Minęło dziesięć lat od Elite 8, czyli jak Asseco Prokom Gdynia ogrywał gigantów w Eurolidze

PAP/EPA / KATERINA MAVRONA / Na zdjęciu: Qyntel Woods (z prawej) i Milos Teodosić
PAP/EPA / KATERINA MAVRONA / Na zdjęciu: Qyntel Woods (z prawej) i Milos Teodosić

Minęło 10 lat, od kiedy Asseco Prokom Gdynia napisał piękną historię w Eurolidze. Real Madryt, CSKA Moskwa czy Olympiakos Pireus - ekipa z Trójmiasta biła europejskich milionerów. To był wielki sezon podopiecznych Tomasa Pacesasa.

Zespół Asseco Prokom Gdynia (tak wtedy nazywała się drużyna) dominował na polskich parkietach, ale ambicje klubu sięgały wyżej. I w sezonie 2009/2010 mistrz pokazał pazur w Eurolidze i poranił wielkie marki.

Względem poprzednich rozgrywek nie zrobiono w składzie wielkiej rewolucji. Liderami byli wielki wówczas Qyntel Woods i David Logan. To oni ciągnęli ten wózek do wyników, o których mówiła cała Europa.

- Mieliśmy grupę dobrych gości, którzy dobrze się znali - mówi Logan. - Dla mnie był to jeden z lepszych sezonów początku mojej kariery.

ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski chwali przełożenie igrzysk. "Decyzja podjęta w trybie pokoju olimpijskiego"

Rozkręcali się z meczu na mecz

Początek był niemrawy, bo z pierwszych pięciu meczów udało się wygrać zaledwie jeden. Falstart szybko poszedł jednak w zapomnienie. Przełamaniem był wyjazdowy mecz i dwupunktowe zwycięstwo z EWE Baskets Oldenburg, a potem triumf nad Realem Madryt. To dało prawdziwego kopa i wiarę we własne możliwości. Awans do drugiej fazy podopieczni Tomasa Pacesasa przypieczętowali triumfem nad Chimkami Moskwa, a kluczowe były 24 punkty Logana.

Z bilansem 4 zwycięstw i 6 porażek Asseco Prokom zameldował się w Top 16 i gdynianie poszli za ciosem. Z pierwszych czterech meczów wygrali trzy, w tym przed własną publicznością odprawili wielkie CSKA Moskwa. Trajan Langdon, Ramunas Siskauskas czy J. R. Holden nie wystarczyli, bo ponownie wielcy byli Logan i Woods.

Trzy zwycięstwa w sześciu meczach spełniły marzenie o pierwszym, historycznym awansie do Elite 8. Kolejnym był Final Four, ale na drodze stał gigant z Grecji - Olympiakos Pireus. - Myślę, że budżet mieliśmy 8-9 razy mniejszy od Olympiakosu. Sam Josh Childress zarabiał więcej niż nasz cały budżet - wspomina Pacesas. Josh Childress to nie było jednak jedyne zmartwienie Pacesasa i jego ekipy.

Wracając do popisów zespołu, to euroligowa centrala doceniła wyniki sportowe i ciężką pracę w klubie. Nagroda Club Executive of the Year powędrowała w ręce Przemysława Sęczkowskiego.

Kosmiczny Olympiakos stracił jedno życie

Theodoros Papaloukas, Linas Kleiza (król strzelców rozgrywek) czy Milos Teodosić (wybrany MVP sezonu) to - obok wspomnianego już Childressa - tylko część gwiazdozbioru, na które trzeba było znaleźć receptę. Ekipa z Trójmiasta rywala się jednak nie przestraszyła. Ba! Mecz otwarcia w Pireusie miała na widelcu. Faworyt zdołał się jednak obronić na finiszu.

Do Gdyni drużyny przyleciały przy stanie 2:0 dla Greków, a rywalizacja toczyła się do trzech wygranych. Po kapitalnym pojedynku Asseco Prokom wygrał 81:78. Bohaterem końcówki był Logan, który najpierw pudłując jeden z dwóch rzutów wolnych dał nadzieję rywalom, a potem im ją odebrał dopadając blokiem Kleizę.

Dwa dni później Olympiakos zrobił już jednak swoje. Wygrał po raz trzeci i mógł bukować bilety na Final Four (ostatecznie rozgrywki wygrała FC Barcelona). Fani w Gdyni pomimo przegranego meczu i końca Euroligi dla Asseco Prokomu długo - bo już kilka minut przed końcem meczu - skandowali "dziękujemy". Wtedy hala pękała w szwach.

- Graliśmy nie tylko efektywnie, ale i efektownie. To był bardzo fajny i ambitny zespół. Każdy chciał coś udowodnić, ja też. Cieszę się, że mi zaufano - ocenił Pacesas.

Sezon Asseco Prokom zakończył oczywiście z tytułem mistrza Polski. W fazie play-off gdynianie wygrali komplet 10 meczów. W finale 4:0 odprawili Anwil Włocławek.

Qyntel Woods był "kozakiem", grał w innej lidze

W Asseco Prokomie mieli Logana, Daniela Ewinga czy Ratko Vardę, ale to Qyntel Woods był bezdyskusyjnie gościem, który robił różnicę. W polskiej lidze robił co chciał, ale i w Eurolidze był klasą samą dla siebie. Notował w niej średnio 16,85 punktu będąc drugim strzelcem tych rozgrywek - lepszy był tylko wspomniany Kleiza (średnio 17,25 punktu na mecz).

Co ciekawe - w serii z Olympiakosem, którego Litwin był graczem, Woods wygrał z nim bezpośredni pojedynek 77:75.

Woods miał wtedy swój prime time. Jego fizyczność i atletyczność była nie do ogarnięcia dla defensywy rywali. Gdy drużynie nie szło, ten brał piłkę pod pachę, rozganiał wszystkich na boki i rozpoczynał swój taniec. Nikt nie był w stanie ustać mu w grze 1 na 1. Dobrze grał na koźle, był silny, a gdy jeszcze "siedziało z dystansu" - rywale mogli załamywać ręce. Oglądanie go było czystą poezją.

Odbudowa potęgi?

Czy do Gdyni wrócą takie wyniki? Ostatnio coś w tym kierunku drgnęło. Po latach "szczuplejszych" i grą wyłącznie polskim składem, w ostatnich dwóch sezonach do Gdyni wróciły europejskie puchary - Asseco Arka walczyła bowiem w EuroCupie.

W składzie pojawili się również gracze wybitni, jak na nasze warunki. Tak trzeba bowiem nazwać Jamesa Florence'a czy Josha Bostica. Przed władzami klubu jeszcze jednak daleka droga, aby móc myśleć o powtórce wyników sprzed dziesięciu lat. Ważne, że ziarno zostało zasiane.

Wypowiedzi zaczerpnięte zostały z oficjalnych kanałów social media Asseco Arki Gdynia.

Zobacz także:
Paweł Leończyk: Wobec nieuczciwych nie są wyciągane konsekwencje (wywiad)
Chris Wright, gwiazda EBL, mówi o grze w Polsce. Jak było z transferem do Włoch?

Komentarze (1)
avatar
Lech Markuszewski
1.03.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No i dziennikarz błysnął znajomością angielskiego. Musi być ,,prime time"a nie normalne polskie ,,swoje 5 minut".