W czwartek opublikowaliśmy na naszych łamach reportaż "Pamiętaj, że jesteś zerem". Czternaście koszykarek opowiada, że znany trener Roman Skrzecz znęcał się nad niektórymi zawodniczkami psychicznie, miało też dochodzić do przypadków molestowania seksualnego. Trzynaście kobiet to byłe uczennice elitarnej Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach, jedna spotkała się ze szkoleniowcem wyłącznie w młodzieżowej reprezentacji Polski. Trener Skrzecz twierdzi, że słowa koszykarek to "bezpodstawne insynuacje".
O oskarżeniach pod adresem szkoleniowca rozmawialiśmy z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski kobiet Teodorem Mołłowem.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Gdy pracowaliśmy nad reportażem "Pamiętaj, że jesteś zerem", jedna osoba ze środowiska powiedziała nam: "Trener Mołłow słyszał od zawodniczek, że Roman Skrzecz dopuszcza się molestowania. Próbował rozwiązać ten problem, ale mu nie pozwolono". Proszę się do tego odnieść.
Teodor Mołłow, selekcjoner reprezentacji Polski kobiet w latach 2015-2017: To bolesny temat. Pana telefon mnie zaskoczył, jednak cytat jest prawdziwy. Faktycznie dochodziły do mnie głosy, że trener Skrzecz dopuszczał się względem koszykarek molestowania seksualnego. W dodatku otaczał się ludźmi, którzy robią to samo w swoich klubach. Ale nie mogę powiedzieć w tym temacie więcej, bo nie mam dowodów. Wieści o tym, co dzieje się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach, dotarły do sztabu szkoleniowego kadry od zawodniczek. Byłem w środowisku nowy, więc pierwszy sygnał dostałem od jednego ze swoich pomocników.
Jak pan zareagował?
Zacznijmy od tego, że wraz ze sztabem chcieliśmy doprowadzić do zmian personalnych w szkoleniu i zatrudnienia nowych trenerów oraz koordynatorów. Chodziło o zastąpienie wszystkich dotychczasowych szkoleniowców od Romana Skrzecza w dół. Uważałem, że to warunek konieczny, by cała damska koszykówka w Polsce poszła do przodu. Decydowały o tym między innymi głosy, że Skrzecz i jego współpracownicy zachowują się bardzo źle, wprowadzając psychiczny terror i dopuszczając się molestowania podopiecznych. Po pierwsze, chciałem wyjaśnić sprawę ze względu na charakter oskarżeń. Poza tym trudno o rozwój koszykówki w kraju, jeśli zawodniczki mówią między sobą, że trener molestuje koszykarki.
Podjął pan jakieś kroki?
Najpierw przeprowadziłem długą rozmowę ze swoim sztabem. Napisałem do prezesa Grzegorza Bachańskiego wiadomość, że chcę się spotkać i porozmawiać o pewnej sprawie w cztery oczy. Do tego spotkania nigdy nie doszło.
Dlaczego?
To nie pytanie do mnie. W ciągu pół roku trener pierwszej reprezentacji nie mógł liczyć na spotkanie z prezesem związku. Dzwoniłem, prosiłem... Mieliśmy się spotkać na zgrupowaniu w Zakopanem, we Władysławowie... Według mnie pan Bachański unikał rozmowy twarzą w twarz. A we wrześniu 2017 roku rozstałem się z reprezentacją. Na koniec wymieniliśmy z prezesem dosłownie kilka zdań o tym, że nasze drogi się rozchodzą. Uważam, że nie dano mi szansy, byśmy porozmawiali o zarzutach pod adresem trenera Skrzecza.
Zatem nic pan nie zrobił?
Rozmawiałem z dyrektorem sportowym kadry. Wyraźnie nie był zainteresowany, wręcz uciekał od tematu. Zgłosiłem problem ówczesnej menedżerce reprezentacji i to w obecności pozostałych członków mojego sztabu szkoleniowego. Mieliśmy nadzieję, że jako kobieta będzie bardziej skłonna do przyjrzenia się sprawie. Opowiedzieliśmy, jakie chodzą pogłoski o trenerze Skrzeczu i jego metodach. Odpowiedź menedżerki mnie zszokowała:
- Byliście świadkami takiego zachowania? Siedzieliście w sypialni trenera lub dziewcząt? Jeśli nie, to nie gadajcie.
Wtedy uświadomiłem sobie, że zderzyliśmy się z murem, którego nie przebijemy. Kiedy usłyszałem o problemie, faktycznie starałem się go rozwiązać. Może zabrakło odrobinę determinacji, ale naprawdę nie chowałem głowy w piasek.
Czy pana zdaniem do Polskiego Związku Koszykówki dotarły głosy o zachowaniu trenera Skrzecza?
Każdy gospodarz powinien wiedzieć, co się dzieje w jego domu, a każdy prezes - co się dzieje w firmie. Jeśli działacze PZKosz nie mieli takiej wiedzy, to bardzo źle o nich świadczy. Poza tym, nie oszukujmy się, prezesi związków mają swoich informatorów. Jestem pewien, że pogłoski o zachowaniu trenera Skrzecza dotarły do działaczy, ale woleli o tym mówić na ucho, by nikt nie słyszał, bo każdy się bał o posadę.
Wiem, jaka w związku panuje mentalność. Jeśli PZKosz wiedział i nic z tym nie zrobił, trzeba otwarcie powiedzieć, że zamiótł sprawę pod dywan. Poruszam bolesny temat, bo chcę z czystym sumieniem patrzeć w oczy zawodniczek i członków mojego sztabu. Muszą wiedzieć, że nie stchórzyłem. Poza tym udzielenie tego wywiadu uważam za swój obowiązek. Mówię to, czego nie udało mi się powiedzieć prezesowi Bachańskiemu.
Ma pan żal do obecnego wiceprezesa PZKosz?
Oczywiście, i to bardzo duży. On się poddał. Nie był przekonany, że należy się ze mną pożegnać. Zabrakło mu jednak charakteru, wybrał spokój w firmie. Roman Skrzecz i wielu innych ludzi ze związku wiedzieli, że nie odpuszczę. Że będę drążył, póki problem nie zostanie rozwiązany. Wydział szkolenia naciskał na Bachańskiego, bym przestał trenować kadrę. Jak się okazało - skutecznie.
Jaka była pana pierwsza reakcja, gdy dowiedział się pan, że kilkanaście zawodniczek oskarża trenera Skrzecza o znęcanie i molestowanie?
Przede wszystkim gratuluję tym kobietom odwagi. Nie mam wątpliwości, że ich historie są prawdziwe. Cieszę się, że ktoś wreszcie głośno o tym opowiedział. Poza tym chcę przeprosić koszykarki w imieniu starszych zawodniczek i grupy trenerów. Mówię o ludziach, do których dochodziły głosy o zachowaniu trenera Skrzecza, ale nie udało im się rozwiązać sprawy. Bohaterki waszego reportażu bardzo pomogły kobietom, które trafią w przyszłości do SMS-u. To bardzo ważne. Myślę, że świadectwo kilkunastu kobiet może poruszyć lawinę.
Zgłaszają się do nas kolejne koszykarki, które, łagodnie mówiąc, mają bardzo duże uwagi do zachowania trenera Skrzecza.
Dzięki temu, co się wydarzyło w ostatnich dniach, nabrały jeszcze większej odwagi. Wiem, że mówimy o trudnych sytuacjach, ale nadszedł czas, by zacząć mówić. Tym bardziej że problem nie dotyczy wyłącznie Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Rozmawiamy o ważnym zagadnieniu społecznym. Do molestowania dochodzi przecież w klubach sportowych, na uczelniach, w kościołach... Zadam jednak pytanie: Ile z tych spraw udało się doprowadzić do końca? Ilu sprawców poniosło konsekwencje? Niewielu. Dlatego w koszykówce nikt nie chciał zabrać głosu. Do teraz. Wie pan, w Bułgarii jest takie przysłowie: "Pan Bóg jest bardzo zajęty, więc czasem się spóźnia. Ale nie zapomina". I na tym zakończmy.
***
Po rozmowie z byłym selekcjonerem skontaktowaliśmy się z wiceprezesem PZKosz, Grzegorzem Bachańskim. Zapewnił nas, że odniesie się do zarzutów stawianych przez trenera. Wkrótce opublikujemy na naszych łamach jego stanowisko.
***
TU SZUKAJ POMOCY:
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem albo znasz kogoś, kto potrzebuje pomocy, dzwoń pod bezpłatny i całodobowy numer Niebieskiej Linii (800 12 00 02) lub Telefonu zaufania dla Dzieci i Młodzieży (116 111). Możesz też napisać maila - adresy znajdziesz na powyższych stronach.
ZOBACZ WIDEO: Państwowa Komisja ds. pedofilii wysłała zapytanie do prokuratury ws. postępowania dotyczącego afery w szkole sportowej