Szok i wielkie rekordy. Takiego wyniku jeszcze nie było!

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Andrej Urlep
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Andrej Urlep

Jedni trafiali i grali z polotem, drudzy przyglądali się i... pudłowali na potęgę. Nawet trener Andrej Urlep, który w karierze wiele widział, nie był w stanie wytłumaczyć, co się wydarzyło! Śląsk przegrał różnicą... 63 punktów!

"To był jeden z najzimniejszych pryszniców w historii polskiej koszykówki" - to pierwsze zdanie w relacji wrocławskiego klubu z niedzielnego spotkania, które zakończyło się prawdziwym pogromem.

Grupa Sierleccy Czarni Słupsk, lider rozgrywek po rundzie zasadniczej, trzeci mecz półfinałowy rozegrali po prostu kosmicznie. Wszystko od początku do końca wychodziły im fenomenalnie i ostatecznie zwyciężyli aż... 123:60.

Wrocławscy kibice, którzy w nadkomplecie pojawili się w Hali Orbita, przecierali oczy ze zdumienia, a trener Andrej Urlep bezradnie przechadzał się wzdłuż linii końcowej. Sam był w szoku, gdy widział to, co dzieje się na boisku. Jego zawodnicy pudłowali na potęgę (18/66 z gry).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Świątek bije rekordy popularności. Szok!

- W swojej trenerskiej karierze nigdy nie widziałem takiego spotkania, w którym jedna drużyna grała na takiej skuteczności. To szaleństwo, zwłaszcza, że nie były to rzuty z otwartych pozycji. My źle podeszliśmy do tego spotkania. Byliśmy nieco rozluźnieni. Chciałbym przeprosić kibiców. Mam nadzieję, że zrozumieją, że takie mecze też mogą się zdarzyć - mówi trener Andrej Urlep.

Dziennikarze z "Pulsu Basketu" wyliczyli, że 63 punkty przewagi Czarnych Słupsk w niedzielnym spotkaniu w Hali Orbita to rekordowa różnica w fazie play-off. Jeszcze nikt w historii tak wysoko nie wygrał na tym etapie sezonu. To też 5. wynik wszystkich spotkań od sezonu 2003/2004. Podopieczni Mantasa Cesnauskisa ustanowili także dwa inne rekordy: największa liczba zdobytych punktów (123) i trafionych rzutów za trzy (23/36).

Fenomenalne zawody rozegrał Billy Garrett, który rzucił 33 punkty. 22 dołożył
Anthony Marcus Lewis. Jeszcze czterech zawodników Czarnych przekroczyło barierę 10 i więcej punktów, w tym m.in. wychowanek Śląska, Jakub Musiał (15 pkt, 3/4 za trzy).

- Po dwóch słabych meczach potrzebowaliśmy takiego spotkania, w którym uwierzymy, że jesteśmy w stanie rywalizować i odwrócić serię ze Śląskiem Wrocław. To mały kroczek do przodu, liczę, że we wtorek też zagramy dobre spotkanie, choć ciężko będzie zagrać na takiej skuteczności. Chodzi bardziej o walkę i mądrość w obronie - tłumaczy z kolei Mantas Cesnauskis.

Andrej Urlep: Nigdy czegoś takiego nie widziałem
Andrej Urlep: Nigdy czegoś takiego nie widziałem

Trener Czarnych podkreśla, że po dwóch dotkliwych porażkach w Słupsku, nie wprowadził większych zmian, po prostu jego zawodnicy zaczęli grać szybciej, byli agresywniejsi i... skuteczniejsi. Była większa dynamika akcji, mocniejsze podania i lepsza decyzyjność. Jeśli ktoś był wolny, to od razu wychodził w górę i prostował nadgarstek. W ogóle po słupszczan nie było widać tego, że wcześniej w słabym stylu przegrali dwa spotkania. Grali jak za najlepszych czasów w sezonie zasadniczym.

- Coś zmieniliśmy, co ostatecznie zafunkcjonowało, ale najważniejszy był mental. Oczyściliśmy głowy po tych dwóch fatalnych spotkaniach w Słupsku. Nawet odpuściliśmy jeden z treningów, by zawodnicy spędzili czas w gronie rodzinnym i zapomnieli na chwilę o koszykówce - podkreśla Cesnauskis.

- Przynajmniej już nie będzie gadania o różnicy klas. Proszę mi wierzyć, że olbrzymi potencjał drzemie w tym zespole, co udowodnili wygrywając rundę zasadniczą, dwa mecze nam nie wyszły, ale teraz wszystko jest otwarte - uważa prezes Michał Jankowski.

Czarni wygrali i to w świetnym stylu, ale dalej w serii przegrywają 1:2. Słupszczanie nadal są pod ścianą. Jeśli chcą zagrać w finale Energa Basket Ligi, to nie mogą już pozwolić sobie na potknięcie. - Czekamy na wtorek, dajcie już ten mecz - uśmiecha się Amerykanin Beau Beech, jeden z liderów słupskiej drużyny.

- Przegraliśmy, ale seria trwa. Wyjdziemy na kolejne spotkanie z czystymi głowami, nawet gdyby nas było 7-8 zawodników. Nie poddamy się! - przekonuje Michał Gabiński, kapitan Śląska Wrocław. Słowa o mniejszej liczbie graczy to nawiązanie do trudnej sytuacji kadrowej. Kontuzjowani są Jakub Karolak, D'Mitrik Trice, a w niedzielę urazu nabawił się... Kerem Kanter, którego występ stoi pod dużym znakiem zapytania.

Czwarte spotkanie w tej serii zaplanowano na wtorek 10 maja (godz. 20:20). Mecz odbędzie się w Hali Stulecia.



CZYTAJ TAKŻE:
Tyle ma być drużyn w lidze! Będzie "dzika karta"? Mamy nowe informacje
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Zagrali "va banque" i co dalej? Znamy plany klubu!
Zrobił wielką furorę w polskiej lidze! Mówi o taktycznej bitwie i swojej przyszłość

Źródło artykułu: