Niebywały wyczyn Polki. Jest coraz bliżej rekordu Szewińskiej. "Muszę się z tym oswoić"

Materiały prasowe / Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej/Paweł Skraba / Na zdjęciu: Natalia Kaczmarek
Materiały prasowe / Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej/Paweł Skraba / Na zdjęciu: Natalia Kaczmarek

Polska sprinterka Natalia Kaczmarek na długo zapamięta sobotni Memoriał Kamili Skolimowskiej. W biegu na 400 metrów Polka zajęła co prawda drugie miejsce, ale uzyskała najlepszy wynik w karierze i jako druga Polka w historii złamała granicę 50 sek.

To sprawia, że na najbliższe mistrzostwa Europy w Monachium Natalia Kaczmarek pojedzie jako jedna z kandydatek do złotego medalu. Tak wysokiej formy nie spodziewał się dosłownie nikt, nawet sama zawodniczka.

- Potraktowałam te zawody jako sprawdzian przed mistrzostwami Europy, ale nie przypuszczałam, że wypadnie on aż tak dobrze. Wiedziałam, że jestem w dobrej formie, ale występ w Eugene został w głowie, dlatego nie byłam pewna siebie. Gdy jadłam śniadanie i patrzyłam za okno, myślałam sobie, że niedługo trzeba będzie iść na stadion i odbębnić swoje. Potem jednak się rozpogodziło i wyszło, jak wyszło - mówiła z uśmiechem 24-letnia zawodniczka, która była jedną z największych bohaterek sobotniego Memoriału Kamili Skolimowskiej.

Liderka naszej sztafety ma się z czego cieszyć, bo do ostatnich metrów postawiła bardzo mocne warunki gwieździe światowej lekkoatletyki Femke Bol. Na ostatnich metrach można było odnieść wrażenie, że Polka jest nawet szybsza od Holenderki.

ZOBACZ WIDEO: Messi haruje na początku sezonu, a żona?! Te zdjęcia robią furorę

- Gdy wbiegłam na metę i zobaczyłam wynik Femke, pomyślałam sobie, że na pewno wyświetli mi się 50.00. O 49.86 nawet nie myślałam. Jeszcze rok temu marzyłam o bieganiu 50.50, dlatego tegoroczne wyniki w granicach 50.20 były spełnieniem marzeń. O zejściu poniżej 50.00 nawet nie myślałam. Femke Boll nie była bardzo daleko, więc liczę, że w Monachium nawiążę walkę. Oczywiście celuję w medal, bo już wiem, że stać mnie na to - dodała biegaczka.

Wielka radość jest zupełnie zrozumiała, bo w historii polskiej lekkoatletyki szybciej biegała tylko Irena Szewińska, która w 1976 roku pobiła rekord Polski (49.28) i do tej pory nie ma sobie równych. W końcu jednak pojawił się ktoś, kto może poprawić jej osiągnięcie.

- Rekord Ireny Szewińskiej? Może i kiedyś uda mi się go pobić, ale na razie o tym nie myślę. W tym momencie chcę odpocząć i oswoić się z tym, co tutaj zrobiłam. Mistrzostwa Europy to w tym roku moja docelowa impreza - komentuje.

Polka w ostatnich dniach zmagała się z wieloma problemami, których przyczyną była kiepska postawa podczas mistrzostw świata w Eugene, gdzie odpadła w półfinale, a w sztafecie nie zdołała wystartować, bo jej koleżanki odpadły w eliminacjach.

- Po powrocie z USA robiłam wszystko, by zapomnieć o tym starcie i wszystkim, co tam się wydarzyło. W USA najprawdopodobniej miałam zatrucie pokarmowe i problemy żołądkowe. Do końca wierzyłam, że uda mi się to przezwyciężyć, ale widać było wyraźnie, że w półfinale nie byłam sobą. Na domiar złego po półfinale w Eugene przyplątał się mały uraz, który sprawiał dyskomfort. Ostatnio na treningach czułam się dobrze, więc czułam, że problem był raczej w psychice. Dzisiaj musiałam się przełamać i to mi się udało - wyjaśnia biegaczka.

Polka w Monachium ma szansę na dwa medale, bo poza biegiem indywidualnym, będzie miała szansę na krążek również w sztafecie.

- Chcemy się odbić po nieudanych mistrzostwach świata, na których zupełnie nam nie wyszło. Wypadki przy pracy się zdarzają, a w USA zdarzyło się tak, że wszystkie miałyśmy jakieś problemy. Teraz już wiadomo, że wszystko jest w porządku i wszystkie zadeklarowałyśmy chęć walki o złoto. Naszymi największymi rywalkami powinny być Brytyjki - dodaje na zakończenie Kaczmarek.

Czytaj więcej:
Skrzyszowska w szoku po rekordzie
Wicemistrz świata ma nietypową pasję

Źródło artykułu: