[b]
Jakub Artych, WP SportoweFakty: To był najbardziej szalony sezon w pana karierze? [/b]
Przemysław Kuźkow, zawodnik Legii Warszawa: Z pewnością nie był to zwyczajny sezon, ponieważ potrafiłem sam siebie zaskoczyć. Myślę, że zarówno ten jak i poprzedni miały w sobie wiele szaleństwa, które powoli stają się moim znakiem rozpoznawczym. Jednak nie spodziewałem się, że tak szybko przeniosę te "szaleństwa" z drugoligowych na ekstraklasowe parkiety.
Powiedział pan w październiku: "Gdyby ktoś rok temu przyznał, że będę odgrywał ważną rolę w meczu FIBA Europe Cup, zareagowałbym śmiechem" Już po czasie przyzwyczaił się pan, że jest pełnoprawnym koszykarzem z ekstraklasy?
Z każdym dniem ta świadomość rosła. Poczułem czym jest profesjonalizm, trenowanie kilka razy dziennie, podporządkowanie całego życia pod sport i przede wszystkim jakie są tego efekty. W meczu na Torwarze, momentami grałem jak równy z równym z o wiele bardziej doświadczonymi graczami z Europy. Była to wielka satysfakcja i nagroda za ciężką pracę, którą wykonuję.
Mówi się, że początki są najtrudniejsze. Z czym po transferze do Legii miał pan największe problemy?
Największym problemem była dla mnie komunikacja i szybkie reakcje na polecenia trenera. Treningi były dla mnie nowością, ponieważ cała moja przygoda z koszykówką do tej pory była związana z jednym trenerem i byłem dostosowany tylko do tej etyki pracy. Z czasem przyszła "chłodna" głowa, która pozwoliła mi skupić się w 100 procentach na treningu i bardzo ułatwiła mi życie.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"
A czy fizyczność to obecnie pana największy mankament?
Cały sezon ciężko pracowałem nad tym aspektem, pod nadzorem świetnego specjalisty i myślę, że wykonaliśmy dobrą robotę, dzięki czemu czuję się pewniej. Do mojego wymarzonego efektu jeszcze jednak wiele brakuje. Uważam, że jest to mój największy mankament, który z czasem mam nadzieję zniknie z listy rzeczy do zrobienia.
Trener Spasev bardzo ostrożnie wprowadzał pana do Energa Basket Ligi. Przełomowy był mecz ze Stelmetem czy bardziej z Kingiem Szczecin, w którym zdobył pan 13 punktów?
Jest to ciężkie pytanie, ze względu na to jak dużo znaczyły dla mnie oba spotkania. Gdy wychodziłem na boisko w Zielonej Górze, mecz był już dawno rozstrzygnięty. Mimo tego, rzuty które trafiłem, dodały mi wiatru w żagle i poczułem, że potrafię opanować głowę i rękę na ekstraklasowym parkiecie.
W meczu z Kingiem udowodniłem, że mogę dać drużynie wiele dobrego, będąc stałym elementem w rotacji. Wygrana po wyrównanej końcówce meczu nigdy nie była aż tak satysfakcjonująca. Myślę, że każde z tych spotkań miały swoje przełomowe momenty, które złożyły się w całość.
W statystykach widać, że w styczniu nie dostawał pan już tyle minut na parkiecie, co wcześniej. Wynikało to z problemów całej Legii?
Myślę, że presja wyniku ze względu na możliwość spadku i napięta sytuacja na dnie tabeli, wpłynęła na tę decyzje. Oczywiście w pełni to rozumiem i nie chowam urazy do trenera Spaseva, ponieważ wiem, że zrobił dla mnie wiele dobrego. Zawsze wierzył we mnie jako w zawodnika i będę mu za to zawsze wdzięczny. Uważam, że szansę i minuty, które otrzymałem były naprawdę duże jak na mój młody wiek.
Jest pan związany z Legią Warszawa na kolejny sezon. Stawia pan sobie jakieś cele i wyzwania na przyszłe miesiące?
Mam nadzieję, że stanę się stałym elementem rotacji zespołu i taki jest mój cel. Wyzwania? Może konkurs rzutów za trzy podczas Pucharu Polski?
Sezon Energa Basket Ligi jest już oficjalnie zakończony. Jak wśród koszykarzy Legii odebrana została ta decyzja?
Pozostał niedosyt i wielka pustka w kalendarzu. Oczywiście, nie jest to niczyja wina, sytuacja na świecie spowodowała użycie tak radykalnych środków i niepotrzebne jest tutaj szukanie winnych.
Pandemia koronawirusa sparaliżowała praktycznie cały świat. Jak wygląda obecnie życie w największym mieście w Polsce?
W Warszawie mieszkam od roku i nigdy nie widziałem jej tak pustej i bez życia, miejmy nadzieję, że ten koszmar jak najszybciej się skończy.
Zobacz także: Koszykarz NBA wyleczony z koronawirusa
Zobacz także: Jakub Schenk: Nie odbiłem się od ściany w Toruniu