To bez dwóch zdań jeden z najbardziej chybionych transferów w Energa Basket Lidze. Kasey Hill do Kinga Szczecin trafił niejako "na szybko" w zastępstwie bo zakontraktowany wcześniej Xavier Moon się rozmyślił i nie wsiadł do samolotu.
I trzeba powiedzieć, że to zastępstwo trenerowi Łukaszowi Bieli nie wyszło - zawodnik miał swoje duże ograniczenia, a przy okazji wielkie mniemanie o sobie.
Dla Kinga rozegrał łącznie 6 meczów, w których na parkiecie spędzał po 17 minut. W tym czasie notował średnio 6 punktów, 3,3 asysty i 1,7 zbiórki. Jego największym mankamentem, jak na rozgrywającego czy zawodnika, który chce zdobywać punkty, był bardzo słaby rzut. Z gry trafiał ze skutecznością na poziomie 29 procent i zupełnie nie groził rzutem z dystansu - 0/3 w tym elemencie.
W Szczecinie najbardziej zapamiętany zostanie z... focha, którego "strzelił" w przerwie meczu z Polskim Cukrem Toruń. Potem Hill został wezwany na dywanik i był nawet zawieszony. Ostatecznie obie strony dały sobie szansę, ale finalnie klub zdecydował się na rozwiązanie umowy.
King - już bez Kasey'a Hilla - udał się na mecz do Starogardu Gdańskiego, gdzie w piątkowy wieczór zmierzy się z tamtejszą Polpharmą. Szczecinianie pomimo licznych problemów kadrowych (m.in. kontuzje Pawła Kikowskiego czy Jakuba Parzeńskiego) z bilansem 5:2 są w czubie tabeli EBL.
Zobacz także:
Lista rozczarowań w PLK. Oni najbardziej zawiedli, kilku już straciło pracę
Zastal Enea BC przegrał po raz pierwszy. "Nie było głodu i ambicji, żeby wygrać"
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pech kolarza! Prowadził w wyścigu, ale... wylądował w krzakach