Ron Artest, bo tak kiedyś nazywał się Metta World Peace, mógł w NBA osiągnąć bardzo dużo. Za jego umiejętnościami nie podążała jednak głowa. Już w 2011 roku zdecydował się zmienić imię i nazwisko. Po wielu latach mówi otwarcie, że jego decyzja była idiotyczna.
- Szybko pomyślałem, że to był najgłupszy pomysł na świecie. Kiedy wchodziłem na boisko z ławki i jak usłyszałem spikera wołającego "Metta World Peace", odechciało mi się ściągać dres. To było żenujące - powiedział Amerykanin w podcaście "Inside the Green Room".
- Już wtedy pomyślałem o powrocie do starego nazwiska, ale przyzwyczaiłem się do tego, ludzie zresztą też - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Paraolimpijczycy o wsparciu sponsorów. "Nikt się nie wycofał"
40-latek nie wyciąga wniosków z błędów. Były koszykarz NBA chciał zrobić przyjemność swojej żonie, dlatego po raz drugi w swoim życiu dokonał wielkiej zmiany. Połączył dokładnie swoje stare nazwisko z nazwiskiem swojej partnerki, Mai Sandiford, z którą niedawno wziął ślub.
- To trochę śmieszne, bo ożeniłem się i moje imię to Metta Sandiford-Artest. Przyjąłem nazwisko żony i dodałem swoje - tłumaczy, cytowany przez portal "mtz.com".
Karierę sportową Metta Sandiford-Artest zakończył w 2017 roku. Do najlepszej koszykarskiej ligi świata dostał się w 1999 roku, wybrany przez Chicago Bulls. W swojej karierze reprezentował także barwy Sacramento Kings, Indiany Pacers, New York Knicks, Houston Rockets oraz Los Angeles Lakers, z którymi w 2010 wywalczył mistrzostwo NBA.
Zobacz także: W Stelmecie już pracują. Jest lista z Polakami, a na niej... Mateusz Dziemba
Zobacz także: Transfery ruszyły na dobre. Enea Astoria Bydgoszcz z nowym obwodowym z USA