Pandemia koronawirusa wyrządzi ogromne szkody w sporcie. Niekoniecznie chodzi tutaj o sam krajowy szczyt, który finansowany jest przez wielkie firmy. Nie dotyczy to także sportu młodzieżowego, na który w budżecie miejskim zawsze muszą znaleźć się pieniądze. Najbardziej po kieszeni dostaną ci, którzy są na zapleczu wielkiej piłki, koszykowej czy siatkowej.
Nie jest tajemnicą, że sport w mniejszych regionach finansowany jest głównie przez miasto. Małym ewenementem są choćby Siedlce, które jeszcze w 2018 roku mocno wspierały koszykówkę męską i żeńską, siatkówkę, piłkę nożną, rugby i kilka sportów indywidualnych. Budżet tego nie wytrzymał i potrzebne były ostre cięcia.
Sport na szarym końcu
Teraz pandemia koronawirsa spowoduje kolejne oszczędności. Samorządy w pierwszej kolejności skupią się na uratowaniu szpitali, szkół, przedszkoli czy żłobków, które przeżywają teraz poważne problemy. Dopiero w kolejnym punkcie obrad będzie omawiane przekazywanie środków na sport. O ile jeszcze zostaną w budżecie.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Jan Tomaszewski o powrocie PKO Ekstraklasy. "Musimy grać bez publiczności. Kluby nie padną"
Przyjrzyjmy się koszykówce. Na zapleczu ekstraklasy w poprzednim sezonie wystartowało 14 drużyn. Teraz liga ma zostać znacznie powiększona, aby wynagrodzić tych, którzy nie mogli sportowo awansować z II ligi.
- Powiem przewrotnie - chciałbym dla dobra polskiej koszykówki, którą zajmują się 20 lat, aby w przyszłym sezonie wystartowało chociaż 16 drużyn. Jeżeli pandemia będzie trwała jeszcze długo, to zespoły będą miały wielki problem, aby w nadchodzących miesiącach skonstruować budżet - nie ukrywa Janusz Walciszewski, prezes Miasto Szkła Krosno.
- Wiele biznesów już ma trudny moment, a najgorsze dopiero przed nami. Wszyscy wiemy, że dla wielu osób wydatki na sport są na szarym końcu. Czeka nas ciężki sezon, myślę, że będzie bardzo biednie - dodaje.
Sytuacja w niektórych ośrodkach jest fatalna. Pandemia uderza w koszykarskie kluby do tego stopnia, że partnerzy finansowi wycofują się z ich sponsorowania, miasta wstrzymują dotacje na sport, a kluby zmuszone są do radykalnych rozwiązań.
Czas zmienić branżę?
Po kieszeni mocno dostaną także zawodnicy. Kluby nie chcą, a może ich zwyczajnie nie stać, aby wypłacić klubom całość zakładanego kontraktu. Klubowe skarbonki już teraz świecą pustkami.
Zawodnicy w nieoficjalnych rozmowach nie ukrywają, że nie wykluczą zrezygnowania ze sportu. Większość z nich na zapleczu ekstraklasy ma podpisane kontrakty na 10 miesięcy. Rozgrywki w Polsce zostało zawieszonych w marcu, a to oznacza, że pensje w kwietniu oraz w maju mogą zostać niewypłacone. Cztery miesiące bez pieniędzy to poważny cios, a wielu z nich ma na utrzymaniu rodziny i dzieci.
Wielkie problemy będzie miała także siatkarska Krispol 1. liga. Rozgrywki, w których pierwsze kroki stawiało wielu reprezentantów Polski: Bartosz Kwolek czy Jakub Kochanowski, będą miały najniższy poziom od wielu lat. Do walki o awans staną ekipy z Lublina czy Wrocławia, a dla reszty fundamentalnym zadaniem będzie spięcie budżetu.
- Będzie bardzo biednie - mówił nam trener, który chciał zachować anonimowość. Wiele klubów przejdzie rewolucje kadrowe i z konieczności będą musieli postawić na młodych, i niekoniecznie najlepszych zawodników. Na takich, dla których granie za 2-3 tysiące miesięcznie będzie wystarczającą motywacją.
Przywilej dla piłkarzy
Tak dużych problemów uniknie natomiast piłka nożna. Fortuna I liga nie będzie mieć odrębnych zasad wznowienia rozgrywek. Kluby z drugiego poziomu wdrożą bardzo podobny plan jak te z PKO Ekstraklasy. Jedyna różnica to kilkudniowe przesunięcie.
- Każdy chciałby rozstrzygnąć sezon na murawie. On już ma swoją nietypową specyfikę, bo został przerwany i ta pauza będzie pewnie dwumiesięczna, aż do momentu, w którym wrócą grupowe treningi. Teraz dążymy, by nie pogłębiać tej specyfiki bardziej. Mamy jednak do czynienia z czymś, co nie spotkało nas nigdy wcześniej - mówił nam Marcin Janicki, szef Pierwszej Ligi Piłkarskiej.
Większe możliwości, pomoc od PZPN czy kontrakt z telewizją nie spowodują jednak, że wszystkie kluby przejdą przez kryzys suchą stopą. Radomiak Radom co miesiąc z kasy miejskiej dostawał ponad 200 tysięcy złotych na stypendia zawodników. Teraz tego zabraknie, a klub będzie musiał liczyć na pomoc prywatnych sponsorów.
Problem w tym, że z pustego i Salomon nie naleje.
Zobacz także: Koronawirus. Czeka nas pięć etapów. Zobacz plan powrotu do nowej sportowej rzeczywistości
Zobacz także: PKO Ekstraklasa. Prof. Włodzimierz Gut: Na stadionach mogłoby być jak w kościołach