"Stal mogła nas zlekceważyć". Szef Legii mówi o sensacji w polskiej lidze

Materiały prasowe / Paweł Kołakowski / LegiaKosz / Legia Warszawa
Materiały prasowe / Paweł Kołakowski / LegiaKosz / Legia Warszawa

Legia zagrała trzy razy bardzo dobrze, dlatego wygrała. Irytują mnie rozmowy o sukcesie w kontekście słabej gry mistrza Polski. To jest nie fair wobec zawodników, z którymi trzeba się z nimi liczyć - mówi nam Jarosław Jankowski.

Sensacyjne wieści! Mistrz Polski, najbogatszy klub w lidze, odpada z rozgrywek już na etapie ćwierćfinału. Wszystko za sprawą rewelacyjnie dysponowanych koszykarzy Legii Warszawa, którzy odprawili z kwitkiem Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski 3:0.

Warszawianie w niedzielę dokończyli dzieła na własnym parkiecie. Wytrzymali presję, znów wspięli się na wyżyny i po dwóch zwycięstwach w Ostrowie Wielkopolskim, triumfowali u siebie 85:81, zamykając serię. W wielkim stylu awansowali do strefy medalowej.

Jaka była noc w Warszawie? Co zadecydowało sukcesie, czy Legia miała więcej pokory? Czy trener Wojciech Kamiński zasłużył na to, by mówić o nim, że jest najlepszy w lidze? Czy właściciel Stali, Paweł Matuszewski, pogratulował?

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szalała na wakacjach. I to jak!

- Nie mieliśmy okazji porozmawiać, minęliśmy się tylko. Widziałem, że pocieszał drużynę, a ja zająłem się świętowaniem sukcesu. Później przysłał mi serdecznego sms-a, w którym pogratulował zwycięstwa i życzył zdobycia mistrzostwa Polski. Zachował się bardzo w porządku. Żyjemy w przyjacielskich relacjach i na pewno to nie ulegnie zmianie - mówi nam Jarosław Jankowski.

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy to była długa noc w Warszawie po pokonaniu w ćwierćfinale mistrza Polski, Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski 3:0?

Jarosław Jankowski, przewodniczący rady nadzorczej sekcji koszykarskiej Legii Warszawa: To była spokojna noc. Odbyliśmy kilka rozmów, świętowanie było symboliczne i pojechaliśmy do domów. Już rano w poniedziałek byłem na siłowni, więc praca wre! Sukces na pewno olbrzymi, ale to jeszcze nie koniec. Nie ma na razie czego świętować.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia?

Oczywiście. Awansowaliśmy do półfinału i chcemy go wygrać. Ale twardo stąpamy po ziemi, nie nakręcamy się. Nie ma mówienia, że jesteśmy najlepsi na świecie.

Czy przed rozpoczęciem serii wierzył pan w to, że jesteście w stanie ograć Arged BM Stal, mistrza Polski, zespół, który był największym kandydatem do zdobycia złota?

Powiem w ten sposób: nie byliśmy faworytem i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ale my mamy taką filozofię w drużynie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie ubolewaliśmy nad tym, że trafiliśmy na zespół z Ostrowa Wielkopolskiego. Trafiliśmy na nich i już, tak miało być. Nikt nie płakał z tego powodu. Wiem, że inne drużyny kombinowały, by nie trafić na pewne zespoły. Uważam, że na tym nigdy się dobrze nie wychodzi. Kombinowanie wychodzi bokiem. Nam zależało na zajęciu jak najlepszego miejsca po rundzie zasadniczej.

Jakie czynniki - według pana - zadecydowały o wygranej?

Sukces to jest suma małych elementów. Procentuje na pewno doświadczenie z zeszłorocznych play-off i gra w europejskich pucharach. Mam na myśli grę pod dużą presją z wymagającymi rywalami. To było na pewno bardzo cenne w tej rywalizacji. Jeśli mam być szczery, to mam takie poczucie, że Stal mogła nas trochę nas zlekceważyć w pierwszym spotkaniu. Gdy przegrali I mecz, znaleźli się pod gigantyczną presją. Bo kolejne spotkania były jak o życie.

Mieliście w sobie więcej pokory?

Na pewno. Nie ukrywam, że my dobrze czujemy się w roli "underdoga". Przed tą serią nikt nas nie stawiał, dziennikarze mówili i pisali, że przegramy 0:3. To nas mobilizowało. Nie mieliśmy nic do stracenia. Podjęliśmy rękawice i chcieliśmy wszystkim udowodnić, że się mylą. I tak też się stało. Jest jedna rzecz, która mnie mocno wkurzyła w trakcie tej serii.

Jaka?

Dyskusja po drugim meczu, gdy mówiło się, że Legia prowadzi 2:0, bo Stal grała słabo. Powiedzmy sobie wprost: Legia zagrała trzy razy bardzo dobrze, dlatego wygrała. Irytują mnie rozmowy o naszym sukcesie w kontekście słabej gry mistrza Polski. To jest nie fair wobec naszych zawodników, którzy pokazali, że trzeba się z nimi liczyć. Wszyscy zagrali fantastycznie.

Mnie najbardziej zaskoczył środkowy Adam Kemp, który w niedzielnym spotkaniu miał aż 6 bloków!

Adam Kemp był niesamowity, zagrał fenomenalne zawody, może nawet najlepsze w karierze. Łapałem się za głowę, gdy widziałem, co wyprawiał na parkiecie. To było naprawdę coś niesamowitego. Widać było, że zawodnicy Stali bali się wjeżdżać z piłką w strefę podkoszową.

Wielki sukces koszykarzy Legii Warszawa
Wielki sukces koszykarzy Legii Warszawa

W jego przypadku idealnie pasuje hasło: cierpliwość popłaca. Bo pamiętam, że w trakcie sezonu był już zwalniany kilkakrotnie...

Coś w tym jest. Ale trzeba pamiętać, że Adam jest świetnym człowiekiem, a to jest ważne, gdy układa się drużynę. Trzeba mieć ludzi, którzy pasują do zespołu. On na pewno do niego pasuje. Zawsze godził się ze swoją rolą, nigdy nie narzekał. Zawsze świetnie trenował, chciał dawać drużynie sporo jakości. To teraz procentuje. Cieszę się, bo to jest naprawdę fajny facet. Zasłużył na taki występ. Pokazał wszystkim, że jest dobrym zawodnikiem.

Ale inni gracze w tym meczu też stanęli na wysokości zadania. Ray Cowels zdobył 25 punktów, mimo że dzień przed spotkaniem przechodził zatrucie pokarmowe, nawet wymiotował. Niesamowite, że zagrał na takim poziomie.

Po meczu była okazja porozmawiać z Pawłem Matuszewskim, właścicielem Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski?

Nie mieliśmy okazji porozmawiać, minęliśmy się tylko. Widziałem, że pocieszał drużynę, a ja zająłem się świętowaniem sukcesu. Później przysłał mi serdecznego sms-a, w którym pogratulował zwycięstwa i życzył zdobycia mistrzostwa Polski. Zachował się bardzo w porządku. Żyjemy w przyjacielskich relacjach i na pewno to nie ulegnie zmianie.

Trener Wojciech Kamiński pokazał wielką klasę, ogrywając Igora Milicicia. Myślę, że ten szkoleniowiec na polskim rynku - mimo sporych sukcesów - jest mocno niedoceniany. Co pan na to?

Wojciech jest świetnym trenerem. To najlepszy polski szkoleniowiec. Od lat jest na topie. Zgadzam się z tym, że jest niedoceniany, ale nie... przez wszystkich. Ja go bardzo doceniam, dlatego rok temu przedłużyliśmy z nim umowę o kolejne trzy sezony. Z Wojtkiem świetnie nam się współpracuje. Warto zerknąć na jedną kwestię.

Jaką?

Kluby z dużo większymi budżetami nie mają sukcesów, bo po prostu nie trafiają z wyborem trenera. My trafiliśmy w dziesiątkę, więc uznaliśmy, że trzeba kontynuować współpracę. Skoro mamy trenera, to mamy mocny fundament w kontekście budowania zespołu.

Źródło artykułu: