Nadszedł wyczekiwany wrzesień. Wyczekiwany, bowiem z niecierpliwością chciałem zobaczyć reprezentację Polski walczącą podczas EuroBasketu z najlepszymi drużynami na Starym Kontynencie. I owszem - świadkami walki byliśmy, ale tylko do pewnego momentu. Zespół ten początkowo wyglądał dobrze, ale później puzzle się rozsypały. Zamiast oglądać drużynę, która wydawałoby się miała spory potencjał, obserwowaliśmy ubranych w biało-czerwone koszulki graczy, którzy choć mieli ten sam strój, nie grali ze sobą. Było to zbiorowisko indywidualności. Słowa ostre, ale krytyka - jeśli uzasadniona - zawsze jest przydatna.
Marcin Gortat po sezonie spędzonym w NBA, gdzie spisywał się niespodziewanie dobrze, zawiódł. To właśnie "Polish Hammer" pompował balon, który pękł w ekspresowym tempie. Szybko okazało się, gdzie jest nasze miejsce w szeregu. 25-letni koszykarz, który urodził się w Łodzi, w rodzinnym mieście, musiał się przyznać do porażki. Do wielkiego blamażu, bowiem reprezentacja rozpoczynała udział w drugiej rundzie mając bilans 1:1, a skończyła...1:4. Trzy przegrane, choć z silnymi rywalami, pokazały jak wiele nam brakuje do tych najlepszych. Podopieczni Muliego Katzurina byli bezradni w walce ze Słowenią i Hiszpanią, zaś zryw rezerwowych uratował nas przed silnym ciosem Serbów. Po raz kolejny mamy dowód, że lepiej nie dmuchać balonu, bo powietrze wylatuje z niego zbyt szybko...
Tak było bowiem w przypadku polskich piłkarzy, a teraz koszykarzy. Po triumfie nad Litwą, "akcje" Polaków wzrosły, ale czy było to uzasadnione? Ekipa, która dotychczas była prowadzona przez Ramunasa Butautasa przyjechała na Mistrzostwa Europy w mocno okrojonym składzie, do tego grając w stylu, który nigdy im nie odpowiadał. Litwini skończyli jeszcze gorzej niż my, bowiem zakończyli udział w drugiej rundzie na ostatnim miejscu w grupie F. Czy są więc powody do radości? Ogranie Bułgarów to przecież nic wielkiego, tym bardziej, że i oni nie mieli do dyspozycji swojego najlepszego zawodnika, Ibrahima Jaabera.
Warto więc się zastanowić, czy Muli Katzurin był i jest odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Prowadzenie czeskiego Nymburka, i zdobywanie najwyższych laurów w Czechach to raczej przeciętna rekomendacja. A wiadomo przecież, że kto się nie rozwija, ten się cofa. Co więcej, Izraelczyk postanowił podczas przygotowań zrezygnować z usług aż trzech rzucających obrońców, co w dobie wielkiego niedostatku, który mamy na tej pozycji, wydaje się być co najmniej dziwne. Tym bardziej, że talent i chęć rozwoju Pawła Kikowskiego zostały dostrzeżone przez włodarzy Olimpiji Lublana - klubu, który stawia na młodzież z wielką przyszłością. Ale w kadrze miejsca dla niego nie było.
Trudno więc znaleźć logiczne uzasadnienie obecności w reprezentacji Roberta Skibniewskiego. Całkowicie niepotrzebny Katzurinowi koszykarz, praktycznie przesiedział na ławce całe mistrzostwa. Podobny los spotkał zresztą Roberta Witkę. Michał Chyliński również zaliczał epizody, w których pokazał, że wielkiego zawodnika - raczej - już z niego nie będzie. O tym, że nie cierpimy na nadmiar solidnych graczy wiedzą wszyscy, pewnie i Izraelczyk. Dlaczego więc wziął ze sobą trzech zawodników, z których zamiaru nie miał skorzystać? Już spotkania sparingowe pokazały, że będziemy grali wąskim składem, nie oznacza to jednak, że powinniśmy rezygnować z utalentowanych koszykarzy.
W najważniejszych, najtrudniejszych meczach brakowało nam lidera z prawdziwego zdarzenia. David Logan, choć najskuteczniejszy w naszym zespole, z całą pewnością nie zasłużył sobie na to miano. Gortat starał się walczyć, ale jego możliwości ofensywne są ograniczone. Natomiast Maciej Lampe, który zaliczył świetny start, zdecydowanie za słabo spisywał się w ostatnich pojedynkach.
Nie można zapomnieć o wąskiej rotacji, która dała o sobie znać w postaci zmęczenia. Coraz większe zmęczenie, coraz słabsza skuteczność, coraz więcej błędów, coraz mniejsza wola walki, oraz brak dobrej taktyki. Te elementy zaważyły na tym, że naszego teamu nie ma w ćwierćfinale. W ćwierćfinale, który z całą pewnością był w naszym zasięgu... Podobno powinniśmy się cieszyć z poprawy wyniku z Hiszpanii, ale powtórzę pytanie: Czy aby na pewno mamy powody do radości?