Koszykówka w dobie koronawirusa. Jerzy Koszuta: Niedługo możemy mieć naprawdę duży problem

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Do niedawna dzieci nudę mogły wrzucić do kosza. - Jeżeli to potrwa jeszcze miesiąc, dwa lub więcej, możemy mieć naprawdę duży problem - zauważa Jerzy Koszuta, były zawodnik Rawlplug Sokoła Łańcut, a obecnie trener w szkółce dla dzieci i młodzieży.

W tym artykule dowiesz się o:

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Do niedawna nudę można było wrzucić do kosza. Wszystko zwolniło lub stanęło w miejscu. Jak sobie z tym radzić?

Jerzy Koszuta, były zawodnik Rawlplug Sokoła Łańcut, obecnie trener w szkółce "Wrzuć nudę do kosza":
 Owszem, przed zamknięciem szkół i zakazem zgromadzeń, zajęcia w szkółce odbywały się normalnie i miały się bardzo dobrze. W starszych grupach rozgrywki miały się już ku końcowi. Część grup była w trakcie sezonu, a najmłodsze grupy miały dopiero zaczynać swoje rozgrywki. Co ciekawe, zauważyłem nawet przed całą epidemią większe zainteresowanie ze strony całkowicie nowych dzieci i to we wszystkich grupach wiekowych. Można spokojnie stwierdzić, że "wrzucaliśmy nudę do kosza".

Sport przetrwa, a co ze szkółkami dla dzieci?

Z pewnością czeka nas trudna przeprawa. Sport przetrwa, nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Szkółki też, ponieważ dzieci muszą się ruszać, zwłaszcza jak się to wszystko zakończy. Większość dzieci nie ma możliwości wyjścia na ogród i pobiegania. Można poruszać się w domu ale to nie jest to samo, a niestety większość dzieci mieszka w bloku, co tego w żaden sposób nie ułatwia. Czeka nas ciężka praca z tymi dziećmi. Żeby wrócić do tego poziomu przed epidemią będziemy musieli bardzo ciężko pracować i zachęcać je do intensywnego wysiłku, aby odbudować formę.

Zbigniew Boniek, prezes PZPN powiedział niedawno, że obawia się o zdrowie psychiczne dzieci, jeśli jeszcze trochę posiedzą w zamknięciu.

Tak, to prawda! Sam mam dwójkę dzieci, które uprawiają sporty i nie wyobrażam sobie co by się działo jakbym nie miał ogrodu i nie mógł wygonić ich na świeże powietrze żeby mogli się wyszaleć. Dochodzi do tego jeszcze brak możliwości spotkania się ze swoimi rówieśnikami, porozmawiania w grupie. Jeżeli to potrwa jeszcze miesiąc, dwa lub więcej, niedługo możemy mieć naprawdę duży problem.

ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"

Dotychczas pojawiał się problem z podejściem do aktywności fizycznej.

Takie mamy czasy, gdzie ciężko jest dzieci zachęcić do sportu i wygonić sprzed komputera czy telewizora.

Z pana perspektywy, technologia i bodźce z otoczenia utrudniają sprawę?

Tutaj sprawa jest złożona, ponieważ technologia w jednym stopniu przeszkadza - mówię o komputerach, tabletach, telefonach. I jeżeli coś jest fajne i łatwe to ciężko z tego zrezygnować oraz skupić się na czymś co wymaga większego zaangażowania i myślenia, ale to nie tylko problem sportu. Jest też druga strona, ta pozytywna - technologia pomaga w rozwoju sportowca. W moich czasach nikt nie mógł liczyć na pomoc komputerów w ocenie techniki motoryki czy nawet "kontuzyjności" poszczególnych graczy indywidualnie. Teraz jest to dostępne, są naukowcy, którzy robią badania i sami proszą kluby by można było je przeprowadzić. Przepływ informacji poprzez media społecznościowe również wiele wnosi, ponieważ nowości i ciekawostki docierają do nas trenerów jak i do zawodników dużo szybciej i nie trzeba poruszać nieba i ziemi, żeby dostać jakąś książkę czy materiały dydaktyczne.

Jak je zachęcić?

Jedną z form zachęcania dzieci do brania udziału w treningach, co dotyczy już starszych grup jest rywalizacja lub branie udziału w formach zabaw ruchowych w przypadku tych mniejszych.

Dla grup już uformowanych są to rozgrywki ligowe czy międzyszkolne, a dla mniejszych organizowanie różnych konkursów w obrębie samej szkółki, jak również organizowanie mniejszych zawodów. Po to, aby dzieci poczuły rywalizację z dziećmi, których nie widziały wcześniej.

Zaczynał pan w podobnym wieku. Jaka jest dzisiejsza młodzież?

O tak, zaczynałem gdzieś na początku podstawówki, kiedy to było! (śmiech). I to jest duże znaczenie - kiedyś było dużo mniej pokus dla takiego małego chłopca czy dziewczynki. Ale z drugiej strony, dzieci mają ogromny wybór w możliwościach tego co chciałyby robić. Tylko brakuje im cierpliwości i tu muszą pomóc rodzice.

Często mówi się, że mamy teraz zupełnie inne pokolenie.  

Może nie wszyscy - i nie ma co mówić, że są dwa światy: to co było kiedyś i to co jest teraz, ale jest różnica. Ciężko jest przekonać młodego zawodnika, że ciężką pracą można dużo wskórać, że wylany pot na treningu przełoży się na wynik zespołowy jak i indywidualny.

Wydaje mi się, że nie ma co porównywać moich czasów i tego jak wygląda życie młodego człowieka teraz a kiedyś, ale trening to była taka sama "świętość" jak mecz, i tylko choroba lub bardzo ważne wydarzenie rodzinne mogło spowodować nieobecność na treningu. Ale to było kiedyś.

Pomaga to, że w swoich trenerach, którzy sami byli koszykarzami, mogą widzieć autorytet?

Myślę, że to bardzo pomaga. Każdy kto uprawia jakikolwiek sport chce się utożsamiać z kimś kto jest lepszy i coś osiągnął. Tu, w Łańcucie mamy tego przykład. Dużo dzieci przychodzi na mecze Sokoła i w większym lub mniejszym stopniu utożsamia się z zawodnikami, próbując ich naśladować. Ja sam już nie gram i mogą mnie raczej pamiętać dzieci ze starszych grup. Ale to na pewno pomaga. Najstarsza nasza grupa U-16 jest zgłoszona również do rozgrywek amatorskich, do najstarszej ligi amatorskiej na Podkarpaciu, gdzie trenerzy, czyli ja i Jacek Balawender gramy razem z nimi. I jeżeli widzą, że trener wkłada całe swoje serce w grę nawet na takim amatorskim poziomie, to później on sam będzie starał się robić to samo na każdym szczeblu rozgrywek.

Słuchają?

To jest kolejny punkt, z którym się borykamy jako trenerzy. Dzieci nie potrafią słuchać, chyba, że to jest filmik na YouTube. Ale to jest właśnie nasze zadanie, żeby spowodować koncentrację i zaczęli słuchać.

Są później efekty?

Oczywiście, że są efekty, ale nic nie przychodzi od razu (śmiech). Dzieci muszą być cierpliwe w dążeniu do sukcesu, a trenerzy dwa razy bardziej. Jeżeli próbujemy iść na skróty, od razu widać, że coś jest nie tak.

Jak mówiłem wcześniej, rywalizacja jest bardzo ważna szczególnie w sporcie, bo przecież o to chodzi. Młody zawodnik musi mieć tę adrenalinę związaną z rywalizacją, ponieważ sam trening czasami się nudzi. A to też niestety nie jest postrzegane jak coś ważnego. Dzieci mają teraz mnóstwo obowiązków dodatkowych poza szkołą i trudności sprawia poukładanie tego, a to może mieć wpływ przede wszystkim na nieobecność na treningu. Nie mówię tego jakbym miał o to pretensje bo wiem, że nie wszystko kręci się wokół koszykówki. Po prostu na dłuższą metę, my trenerzy widzimy, że odbija się to później na wynikach.

Lubi pan swoją pracę?

Praca z dziećmi to jest to co chcę robić. Choć nie jest to proste, ale przecież nikt nigdy nie powiedział, że to będzie proste (śmiech). Lubię dzieci i lubię patrzeć na to jak cieszą się jeżeli ciężką pracą dochodzą do małych sukcesów. Pracuję z dziećmi w różnym wieku, zarówno z chłopcami i dziewczętami. Praca z każdą z tych grup wygląda zupełnie inaczej. W każdym wypadku sprawia mi to ogromną satysfakcję i przynosi radość.

Co jest pana głównym celem?

Jestem, mam nadzieję, na początku drogi trenera młodzieży i na razie mam cel, żeby zachęcać dzieci do uprawiania koszykówki. Im więcej dzieci będzie uprawiać ten sport, to i marzenia szkoleniowca będzie łatwiej spełnić. Tym marzeniem jest to, aby kiedyś któryś z chłopców lub dziewcząt zaistnieli w koszykówce seniorskiej na początku, tu na naszym podwórku, a może później gdzieś dalej.

Patrząc szeroko, widzi pan gdzieś następców Mateusza Ponitki, Adama Waczyńskiego czy kogoś, kto mógłby pójść śladami Łukasza Koszarka?

Jest w Polsce mnóstwo zdolnej, utalentowanej młodzieży. Ale do tego żeby zaistnieć gdzieś wyżej czasami trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia. Oprócz talentu, włożenia ciężkiej pracy na treningach czy ambicji, trzeba jeszcze tego żeby ktoś zauważył cię w odpowiedniej chwili.

Koronawirus tego nie zatrzyma?

Wydaje mi się, że jeżeli będzie zdrowie, a tego sobie wszyscy życzmy, to zapał do pracy jest i będzie.

Teraz, po kilkunastu dniach pandemii, zakazach i nakazach, wszyscy mamy już dość słuchania o tym, ale trzeba mówić o przestrzeganiu podstawowych zasad higieny, jak również głośnej zasady - #zostańwdomu!

Zobacz także: Koszykówka. Marcin Dymała nie lubi przegrywać. "Mówią, że ja na boisku i poza nim to dwie różne osoby"

Koronawirus. Hiszpania oczami Adama Waczyńskiego. Puste ulice, kontrole, oklaski dla medyków i koncerty na tarasach

Komentarze (0)