Anwil Włocławek w czwartek poinformował o zwolnieniu McKenziego Moore'a. Jego kontrakt został rozwiązany z winy zawodnika, po tym jak ten naruszył obowiązujące w nim zapisy. Klub podał do wiadomości, że chodziło o sytuację, która miała miejsce w sobotę rano (26 grudnia), w dniu meczu z Treflem Sopot (nie odbył się z powodu koronawirusa).
Z naszych informacji wynika, że Moore tuż przed odjazdem autobusu na poranny trening w Ergo Arenie zadzwonił do kierownika (Filip Brylski) i trenera Marcina Woźniaka z informacją, że nie pojedzie z drużyną na zajęcia. Amerykanin - co udało nam się nieoficjalnie ustalić - argumentował to tym, że przez całą noc nie mógł spać i potrzebuje czasu na dojście do siebie.
Z kilku nieoficjalnych źródeł usłyszeliśmy, że koszykarz nie zgłaszał żadnych dolegliwości wcześniej np. w dniu wyjazdu czy w hotelu, a o tym, że źle się czuje nie poinformował także w sobotni poranek, chociażby podczas śniadania. W sztabie Anwilu Włocławek są osoby mogące zapewnić koszykarzowi podstawową opiekę medyczną w wypadkach losowych - koszykarz o żadną pomoc nie poprosił.
ZOBACZ WIDEO: Zmiana pokoleniowa w polskim sporcie? "Świątek, Zmarzlik i Błachowicz przerośli swoich mistrzów"
W porannej rozmowie z trenerami przekonywał, że nie czuje się najlepiej pod względem fizycznym i nie będzie w stanie trenować. Sztab szkoleniowy nalegał na zmianę jego decyzji, ale na niewiele to się zdało. Moore powiedział "nie" i ostatecznie autobus bez niego pojechał do Ergo Areny.
Po przyjeździe do hotelu sztab medyczny - jeszcze przed odwołaniem meczu - przebadał zawodnika. Nic niepokojącego nie stwierdził, dając koszykarzowi zielone światło na przystąpienie do spotkania. Kilka godzin później okazało się jednak, że mecz zostanie przełożony a zespół trafi na kwarantannę. Wtedy Amerykanin przyznał, że latem przechodził koronawirusa (wcześniej o tym nie poinformował) i ma tzw. późne symptomy przebytej wcześniej choroby. Moore później umieścił nawet takie zdjęcie w mediach społecznościowych: ("long-term effects of COVID-19").
Po powrocie do Włocławka klub zorganizował zawodnikowi gruntowne badania. Te także nic nie wykazały. Moore mógł grać i trenować w weekend. Decydując się więc na rozstanie z graczem z jego winy, klub poinformował o stanie rzeczy agenta zawodnika, Mario Scottiego (jak się dowiedzieliśmy, agent był również informowany o całej sobotniej sytuacji na bieżąco).
W tym momencie warto nadmienić jedną rzecz. Anwil Włocławek - co wiemy z oficjalnych klubowych komunikatów - niemalże zawsze decyduje się na polubowne rozstanie z graczem, nawet jeśli okoliczności są ku temu niesprzyjające. Tak było chociażby w przypadku Deishuana Bookera. Nieoficjalnie wiadomo, że Amerykanin stosował niedozwolone środki, ale w oficjalnym komunikacie obie strony doszły do porozumienia w sprawie rozwiązania umowy. Na pewno tę drogę zaaprobował sam zawodnik, jak i agent gracza.
Nieoficjalnie wiemy, że i w przypadku Moore'a prezes KK Włocławek Arkadiusz Lewandowski zaproponował koszykarzowi rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Ten odmówił, więc klub podjął jedyną możliwą decyzję. Wykorzystując odpowiednie zapisy w umowie - o braku uczestnictwie w treningu - jednostronnie rozwiązał kontrakt z winy gracza.
Agent ripostuje
W środowisku pojawiły się głosy, że Anwil zbyt pochopnie zdecydował się na taki krok i przy ewentualnym sporze w sądzie nie będzie miał szans na wygraną. Agent Moore'a, Mario Scotti, w rozmowie z portalem Sportando zakwestionował decyzję klubu i zapowiedział dochodzenie spraw na drodze sądowej.
- Takie wypowiedzenie umowy nie ma uzasadnionej podstawy prawnej. Będziemy kwestionować decyzję klubu, który ogłosił rozwiązanie kontraktu za pomocą strony internetowej i mediów społecznościowych. Nikt z zawodnikiem nie rozmawiał na ten temat. To prawda, że McKenzie nie był na treningu przed meczem, który został później odwołany. Koszykarz nie czuł się dobrze i przekazał to również trenerowi, któremu to nie przeszkadzało - powiedział Mario Scotti.
Sprawa Moore'a ma jednak znacznie szersze tło. Koszykarz już od dłuższego czasu "pracował" na rozwiązanie kontraktu z jego winy. Notorycznie spóźniał się na treningi, przez co wybijał zespół z rytmu, trenerzy musieli na bieżąco dokonywać korekt w planach zajęć, często też zgłaszał swoją niedyspozycję. A dzień przed meczem z Treflem, spóźnił się na... wyjazd. Dopiero po telefonie od kierownika Moore zjawił się pod halą i wsiadł do autokaru. Na pewno nie ma to nic wspólnego z profesjonalnym podejściem.
A też trzeba pamiętać o tym, co działo się przed i na początku sezonu. Moore przyjechał do Włocławka kompletnie nieprzygotowany. Wszyscy trąbili o jego sporej nadwadze. Niektóre źródła mówiły nawet o 12 kilogramach. Mimo olbrzymiej krytyki ze strony kibiców i mediów, prezes Lewandowski nie zwolnił zawodnika zgodnie z przyjętą wcześniej polityką klubu, że warto wyciągać rękę i czekać na gracza. Słowem: klub wykazywał się dużą cierpliwością.
- Moore od marca nie robił nic. Przyjechał do Włocławka nieprzygotowany i na dodatek z kontuzją. Trenował sporo indywidualnie, nieco później dołączył do drużyny, ale nie uczestniczył we wszystkich zajęciach. Ja nie jestem czarodziejem, nie mam różdżki, by zmienić to w ciągu kilku dni - tak o Moorze mówił trener Dejan Mihevc.
Moore po starciu o Suzuki Superpuchar Polski z Zastalem Enea BC zgłosił ból w stawie skokowym. Przed meczem ze Startem Lublin Amerykanin opuścił Włocławek i udał się do Grecji. Przez kilka tygodni przechodził rehabilitację u specjalisty w Atenach. Opuścił sporo meczów, wrócił w październiku na spotkanie z Legią.
Moore wystąpił w 12 meczach tego sezonu. Amerykanin średnio notował 11,8 punktu, 7,8 zbiórki i 6,3 asyst. Statystyki dobre, nawet bardzo dobre, ale nie do końca pokazujące to, co rzeczywiście działo się z nim na parkiecie. Gra Anwilu w ataku była w wielu momentach mocno ograniczona, a nawet prymitywna. Gdy Amerykanin miał piłkę na obwodzie, jego obrońca odsuwał się od niego na bezpieczną odległość 2-3 metrów. Robił to z premedytacją, zachęcając go do oddania rzutu z dystansu. To wywracało taktykę Anwilu do góry nogami. A sam Anwil był... bardzo łatwy do odczytania.
"Bardzo łatwo ich bronić. Wystarczy odsunąć się od Moore'a, nie pomagać od innych i już są problemy. Moore ogranicza potencjał zespołu w ataku" - mówił nam jeden z koszykarzy, który grał niedawno przeciwko Anwilowi.
Co dalej?
Zapewne konflikt na linii Anwil-Moore (i jego agent) zakończy się w sądzie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że klub zebrał już wszelkie możliwe dowody (oświadczenia świadków, dokumentację medyczną itp.) na to, że zgodnie z prawem jednostronnie rozwiązał kontrakt z Amerykaninem. Druga strona twierdzi inaczej i zamierza dochodzić swoich praw w Koszykarskim Trybunale Arbitrażowym (BAT).
Spór na linii miasto-Zastal. Konflikt z podtekstem politycznym? Co dalej z klubem?
Przemysław Frasunkiewicz mówi o rozmowach z Anwilem, budowaniu "drzewek" i wspieraniu polskich trenerów [WYWIAD]
Wielki powrót Igora Milicicia do PLK. Właściciel klubu ujawnia kulisy transferu
Kredyty, rodzina, agenci. Jakub Garbacz opowiada o drodze na szczyt [WYWIAD]