[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Zaskoczył pana Dariusza Wyka w ostatnim spotkaniu z Anwilem Włocławek? Koszykarz zdobył osiem punktów z rzędu w końcówce, a zespół wygrał 85:76.
[/b]
Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa: Trochę tak, bo w końcówkach ostatnich meczów - w Radomiu czy w Dąbrowie Górniczej - pudłował takie rzuty. Zła karta w końcu się odwróciła i Darek bardzo nam pomógł w tym spotkaniu, które z różnych względów było dla niego wyjątkowe.
To prawda, że krzyczał pan w kierunku zawodnika: "spokojnie, nie rzucaj"?
Tak. Przy jednym i drugim rzucie krzyczałem "nie", bo miałem w pamięci kilka ostatnich rzutów z poprzednich meczów. Chciałem, żebyśmy w tych akcjach zagrali dłużej, cierpliwie. Oczywiście powinienem powiedzieć, że taka właśnie była taktyka. Ale tak nie było. Całe słowa uznania dla Darka, który wytrzymał presję. Mam nadzieję, że od tego meczu będziemy oglądali prawdziwego "łucznika z Bolestraszyc".
Cieszy mnie fakt, że udało nam się - w ramach określonego budżetu - złożyć taką grupę ludzi, która gra na odpowiednim poziomie i odnosi świetne rezultaty. Choć nie mieliśmy łatwo, bo były odejścia zawodników, kontuzje, kilka zmian.
ZOBACZ WIDEO: Założyciel Polskiej Federacji Fitness ostro o działaniach rządu. "Dlaczego my mamy ponosić największą cenę?"
Jak pan ocenia Lestera Medforda? Jak dużo brakuje mu Justina Bibbinsa, którego Legia w grudniu sprzedała do Francji?
Niektórzy mogą powiedzieć, że dużo mu brakuje, a ja uważam, że to są po prostu inni zawodnicy. Bibbins jest rozgrywającym bazującym na rzucie, przede wszystkim nastawionym na zdobywanie punktów. On najpierw szukał punktów dla siebie, a dopiero później dla innych. On oczywiście miał dużo asyst, ale to były innego typu asysty, czyli podania po grze jeden na jeden, w kontrataku umiał znaleźć strzelców.
Podobno Justin bardzo się denerwował, gdy zawodnicy nawet w żartach mówili mu, by częściej podawał piłkę w trakcie meczu. To prawda, że wtedy wyciągał telefon i pokazywał: "hej, spójrzcie ile mam asyst"?
Ja mu na to nie zwracałem uwagi, ale faktycznie były takie sytuacje na treningach. Nawet wiem, kto lubił w ten sposób zwracać się do Justina, by podnieść mu trochę ciśnienie. Oczywiście to były tylko żarty, bo każdy zdawał sobie sprawę, że Justin jest rzucającym rozgrywającym.
Nie ma Justina, jest Lester. Statystycznie nigdy tak dobrze nie będzie wyglądał, ale będę go bronił. To jest innego typu rozgrywający. Jestem z niego zadowolony, dobrze prowadzi grę zespołu, potrafi też mocno nacisnąć na rywala w obronie, stara się być aktywny na zbiórce. To bardzo pożyteczny zawodnik.
Nie irytują czasami jego proste błędy w ataku?
No tak, ale tak samo irytują mnie zagrania innych zawodników. Nie ma ludzi idealnych, nieomylnych. Ja też popełniam błędy, nie jestem ideałem. Cały czas trzeba pracować nad swoimi słabościami, rozwijać się.
Ważne jest świadomość z kim się pracuje?
Tak, to kluczowy element. Myślę, że teraz ludzie trochę inaczej patrzą na nasz zespół, pamiętając fakt, że na początku sezonu mieliśmy Bibbinsa i Sokołowskiego. Nie oszukujmy się - w wielu meczach grało nam się zdecydowanie łatwiej, bo wartość tych zawodników na polskim rynku jest ogromna. Teraz drużyna gra nieco mniej widowisko, ale nadal skutecznie. Statystycznie mocno nie odbiegamy. Choć przed nami trudne spotkania, kalendarz nas nie rozpieszcza. W pierwszej rundzie znacznie więcej graliśmy meczów u siebie. To też nieco zakrzywiło obraz naszej drużyny.
Prawdą jest, że niedawno do klubu wpłynęła oferta wykupu jednego z zawodników?
Były zapytania nawet w sprawie dwóch zawodników. Ale bardziej ze strony agentów niż klubów. Generalnie do konkretów nie doszło.
To chyba najlepszy wyznacznik tego, że w tym sezonie wykonujecie świetną robotę?
Jestem bardzo zadowolony z naszych wyników, mamy już na swoim koncie piętnaście zwycięstw i gra w fazie play-off jest praktycznie zapewniona.
Chyba czas odważniej spojrzeć na miejsca 1-4. Też pan tak sądzi? Pojawiają się kalkulacje?
Można rozważać różne scenariusze, ale preferuje jednak iść mecz po meczu i na tym się skupić. Te kalkulacje zwykle źle się kończą. Choć wiadomo, że na Zastal nie chcielibyśmy trafić w I rundzie play-off. Mamy przed sobą dwa ważne spotkania: Asseco i Polpharma. Trochę się obawiam tych meczów.
Dlaczego?
Bo my nie najlepiej czujemy się w roli faworyta. Lepiej nam służy rola "underdoga". Podpisuję się pod słowami Darka Wyki: "wolimy gonić niż uciekać". Te dwa mecze będą fajnym sprawdzianem dla całego zespołu.
Jak pan patrzy na obecną hierarchię w PLK?
Jak np. analizuje skład Anwilu, to myślę, że ewentualne spotkania Zastalu z Anwilem w fazie play-off byłyby mega ciekawe i wcale nie wskazałbym zdecydowanego faworyta tej rywalizacji.
Aż tak?!
Myślę, że jak zawodnicy Anwilu dojdą do zdrowia, będą w pełni formy, to mogą naprawdę sporo namieszać. Problemem może być czas. Mogą w porę nie zdążyć. Bo potencjał tam jest ogromny. Jest tam trzech gości, którzy mogą w pojedynkę wygrać mecz. Ale Zastal oczywiście gra świetną koszykówkę, wyglądają bardzo dobrze pod względem fizycznym.
King Szczecin może namieszać?
Zdecydowanie. Po ostatnich transferach wyglądają mocno, a na dodatek służy im kalendarz. Praktycznie wszystkie mecze zagrają u siebie, mogą bardzo poprawić swój bilans. Mają nawet szansę "zakręcić" się w okolicach trzeciego miejsca. Ale tak samo mocno wyglądają zespoły Śląska i Stali. To bardzo niewygodni rywale. Trudno wskazać drużynę, która - poza Zastalem - jest faworytem do gry w finale. Myślę, że teraz 6-7 ekip po cichu marzy o grze w finale.
Legia też?
Bardzo byśmy chcieli, ale z dużą pokorą stąpamy po ziemi. Znamy swoje miejsce w szeregu.
Zobacz także:
EBL. Krzysztof Sulima: Tacy jak ja też są potrzebni [WYWIAD]
Właściciel zaszalał, sypnął dużą gotówkę. Jest Lampe, będzie medal?
Marek Wojtkowski, prezydent Włocławka: Anwil potrzebuje mocnej osobowości. Frasunkiewicz to ma [WYWIAD]
Stal traci ważnego gracza. Moore wyjeżdża do Niemiec! Dlaczego?