruts Yifter, który na igrzyskach olimpijskich w Moskwie zdobył dwa złote medale - w biegach na 5000 i 10000 metrów. Gdy miałem 7 lat, ludzie wszędzie o nim rozmawiali, był bohaterem narodowym. Ja też byłem nim oczarowany i chciałem być taki jak on.
Choć 51-latek zakończył karierę w 2015 roku (kończył ją biegając maratony), nadal pojawia się na największych imprezach w roli gościa i eksperta, więc nadal znakomicie orientuje się w królowej sportu. Gdy jednak zapytaliśmy go o nazwisko polskiego lekkoatlety, które jako pierwsze przychodzi mu do głowy, wymienił zawodnika startującego w czasach jego kariery.
- Czy kojarzę polskich lekkoatletów? Oczywiście. Zwłaszcza na dystansie 800 metrów mieliście i macie nadal znakomitych biegaczy. Pamiętam zwłaszcza jednego... Adam Kszczot? Tak, znam go doskonale, ale był jeszcze kilka lat wcześniej ktoś inny. Czapiewski! - wypalił po chwili zastanowienia legendarny biegacz.
Paweł Czapiewski to oczywiście były 800-metrowiec, brązowy medalista z mistrzostw świata w Edmonton (2001) i halowy mistrz Europy z Wiednia (2002). Wciąż jest też posiadaczem rekordu Polski na dym dystansie (1:43,22 s). Znany był z długiego trzymania się w końcu stawki, utrzymywania równego tempa i wyprzedzania przeciwników na ostatnich 100 metrach.
- Był niesamowity, potrafił na ostatnich metrach wyprzedzić wszystkich rywali, to było zawsze świetne do oglądania. Doceniam też wasze sztafety 4x400 metrów, naprawdę od lat osiągają znakomite wyniki - dodał.
Gebrselassie ma w swoim dorobku dwa złote medale olimpijskie w biegu na 10 000 metrów, wywalczone w Atlancie (1996) i w Sydney (2000). Gdy pytamy go o najlepszy moment w karierze, wybrał właśnie zawody w Australii.
- Gdybym miał wybrać jeden moment, chyba postawiłbym na igrzyska olimpijskie w Sydney. To był dla mnie znakomity rok, a igrzyska to zawsze wyjątkowe wydarzenie. Na zawsze zapamiętam ostatnie metry z finałowego biegu, oglądanie tego po latach wciąż wzbudza we mnie wielkie emocje - przyznał.
Etiopia od wielu lat jest fabryką znakomitych biegaczy długodystansowych. Gudaf Tsegay, Letensenbet Gidey, Ejgayehu Taye Hayalu czy Selemon Barega to nazwiska znane kibicom na całym świecie. Jaka jest tajemnica ojczyzny naszego rozmówcy?
- Chyba nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem. W moim kraju ludzie mają ogromną determinację, aby osiągnąć sukces. Być może to jest klucz? Ale powiem ciekawostkę: w Etiopii wszyscy uwielbiają piłkę nożną, dzieci grają w nią cały czas, ale wciąż nie mamy żadnego piłkarza na wysokim poziomie. Dlaczego więc produkujemy tylu znakomitych biegaczy? Być może to kwestia miejsca, otoczenia i sprzyjających temu warunków - podsumował.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty