Na sześć minut przed końcem czwartej kwarty zawodnicy Egisu Kormend prowadzili z Legią Warszawa różnicą już 23 punktów (46:69). Tane Spasev, mają w głowie sobotni pojedynek z Polpharmą Starogard Gdański, postanowił dać szansę młodzieży, której w szeregach stołecznych zdecydowanie nie brakuje.
Na parkiecie pojawili się Jakub Sadowski czy Przemysław Kuźkow. W kilka minut przewaga Egisu zmalała z 23 do 10 punktów. Młodzi koszykarze nie mieli respektu dla bardziej fizycznego zespołu z Węgier. Ich mocną stroną były rzuty z dystansu
- Dla młodych zawodników była to okazja zagrać przeciwko mocnym rywalom. Dla Kuźkowa, Nizioła, Sadowskiego czy Sączewskiego to olbrzymia korzyść na przyszłość - podkreśla trener z Macedonii.
ZOBACZ WIDEO: Rosną szanse Roberta Lewandowskiego na Złotą Piłkę? "Messi i Ronaldo zeszli na ziemię"
Nie jest tajemnicą, że drużyna z Warszawy zmaga się z plagą urazów. Kontuzjowani są Sebastian Kowalczyk, Romaric Belemene czy Keanu Pinder. - Musiałem mocno rotować składem. Nie możemy pozwolić sobie na przerywanie treningów z powodu niewystarczającej liczby graczy na zajęciach, czyli 10 osób - dodaje.
W związku z problemami, w składzie Legii na środowy pojedynek pojawiło się tylko trzech obcokrajowców: Michael Finke, Drew Brandon i Milan Milovanović. Efekt? Cała trójka zdobyła łącznie 9 punktów. Mniej niż Przemysław Kuźkow czy Jakub Nizioł. To Polacy są w 90 procentach motorem napędowym drużyny z Warszawy.
Oprócz kilku pochwał, legionistom należy się także nagana. Rywal z Węgier pokazał dobrą koszykówkę, jednak 22 straty w całym meczu to wynik zatrważający. - Wiedzieliśmy, że nie możemy robić nonszalanckich podań, robić nonszalanckich lay-upów. 22 straty jakie popełniliśmy to coś nie do zaakceptowani - dodaje Spasev.
Zobacz także: Śląsk Wrocław szuka "dobrego trenera".
Zobacz także: Trudne życie weterana. Pau Gasol zwolniony z klubu