Jeszcze na igrzyskach olimpijskich w Tokio zajęła w siedmioboju 16. miejsce. Choć przed wyjazdem do Japonii została młodzieżową mistrzynią Europy, na największą sportową imprezę na świecie pojechała po naukę. I w tym roku udowodniła, że uczniem jest niezwykle pojętnym.
Adrianna Sułek zdobyła w tym roku srebrny medal Halowych Mistrzostw Świata w Belgradzie, jednocześnie bijąc rekordu kraju. Nic dziwnego, że szybko stała się gwiazdą polskiej lekkoatletyki. 22-latka z Bydgoszczy nie zamierza na tym poprzestawać. Ambasadorka marki 4F chce zdobywać kolejne medale, najlepiej jeszcze w tym roku.
A okazji do sukcesów będzie sporo - w lipcu w Eugene odbędą się mistrzostwa świata, a już w kolejnym miesiącu mistrzostwa Europy w Monachium.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk-Tekieli wyglądała zjawiskowo. A to był zwykły spacer
Adrianna Sułek to dziś siedmioboistka ze światowej czołówki i jednocześnie dowód, że ciężka praca i odpowiednie pokierowanie przynosi efekty. Jest też przykładem, że niekoniecznie należy od najmłodszych lat skupiać się na jednej dyscyplinie sportu.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Dziś jest pani znakomitą siedmioboistką, jednak długo trenowała pani zupełnie odmienną dyscyplinę sportu.
Adrianna Sułek: Tak, była to siatkówka. Trenowałam przez siedem lat. Dopiero ś.p. trener Czesław Czapiewski przekonał mnie do lekkiej atletyki.
Czy trenowanie takiej, a nie innej dyscypliny sportu, miało wpływ na pani treningi w siedmioboju?
Tak. Mianowicie pokazało mi zdecydowanie, że jestem indywidualistką i najlepiej czuję się w sytuacjach, gdy to ode mnie wszystko zależy. Z drugiej strony trenowanie sportu drużynowego pomogło mi w zawieraniu znajomości, zbudowało tę cechę.
Jakie były pani pierwsze kroki związane ze sportem?
Byłam bardzo nadpobudliwym dzieckiem i preferowałam każdą formę ruchu. Wszędzie było mnie pełno. A od czego zaczynałam? Podstawowe sporty, czyli po prostu skakanie przez gumę na podwórku. To brzmi banalnie, ale takie formy sportu są u najmłodszych najlepsze, bo dają przede wszystkim ogromną frajdę i jednocześnie rozwijają.
Pamięta pani swoje pierwsze starty w zawodach?
To były czwartki lekkoatletyczne, gdzie nadal można było dobrze się bawić, ale był już też element rywalizacji.
I były już na pewno pierwsze nagrody!
Pierwszą nagrodą była... czekolada! To wystarczało, ale przede wszystkim nie to było najważniejsze.
Co doradziłaby pani dziś rodzicom, gdy widzą u swoich dzieci dużą chęć do ruchu i uprawiania sportu?
Rodzicom poradziłabym, by dać dzieciom przestrzeń, by mogły same zdecydować jaki sport daje im najwięcej radości. I nie zwalniać ich z lekcji wychowania fizycznego w szkole. Przy odpowiednim nauczycielu z pasją, zajęcia mogą być bardziej wartościowe niż się komukolwiek wydaje.
W maju rozpoczęła pani starty w sezonie letnim, wygrywając w Bydgoszczy pierwszą edycję Memoriału im. Wiesława Czapiewskiego. Zabrakło 25 punktów do wyrównania rekordu życiowego. Dużo czy mało?
Mało jak na pierwszy start w sezonie. Jestem ze swojego startu zadowolona. Tym bardziej, że moja forma będzie z tygodnia na tydzień rosnąć i liczę, że w tym sezonie pobiję swój najlepszy wynik w karierze.
W których konkurencjach widzi pani największe rezerwy? W tym roku pobiła już pani rekord życiowy w skoku wzwyż (1,86 m).
Czuję, że w każdej konkurencji mogę być lepsza. Do tego zmierzam. Mam wprawdzie już kwalifikację na mistrzostwa Europy, na mistrzostwa świata pojadę z rankingu, ale chcę też sama zapracować na kwalifikację.
Kwestia ambicji?
Przede wszystkim chcę mieć poczucie, że na to zasłużyłam. Ponadto to mi doda komfortu i pewności siebie.
W tym roku czekają panią duże imprezy, mistrzostwa świata czy mistrzostwa Europy. I wszystko na to wskazuje, że w odróżnieniu od igrzysk olimpijskich, na trybunach zasiądą tysiące kibiców.
Bardzo na to liczę. Lubię startować w takich zawodach, gdy jest dużo kibiców i gorąca atmosfera. Takie sytuacje mnie niosą i pomagają uzyskiwać lepsze wyniki.
Tekst powstał w ramach akcji "Mały zawodnik –- wielki zwycięzca" przygotowanej wspólnie z firmą 4F.