Robię to, co chce trener - rozmowa z Sergio Llullem

W środę w Hali Torwar kibice, w znacznej części z Bałkanów, byli świadkami fantastycznego meczu. Reprezentacja Hiszpanii okazała się lepsza od Słowenii, choć aby to osiągnąć potrzebowała dodatkowych pięciu minut. Hiszpański obrońca Sergio Llull, który na co dzień występuje w Realu Madryt odpowiedział na kilka pytań dla portalu SportoweFakty.pl po ostatnim gwizdku sędziego.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Fałkowski: Drżały wam serca, kiedy Erazem Lorbek rzucał w ostatniej sekundzie regulaminowego czasu gry?

Sergio Llull: Na pewno. I ostatecznie zadrżały naprawdę mocno, bo słoweński koszykarz trafił, choć wydaje się, że wszystko działo się już po syrenie. Sędziowie jednak zaliczyli, więc trzeba było grać dogrywkę.

W której dość szybko odebraliście przeciwnikom nadzieję na zwycięstwo...

- Dokładnie tak. Po czterdziestu minutach powiedzieliśmy sobie, że nie możemy przegrać meczu, w którym prowadziliśmy niemalże od początku do końca. To nie byłoby dobre zakończenie tego pięknego spotkania. Jednakże teraz nie ma co mówić co by było, gdyby. Wygraliśmy i tylko to się liczy.

Podczas rozgrywek grupowych oglądaliśmy trzy różne Hiszpanie. Najpierw słabą przeciwko Serbii, potem przeciętną przeciwko Wielkiej Brytanii i na koniec tę lepszą wersją w meczu ze Słowenią. Zgodzi się pan?

- Rzeczywiście, coś w tym jest. Odpowiem na to pytanie w ten sposób: z meczu na mecz prezentujemy się coraz lepiej i wygląda na to, że lekki kryzys dosięgnął nas w najlepszym momencie. Przegraliśmy pierwszy mecz, który mógł być bardzo istotny, ale dwoma kolejnymi spotkaniami udowodniliśmy, że nadal pozostajemy w grze. I jestem pewien, że odegramy jeszcze w tym turnieju kluczową rolę.

Nie da się jednak ukryć, że awans z trzeciego miejsca to nie to, co sobie zakładaliście...

- Oczywiście liczyliśmy na komplet zwycięstw, ale to jest właśnie piękno sportu, że nikt nie jest w stanie przewidzieć jak potoczą się losy poszczególnych drużyn. Serbia pokazała nam, że nie jesteśmy niezniszczalni i bardzo dobrze, że sprowadziła nas na ziemię. Tak, jak już powiedziałem wcześniej - zrobiła to w idealnym momencie. Wzięliśmy się w garść i nadal liczymy się w grze o złoto.

Mam rozumieć więc, że nadal waszym celem jest gra w finale? Nie wycofujecie się z zapowiedzi sprzed turnieju?

- Oczywiście! Nie ma innej możliwości. Bardzo chcemy i bardzo wierzymy, że zagramy w finale. Musimy zmazać plamę sprzed dwóch lat i udowodnić Europie, że mistrz może być tylko jeden - Hiszpania.

A jakby pan ocenił ten turniej przez pryzmat własnych osiągnięć? Gra pan sporo, lecz nie błyszczy pan zbytnio w ofensywie.

- Nie ma takiej potrzeby, żebym to robił. Punkty zdobywam tylko wtedy, kiedy wiem, że mogę je zdobyć. Nie rzucam na siłę, bo w zespole są inni, którzy o wiele lepiej ode mnie sprawdzają się w roli strzelców. Na parkiecie robię to, co polecił mi trener, czyli twardo bronię i pomagam na rozegraniu. I nic więcej nie muszę robić.

Komentarze (0)