Mateusz Kołodziej: Ambicją ponad cel?

Polskie koszykarki spełniły cel minimum i awansowały do drugiej rundy rozgrywanych na Łotwie Mistrzostw Europy. Tam podopieczne Krzysztofa Koziorowicza jak na razie nie zdobyły jeszcze kompletu punktów. Czy po grze biało-czerwonych w spotkaniach ze Słowacją i przede wszystkim Hiszpanią mogliśmy się spodziewać więcej?

W tym artykule dowiesz się o:

Polskie koszykarki po kolejnej, drugiej już porażce w drugiej fazie Mistrzostw Europy znacznie oddaliły się od awansu do ćwierćfinału. Nasze zawodniczki, aby awansować do najlepszej "ósemki" na starym kontynencie, muszą nie tylko pokonać w ostatnim grupowym meczu Czechy, ale także liczyć na porażkę Grecji w spotkaniu ze Słowaczkami. Pytanie czy musiało tak być? Sportowa (i kibicowska?) złość podpowiada, że nie, rozsądek, że tak.

Na pierwszy rzut oka, patrząc na przebieg przegranych spotkań polskiego zespołu, wydawałoby się, że pozostał ogromny niedosyt, że winne tym porażkom są same zawodniczki. Bo przecież zwycięstwa ze Słowaczkami i nawet faworyzowanym Hiszpankami były na wyciągnięcie ręki. Tak też uważa większość wypowiadających się na przeróżnych forach kibiców, którzy mecz Polek oglądali tylko (tak uważam) dzięki uprzejmości TVP (przy okazji wielkie brawa. Niemożliwe stało się możliwe), a na co dzień z koszykówką mają mało wspólnego. Trudno jednak im się dziwić, bo iluż z nich kiedykolwiek wcześniej słyszało takie nazwiska jak Jeziorna, Skobel, Gajda, czy Mieloszyńska? No właśnie...

Tymczasem warto zauważyć, że na dwanaście powołanych na mistrzostwa przez trenera Krzysztofa Koziorowicza zawodniczek, aż dziesięć to koszykarki z naszego rodzimego podwórka. Biorąc pod uwagę poziom polskiej ligi, a także ról jakie odgrywają w niej polskie zawodniczki, chyba nie wymaga to zbyt wielu wyjaśnień... Jedynymi nieco bardziej doświadczonymi zawodniczkami, które miały już okazję grać przeciwko najlepszym koszykarkom w Europie są jedynie Ewelina Kobryn, Magdalena Leciejewska i Paulina Pawlak. O Agnieszce Bibrzyckiej, jedynej Polce (nie licząc Izabeli Piekarskiej), która występuje w za granicą naszego kraju wspominać nie trzeba. Bez "Biby" trudno bowiem wyobrazić sobie tę reprezentację.

Paradoksalnie to właśnie właśnie bez swojej największej gwiazdy, która musiała pauzować z powodu kontuzji, nasze kadrowiczki odniosły najważniejsze zwycięstwo z Grecją. Czy w takim wypadku, w tak "ubogą" w rutynowane zawodniczki kadrę można mieć pretensje za poniesione porażki? Czy przypadkiem bardziej na miejscu nie byłoby ściskanie kciuków za podopieczne trenera Koziorowicza w ostatnim spotkaniu z Czeszkami? Bo to, że Polki potrafią grać jak równy z równym z najsilniejszymi ekipami na tych mistrzostwach już pokazały.

O tym, czy młodemu polskiemu zespołowi znowu czegoś zabraknie, przekonamy się w poniedziałek. Co by jednak nie było, naszej kadrze należą się słowa uznania. Wykonały przecież plan minimum na jednej z najważniejszych imprez. A to jak doskonale wiemy, niektórym bardziej rutynowanym reprezentacjom naszego kraju przychodziło z różnym skutkiem...

Komentarze (0)