[b]
[/b]30-letnia Małgorzata Hołub-Kowalik od 2017 roku jest podstawowym ogniwem utytułowanej polskiej sztafety 4x400 m. Miniony sezon był dla niej najtrudniejszy w karierze i mało brakowało, by zawodniczka na dobre straciłaby miejsce w składzie zespołu. Teraz zapowiada powrót do najwyższej formy i analizuje, co poszło nie tak w 2022 roku. Już wiadomo, że po raz pierwszy w karierze dobrowolnie zrezygnuje ze startów w hali.
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Za panią prawie dwa miesiące odpoczynku po poprzednim raczej nieudanym sezonie. Udało się wypocząć, a przede wszystkim wyleczyć kontuzję?
Małgorzata Hołub-Kowalik (mistrzyni olimpijska ze sztafetą mieszaną 4x400 m): Miniony sezon był pod każdym względem zdecydowanie najtrudniejszym w karierze i oczywiście, że nie byłam zadowolona z tego, jak on się dla mnie ułożył. Potrzebowałam odpoczynku fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Ostatecznie stopa nie jest jeszcze w stu procentach zdrowa, dlatego początek przygotowań jest bardzo spokojny. Wielkim testem będzie pierwszy trening w kolcach, bo pewnie dopiero wtedy okaże się, czy wciąż będę odczuwać dyskomfort.
Mówi pani o kontuzji odniesionej w styczniu tego roku, czy może urazie, którego nabawiła się pani w Eugene, gdy jedna z rywalek nadepnęła pani na stopę?
Uraz z mistrzostw świata był oczywiście bolesny, ale nie miał aż tak destabilizującego wpływu na moją formę, jak problemy z rozcięgnem podeszwowym. Zimą nie mogłam przez to normalnie trenować i musiałam zastępować trening biegowy, jazdą na rowerze i pływaniem. Później co prawda wróciłam na bieżnię, ale ból ciągle się pojawiał i utrudniał normalne treningi. Starałam się dawać z siebie wszystko, ale wyniki podczas treningów były znacznie gorsze niż we wcześniejszych latach. Gdy popsuje się jeden, czy dwa treningi, to jeszcze nic wielkiego się nie dzieje, ale ja praktycznie na każdym treningu biegałam dużo wolniej niż wcześniej.
Zapewne w trakcie sezonu wielokrotnie pojawiały się myśli o odpuszczeniu kolejnych startów. Jakie były wskazania lekarzy?
Stopa była w na tyle złym stanie, że lekarze otwarcie mówili o potrzebie operacji. Ja nie zdecydowałam się na nią, a zamiast tego regularnie ostrzykiwałam chore miejsce. W sumie takich zastrzyków było pięć, czy sześć i chwilowo pomagały w walce z bólem. Kluczowe było dla mnie to, że lekarze powiedzieli, że kontynuowanie sezonu raczej nie pogorszy stanu zdrowia. W gorsze dni dyskomfort towarzyszył mi podczas treningów oraz kilka godzin po nich i bywał tak duży, że nieraz z bieżni schodziłam z płaczem. W lepsze dni ból pojawiał się tylko po treningach. Nauczyłam się z nim żyć, ale podświadomie czułam, że z takimi problemami nie da się biegać szybko.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!
Ostatecznie udało się pani obronić miejsce w sztafecie 4x400 metrów i wywalczyć srebrny medal mistrzostw Europy. W tym roku pobiegła pani jednak tylko w seriach eliminacyjnych.
Do żadnego ze startów w sezonie 2022 nie byłam przygotowana w stu procentach, a to sprawiło, że pojawiła się niepewność i większe zdenerwowanie. Dla sportowca bardzo ważna jest pewność siebie, ale tym razem stając na starcie, wiedziałam, że nie dam rady nawiązać walki o zwycięstwo. Cieszę się, że w ogóle byłam w stanie załapać się do sztafety i wspólnie z dziewczynami zdobyłyśmy srebrne medale na ME w Monachium.
Nie tylko pani miała w tym roku problemy z kontuzjami i formą, bo trudny sezon za sobą ma także Justyna Święty-Ersetic. Zastanawiała się pani, dlaczego spotkało to akurat was?
Za Justynę nie będę mówić, ale ja wyciągnęłam już wnioski z tej lekcji i więcej takich błędów już nie popełnię. Mam 30 lat i wiem, że najważniejsze to odpowiednio dbać o swoje zdrowie. Po igrzyskach w Tokio sporo się działo, ale byłam tak naładowana pozytywną energią, że po wakacjach chciałam jak najszybciej wejść w mocny trening. Zbyt duża motywacja sprawiła, że za mocno rozpoczęłam przygotowania i organizm się zbuntował.
Ten rok zostawił ślad w pani psychice, czy może już wymazała pani nieprzyjemne wspomnienia z pamięci i skupia się tylko na przyszłości?
Oczywiście, że przed kolejnym sezonem mam pewne obawy. Poziom konkurencji jest bardzo wysoki, a ja mam za sobą słabszy sezon. Młodsze koleżanki naciskają, a żeby pojechać na przyszłoroczne mistrzostwa świata będę musiała biegać w granicach swojego rekordu życiowego (51.18). Jeśli tylko będę zdrowa, to wierzę, że to się uda. Do zadania podchodzę bardzo poważnie, dlatego po raz pierwszy w karierze podjęłam decyzję o rezygnacji ze ścigania się w sezonie halowym. Do tej pory traktowałam to jako naturalne wejście w sezon letni, ale tym razem potrzebuję nieco więcej czasu na spokojne przygotowania. W kolejnym roku startów będzie mniej, ale liczę, że wyniki będą lepsze.
Niedawno pochwaliła się pani obronioną pracą magisterską. Czy to oznacza, że coraz częściej myśli pani o tym, co będzie się działo po sportowej karierze?
Na razie jestem w pełni skoncentrowana na sporcie, bo mam jeszcze coś do udowodnienia. To jednak nie oznacza, że całe dnie myślę tylko o lekkoatletyce. Koleżanki śmieją się ze mnie, że jestem wiecznym studentem. Ja jednak potrzebuję czegoś, co pozwoli mi odpocząć psychicznie po trudnych treningach. Akurat tak się złożyło, że najlepiej odreagowuję czytając książki i ucząc się nowych rzeczy. W trakcie kariery sportowej zdobyłam tytuł inżyniera i obroniłam dwie pracy magisterskie.
To koniec kariery naukowej, czy ma pani jeszcze jakieś plany?
Od października zaczęłam studia MBA na kierunku zarządzanie polityką energetyczną i klimatyczną. Zdaję sobie sprawę, że rzuciłam się na głęboką wodę, ale nie lubię próżni, a nowe wyzwania od zawsze mnie fascynowały. Kierunek studiów dobrze wpasowuje się w to, co studiowałam do tej pory, czyli ochronę środowiska.
Niedawno sama pani mówiła, że czuje się odpowiedzialna za utrzymanie dobrej atmosfery w waszej sztafecie. Na nowy sezon przygotowała pani coś specjalnego?
Staram się rozluźniać dziewczyny muzyką i dbać w ten sposób o dobrą atmosferę. Na najbliższe zgrupowanie mam już przygotowaną playlistę, ale oczywiście jestem otwarta na propozycje koleżanek. Wszyscy wiedzą, że to ja jestem DJ-em i ostateczna decyzja odnośnie kolejnych kawałków należy do mnie. Staram się jednak dopasować do danej chwili, więc zdarza się, że słuchamy imprezowej muzyki, ale także czegoś mocniejszego, a czasem delikatnego.
Z roku na rok chyba coraz trudniej przychodzi dbanie o dobrą atmosferę w drużynie. W tym roku wszyscy żyli waszym konfliktem podczas mistrzostw świata w Eugene.
Faktycznie trochę się wydarzyło i to nie było miłe. Dla mnie jednak najważniejsze, że już zapomniałyśmy o tej sytuacji i więcej do tego nie wracałyśmy. Sprawa jest zamknięta, a całe zamieszanie pozwoliło nam nieco dorosnąć. W przyszłości nie będzie już podobnych akcji. Poza tym igrzyska olimpijskie są coraz bliżej, a każda z nas zdaje sobie sprawę, że jeśli chcemy walczyć o medale, to atmosfera musi być idealna. Gdy klimat w drużynie jest dobry, to wyniki od razu są lepsze.
Anna Kiełbasińska jest częścią waszego zespołu nie tylko na bieżni, ale także poza nią?
Oczywiście, że tak i nic w tej sprawie się nie zmieniło. Media mocno rozdmuchały tę sprawę, ale poza jednym przypadkiem, nigdy nie miałyśmy ze sobą żadnych problemów. Nie ma między nami żadnej nienawiści i nawet jeśli mamy inne treningi, to zawsze staramy się spędzić czas wspólnie podczas rozgrzewki. Zdaję sobie sprawę, że temat będzie jeszcze przypominany, ale to staje się dla nas coraz bardziej męczące.
Ten rok pokazał, że coraz więcej ekip na świecie zaczyna biegać bardzo szybko 4x400 metrów. Wierzy pani, że w kolejnym sezonie uda wam się wrócić do walki o złoto?
Poprzedni sezon nie był dla nas rewelacyjny, a i tak ustanowiłyśmy drugi wynik w historii. Cały czas idziemy do przodu i mamy jeszcze naprawdę duże rezerwy. W tym roku, ja i Justyna nie pokazałyśmy stuprocentowej dyspozycji, a nasza sztafeta wciąż mogła walczyć z każdym na świecie. Może i dobrze, że taki rok zdarzy się akurat teraz, bo sporo nas nauczył.
Liderką kadry stała się najmłodsza z was, czyli Natalia Kaczmarek. Czy wierzy pani, że pobije ona rekord Ireny Szewińskiej (49.28)?
Po Natalii od razu było widać, że ma niesamowity talent do 400 metrów i od razu jak weszła do naszej drużyny, to byłyśmy przekonane, że wkrótce zacznie osiągać niesamowite wyniki. Nie wiem, czy złamie 49 sekund, ale życzę jej, by już w przyszłym roku ustabilizowała się na poziomie poniżej 50 sekund, a wtedy wcześniej, czy później zejdzie poniżej granicy 49.50. Zresztą wielkie możliwości mają też inne Polki.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP Sportowefakty
Czytaj więcej:
Odwołane MŚ. Ostatnio mieliśmy 5 medali
38-letnia lekkoatletka nie żyje