Oby tak dalej. Świetny początek ME w wykonaniu Polaków!

PAP / Na zdjęciu: polskie maratonki po zdobyciu brązowego medalu ME
PAP / Na zdjęciu: polskie maratonki po zdobyciu brązowego medalu ME

Gdy tysiące kibiców zastanawiało się, jak w ogóle przebiec maraton, Aleksandra Lisowska wyglądała jakby miała za sobą krótką przebieżkę. Wymowne słowa polskiej mistrzyni ME w lekkoatletyce zaskoczyły widzów prawie tak jak jej złoty medal.

Pierwsza konkurencja lekkoatletycznych mistrzostw Europy i od razu dwa medale, w tym ten z najcenniejszego kruszcu. Kto spodziewał się takiego początku imprezy w Monachium? Na pewno Aleksandra Lisowska, która podobnie jak Katarzyna Zdziebło w Eugene nagle stała się gwiazdą polskiej lekkoatletyki.

31-latka w imponującym stylu zdobyła złoty medal w maratonie, odnosząc największy sukces w swojej karierze. Polka zachwyciła nie tylko swoją niesamowitą ambicją, bardzo wymowne były też jej słowa wypowiedziane przed kamerą TVP Sport.

Otóż gdy tysiące polskich kibiców zastanawiało się jak w ogóle można przebiec 42 kilometry w czasie 2:28,34 s, mistrzyni Europy przyznała, że... tempo było dla niej za wolne! Biła od niej pewność siebie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening

- Liczyłam na złoto, nie będę ukrywać. Czułam, że jestem w życiowej formie. Trochę dawał mi się w znak odcisk, ale dałam radę. Czy jestem zmęczona? Prędkości nie były szybkie, nawet dość wolne i przez to nie mogłam się odnaleźć, było dla mnie za wolno. Czułam się lepiej nawet pod koniec niż na początku biegu, gdy tempo było szybsze - zaskoczyła wszystkich.

Na dodatek zapowiedziała, że nie chce zatrzymywać się na złotym medalu Starego Kontynentu. Ona chce więcej!

- Jestem bardzo szczęśliwa, ten medal jest dla mnie motywacją, żeby teraz walczyć o medale także na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich - powiedziała Lisowska, nie mogąc bardziej ucieszyć polskich fanów.

Dzięki jej postawie, a także dobrym wynikom Angeliki Mach i Moniki Jackiewicz Polska zdobyła brąz w klasyfikacji drużynowej! Trudno było marzyć o lepszym rozpoczęciu mistrzostw Europy.

A później wcale nie było gorzej. W sesji porannej eliminacje na 100 m mężczyzn sukcesem zakończyli Przemysław Słowikowski i Dominik Kopeć, na tym samym dystansie wśród kobiet do półfinału awansowała Magdalena Stefanowicz. Żal było tylko Paulina Guby, która nie awansowała do finału pchnięcia kulą (podobnie jak Klaudia Kardasz) i ze łzami w oczach opowiadała o swoich problemach z kontuzjami. Nie składa jednak broni i zamierza nadal walczyć o powrót do europejskiej czołówki.

Wielkie pecha miał w eliminacjach skoku w dal Piotr Tarkowski, który już podczas pierwszej próby doznał poważnej kontuzji nogi i został ze skoczni zniesiony na noszach (WIĘCEJ TUTAJ). Liczymy, że w kolejnym roku nasz zawodnik wróci do rywalizacji z wielką determinacją.

Wieczorem wielkie wrażenie zrobiły występy Igi Baumgart-Witan i Michała Rozmysa, odpowiednio w eliminacjach 400 i 1500 metrów. Oboje wygrali swoje biegi, pokazując ogromną moc i rozbudzając nasze nadzieje.

Polscy komentatorzy płakali ze wzruszenia na wizji! Czytaj więcej--->>>

Bardzo dobrze w dziesięcioboju spisywał się także Paweł Wiesiołek, który po pierwszym dniu rywalizacji zajmuje piąte miejsce i ma szanse na medal (WIĘCEJ TUTAJ).

Do pełni szczęścia zabrakło być może tylko medalu w wieczornym finale pchnięcia kulą mężczyzn. Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk przebrnęli poranne eliminacje w niezłym stylu, jednak aby zdobyć medal trzeba było pchać zdecydowanie powyżej 21 metrów.

A niestety, w ostatnich tygodniach nasi kulomioci nie prezentowali najwyższej formy. Ostatecznie zakończyli finał na piątej (Haratyk) i szóstej (Bukowiecki) pozycji, co jednak też jest wartościowym wynikiem w perspektywie klasyfikacji punktowej całych mistrzostw.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: