Marcin Gortat: Takich momentów się nie zapomina. Aż mnie zmroziło [WYWIAD]

Getty Images /  Rob Carr / Na zdjęciu: Marcin Gortat kontra Kobe Bryant
Getty Images / Rob Carr / Na zdjęciu: Marcin Gortat kontra Kobe Bryant

Nazwał mnie "Polish Hammer", co wiele dla mnie znaczyło. Śledził moją karierę, wiedział, kim jestem - tak Marcin Gortat wspomina Kobe Bryanta, który tragicznie zginął rok temu.

Rok temu maszyna ze słynnym koszykarzem na pokładzie - podczas lotu w mglistych warunkach - rozbiła się niedaleko miejscowości Calabasas, około 65 kilometrów od Los Angeles (zobacz więcej ---> TUTAJ). W katastrofie zginęło 9 osób - Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna, trener baseballu John Altobelli, wraz z żoną Keri i córką Alysse, trenerka koszykówki Christina Mauser, Sarah Chester, jej córka Payton i pilot Ara Zobayan.

- Takich momentów niestety się nie zapomina... Dostałem SMS-a. Aż mnie zmroziło. Nie wiedziałem, jak zareagować i co powiedzieć - mówi nam Marcin Gortat.

Kobe Bryant przez całą swoją karierę związany był z Los Angeles Lakers, z którym pięciokrotnie zostawał mistrzem NBA. 18-krotnie wystąpił w meczu gwiazd najlepszej ligi koszykarskiej na świecie. Jest także dwukrotnym mistrzem olimpijskim.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Mija rok od tragicznej śmierci Kobego Bryanta. Dalej jest wspominany w Stanach Zjednoczonych?

Marcin Gortat, były koszykarz klubów NBA i reprezentacji Polski: Nie ma tygodnia, by ludzie nie wspominali Kobego Bryanta. Myślę, że taki stan utrzyma się przez wiele lat. To nie dziwi, bo to była wielka legenda NBA, jeden z najlepszych zawodników w historii, którego zapamiętamy na zawsze. Każdy nie dowierza, że Kobe zginął w tak tragicznych okolicznościach. Spodziewam się, że NBA uczci pierwszą rocznicę w bardzo wyjątkowy sposób.

Śmierć Bryanta pokazuje, że warto doceniać tych zawodników, których mamy obecnie na parkietach NBA - jak Lebron James czy Kevin Durant. Żyliśmy w epoce Jordana i Bryanta, teraz jest końcówka epoki Jamesa. Cieszmy się, że możemy oglądać takiego gracza.

ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"

Pamięta pan ten moment, gdy dowiedział się o śmierci Bryanta?

Takich momentów niestety się nie zapomina... Dostałem SMS-a. Aż mnie zmroziło. Nie wiedziałem, jak zareagować i co powiedzieć. Po chwili wszedłem na social media i te fatalne wieści się potwierdziły. Nie chciałem w to uwierzyć, że człowiek-legenda, który podbił cały koszykarski świat, zginął w sposób tragiczny.

Jakim był człowiekiem?

Gdy go poznałem w 2009 roku, był bardzo zdystansowany, zamknięty w sobie. Był arogancki, na parkiecie w ogóle nie można było z nim porozmawiać. Był człowiekiem piekielnie skoncentrowanym na tym, co ma wykonać na boisku. Z biegiem lat ewoluował, otworzył się. Stał się facetem, który potrafi docenić wysiłek przeciwnika, okazać mu szacunek. Tego wcześniej nie było. Kobe potrafił się uśmiechnąć, porozmawiać na parkiecie.

Wiem, że ma pan w swojej kolekcji buty z jego podpisem. Jak pan je otrzymał?

To było w trakcie jego pożegnalnego sezonu. Graliśmy mecz w Los Angeles, a ja byłem wtedy kapitanem drużyny. Przed spotkaniem przywitaliśmy się i mu wtedy w żartach powiedziałem, że w 2009 roku zabrał mi możliwość zdobycia tytułu, to teraz mógłby chociaż mi dać koszulkę z autografem. Wtedy też nazwał mnie "Polish Hammer", co wiele dla mnie znaczyło. Śledził moją karierę, wiedział, kim jestem. To było coś. Po meczu podszedłem pod szatnię i mu się przypomniałem. Wtedy Kobe mnie zaskoczył, bo wręczył mi buty z autografem.

Buty z jego podpisem są na szczególnym miejscu?

Jak najbardziej. Mają dla mnie ogromną wartość emocjonalną.

W kontekście NBA ostatnio sporo mówi się o projekcie Brooklyn Nets, do którego dołączył James Harden. Jak pan ocenia ten ruch? Czy Nets są teraz głównymi kandydatami do mistrzostwa?

Nie. Według mnie za dużo złych rzeczy dzieje się wokół tego projektu. Zastanawia mnie na przykład postawa Kyriego Irvinga, który wzbudza wiele kontrowersji. Wiem, że bardzo chętnie uczestniczy w różnych akcjach charytatywnych, ostatnio kupił dom rodzinie George'a Floyda, który w maju ubiegłego roku zmarł po brutalnej interwencji policji. To znakomicie o nim świadczy, a tu nagle pojawia się informacja, że Kyrie nie gra w NBA i tak naprawdę nie wiadomo, co się z nim dzieje. Nie przyjeżdża na mecze, nie tłumaczy się z tego powodu. Tu fatalnie o nim świadczy. Ma szczęście, że obok jest Kevin Durant, który notuje rewelacyjny sezon. Jak Brooklyn zacznie regularnie wygrywać, to jest on głównym kandydatem do MVP. Obok LeBrona Jamesa i Joela Embiida.

Transfer Jamesa Hardena?

Nie jestem fanem tego transferu. Uważam, że nie jest to zawodnik, który scementuje zespół na zdobycie mistrzostwa NBA. Jest mega-utalentowany, potrafi rzucać, zdobywać punkty, notować triple-double. Tego nikt nie kwestionuje, ale należy pamiętać, że Nets za Hardena musieli oddać kilku zawodników, stracili też wybory w drafcie NBA. Nie podobało mi się również to, w jaki sposób Harden odszedł z Houston. To było bardzo nieprofesjonalne z jego strony. Wystawił Walla, Cousinsa i innych chłopaków z drużyny. Tak się po prostu nie robi.

Los Angeles Lakers są największym faworytem do zdobycia mistrzostwa NBA?

Tak. Pokazują się z dobrej strony. Mają w składzie LeBrona Jamesa, który jest gościem z innej planety. Wielu uważa, że to zawodnik wszech czasów i trzeba powiedzieć, że w kolejnym sezonie to potwierdza. Gra na bardzo równym poziomie, cały czas - mimo upływu wielu - jest zawodnikiem na poziomie MVP. Coś niesamowitego. Trudno znaleźć słowa, by to opisać. Ale nie lekceważyłbym Clippers, którzy też mają mocny skład. Choć w ich przypadku jest trochę niepewności. Mam na myśli zdrowie Kawhiego Leonarda i znak zapytania przy formie Paula George'a w fazie play-off.

Zobacz także:
EBL. Krzysztof Sulima: Tacy jak ja też są potrzebni [WYWIAD]
Gorący telefon w klubie. "Zastal promuje graczy" - Tabak i Koszarek mówią o odejściu Ponitki
Wojciech Kamiński: 6-7 drużyn po cichu myśli o finale. Legia też [WYWIAD]
Chase Simon, była gwiazda PLK: Tęsknię za Polską. Chciałbym zagrać dla Milicicia [WYWIAD]

Źródło artykułu: