Wielkie oczekiwania
Nawet w najczarniejszych snach kibice Anwilu Włocławek nie spodziewali się, że ich ulubieńcy w ten sposób zaprezentują się na otwarcie Basketball Champions League.
Mistrzowie Polski byli faworytem starcia z Rasta Vechta, która - według wielu ekspertów - jest najsłabszym zespołem w grupie B.
Zobacz także: BCL, EuroCup, VTB. Eurosport mocno wchodzi w koszykówkę
To miał być pierwszy przystanek w europejskim marszu - tak ten mecz zapowiadała oficjalna strona klubu z Włocławka. Oczekiwania były ogromne. Spodziewano się fajerwerków, efektownej gry i popisów ze strony liderów: Tony'ego Wrotena i Ricky'ego Ledo.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Fatalna nawierzchnia na Stadionie Narodowym. Glik unikał odpowiedzi. "Już raz pan od murawy mnie zrugał"
Spektakularna klęska
Szybko jednak okazało się, że niemiecka Rasta nie będzie wcale spacerkiem dla Rottweilerów z Włocławka. Gospodarze grali radosną koszykówkę - dużo i dobrze dzielili się piłką, szukali otwartych pozycji do rzutu (najczęściej na obwodzie). Kompletnie tym zaskoczyli Anwil, który nie radził sobie w grze jeden na jeden w obronie. Na dodatek fatalnie wracał do defensywy, co Niemcy skrzętnie wykorzystywali. W mgnieniu oka przedostawali się z piłką z obrony do ataku.
W ekipie Rasty szalał Trevis Simpson, który w całym meczu uzyskał aż 30 punktów. Po 15 zdobyli Steve Vasturia i Kamari Murphy.
- To dobra lekcja dla nas. Nie byliśmy w stanie dotrzymać kroku gospodarzom, którzy grali na dużej intensywności przez 40 minut. My mieliśmy jedynie wstawki takiej gry, którą powinniśmy prezentować przez całe spotkanie. To nie była nasza koszykówka. To nie był ten Anwil, który kochają kibice. Poprawimy się. Nic się skończyło. To tylko jeden mecz. Trzeba wziąć się do pracy - mówi Łotysz Rolands Freimanis.
Zobacz skrót meczu:
Anwil od początku pudłował na potęgę spod kosza, jak i z obwodu. Goście pierwszy celny rzut z dystansu oddali... dopiero w drugiej połowie. Włocławianie fatalnie też egzekwowali rzuty wolne (11/22). Skuteczność nie była sprzymierzeńcem mistrzów Polski (30/75 z gry, 5/28 za trzy).
Stara koszykarska prawda mówi, że jak nie idzie w ataku, to skup się na obronie. Włocławianie w tym elemencie zawiedli jednak na całej linii. Byli rozkojarzeni, chaotyczni w swoich poczynaniach. Mistrzowie Polski dobitnie przekonali się, że Liga Mistrzów to nie PLK, gdzie wygrywali dotychczas lekko, łatwo i przyjemnie.
- Gospodarze wykorzystali swoje sytuacje. Dobrze dzielili się piłką. Mieli aż 30 asyst. To imponujący wynik. Powinniśmy wejść w mecz z większą intensywnością. My nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, myliliśmy się na linii rzutów wolnych. Nawet jak przyspieszyliśmy, to nasze rzuty nie trafiały do kosza - podkreśla trener Igor Milicić.
Fatalny wynik to jednak nie koniec zmartwień włocławskich kibiców. W trakcie meczu urazów nabawili się liderzy: Tony Wroten i Ricky Ledo. Na razie klub nie podał informacji o stanie zdrowie obu zawodników.
Szukając pozytywów...
Należy odnotować aż 54 zbiórki (!) Anwilu w tym spotkaniu. Włocławianie zebrali 21 piłek na atakowanej tablicy. Wynik imponujący, który nie przełożył się jednak na końcowy wynik. - Mój zespół walczył, starał się. Nie można mu tego odmówić. Najlepiej świadczy o tym liczba zebranych piłek - mówi Milicić.
Na plus występy Michała Sokołowskiego, Chrisa Dowe'a (18 pkt, 8 zb), Rolandsa Freimanisa (17 pkt, 7/9 za dwa, 7 zb). W drugiej połowie przebudził się także Wroten, który zdobył 15 oczek.
Słowa uznania dla włocławskich kibiców, których w Niemczech pojawiło się około 100. Kapitalnie dopingowali zespół przez całe spotkanie. "Hej Anwil kosz" - niosło się po hali, która może pomieścić trzy tysiące fanów. - Dziękuję im za wsparcie. W środku tygodnia pokonali bardzo długą drogę, by nam pomóc na inaugurację Ligi Mistrzów - zgodnie powtarzają Milicić i Freimanis.
Mistrzowie Polski w swoim drugim meczu w Basketball Champions League zagrają ponownie na wyjeździe, rywalem będzie San Pablo Burgos. Spotkanie odbędzie się w środę 22 października.
Zobacz także: EBL. Słaby Stelmet. Żan Tabak odesłany do szatni. Chorwat tłumaczy swoje zachowanie
Zobacz także: EBL. Keith Hornsby: Nie nazywajcie mnie bohaterem. Nie myślę o grze w NBA (wywiad)