Portland Trail Blazers prowadzi 2-0 w serii. Kiedy o nich można wypowiadać się w samych superlatywach, Oklahoma City Thunder zawodzi. "Grzmot" miał uderzyć, ale na razie ich postawa to zdecydowanie zaskoczenie na duży minus. Tylko pięć celnych rzutów za trzy punkty na 28 oddanych prób, 16 strat - sześć miał Russell Westbrook, pięć Paul George. Ostatnie trzy minuty meczu podstawowi zawodnicy obu drużyn spędzili na ławkach rezerwowych, a w play offach to nieczęsty widok.
[tag=30838]
Damian Lillard[/tag] i C.J. McCollum przesądzili o wyniku wcześniej, choć jeszcze w pierwszej połowie musieli odrabiać straty. Udało im się to w pełni, kiedy McCollum po podaniu Lillarda trafił za łuku równo z syreną kończącą drugą kwartę i doprowadził do remisu 54:54. Damian Lillard trafił też na koniec kwarty, tym razem trzeciej, ale jego Portland Trail Blazers prowadzili wtedy już 91:75.
Ostatnia partia to wisienka na torcie, drużyna Terry'ego Stottsa kontrolowała wydarzenia na parkiecie. Finalnie PTB pokonali Thunder 114:94. McCollum rzucił świetne 33 punkty, zebrał też osiem piłek i miał pięć asyst. Lillard zanotował 29 "oczek" przy sześciu kluczowych podaniach oraz trzech przechwytach. - Musieliśmy przetrwać burzę. Spodziewaliśmy, że tak będzie. Wiedzieliśmy wszystko o ich ataku i obronie - mówił bezpośrednio po meczu Damian Lillard, pytany przez reporterkę TNT. - Zdecydowanie lepiej się komunikujemy, nasze zaangażowanie zawsze jest duże, ale teraz robimy to mądrzej. Gramy o wiele bardziej przemyślanie - dodawał lider zwycięzców.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Cudowny sezon Piątka. "Milan bardzo szybko uzależnił się od naszego napastnika"
Russell Westbrook w 37 minut trafił 5 na 20 oddanych rzutów z gry, miał 14 punktów, dziewięć zbiórek oraz 11 asyst. Paul George, który chciał udowodnić, że z jego barkiem wszystko jest w porządku umieścił w koszu niezłe 11 na 20 prób, ale jego 27 "oczek" i osiem zebranych piłek nie pomogło. Teraz rywalizacja przenosi się do Oklahoma City, gdzie Thunder wygrali w sezonie zasadniczym 27 na 41 meczów. - Musimy być jeszcze lepszą wersją samych siebie - mówił dla TNT Lillard o zbliżających się meczach wyjazdowych.
San Antonio Spurs prowadzili z Denver Nuggets 78:59 w końcówce trzeciej kwarty i byli na bardzo dobrej drodze, aby drugi raz z rzędu pokonać rywali na ich terenie. Ale podopieczni Michaela Malone'a nie mogli do tego dopuścić. Pokazali charakter, wspięli się na wyżyny. Ostatnia kwarta zakończyła się wynikiem 39:23, a całe spotkanie 114:105. Jamal Murray odpłacił się trenerowi za zaufanie.
22-latek z Kanady w ostatnim meczu zawiódł na samym finiszu, teraz chybił osiem pierwszych oddanych rzutów. Malone w przerwie powiedział mu tylko, żeby wziął głęboki oddech i uwierzył w siebie, bo jego próby zaczną wpadać do kosza. Murray eksplodował w kluczowym momencie, przy wyniku 93:95 zdobył dziewięć punktów z rzędu, a następnie dwukrotnie trafił za trzy i doprowadził do wyniku 110:101. Kibice w hali Pepsi Center oszaleli z radości.
- Nigdy nie pomyślałem nawet raz, żeby posadzić go na ławce - mówił po meczu na konferencji prasowej trener Malone. Jamal Murray 21 ze swoich 24 punktów zdobył w czwartej kwarcie. Gary Harris miał 23 "oczka" przy skuteczności 10 na 16, a wszechstronny Nikola Jokić uzbierał imponujące 21 punktów, 13 zbiórek i osiem asyst.
Goście z Teksasu zmarnowali 19 "oczek" zaliczki, co kosztowało ich bardzo ważne zwycięstwo. D miał 31 punktów, przy dziewięciu próbach na linii rzutów wolnych był nieomylny. Al dodał 24 "oczka", lecz on umieścił w koszu 8 na 20 oddanych prób. San Antonio zabrakło przede wszystkim celności w rzutach z dystansu, bo tam mieli tylko 5 na 18. - Poddaliśmy się w czwartej kwarcie, straciliśmy 39 punktów. Koniec historii - opisywał krótko na konferencji prasowej Gregg Popovich.
Czytaj także: Marcin Gortat i Dariusz Michalczewski spotkali się w Dubaju
Toronto Raptors podnieśli się po zawodzie, który sprawili w pierwszym meczu play offów. Chcieli pokazać Orlando Magic, że to był tylko wypadek przy pracy. I faktycznie, ten mecz ułożył się zdecydowanie pod ich dyktando. Już do przerwy było 51:39, a trzecia partia na dokładkę zakończyła się wynikiem 39:27. Ostatecznie triumfowali 111:82 i wyrównali stan serii.
Podopieczni Nicka Nurse'a zatrzymali rywali na tylko 30 celnych rzutach z pola. Goście trafili 9 na 34 rzuty za trzy oraz 21 na 47 za dwa. Popełnili też 17 strat przy tylko siedmiu Toronto Raptors. D.J. Augustin, który trafieniem na zwycięstwo i 25 zdobytymi punktami był bohaterem pierwszego meczu, teraz uzbierał zaledwie dziewięć "oczek", a siedem z nich na linii rzutów wolnych. Aaron Gordon (20 punktów) i Terrence Ross (15 punktów) prezentowali się poprawnie, aczkolwiek "Dinozaury" były tego wieczoru zdecydowanie poza ich zasięgiem.
Błyszczał Kawhi Leonard. Skrzydłowy w swoim najlepszym występie w play offach 22 kwietnia 2017 roku rzucił 43 punktów, trafił wtedy 14 rzutów. Teraz poprawił ten wynik, bowiem wykorzystał aż 15 na 22 oddane próby z gry. Leonard miał 37 punktów. Odbudował się Kyle Lowry, który na otwarcie nie trafił do kosza ani razu i zakończył to spotkanie z zerowym dorobkiem. Tym razem zanotował 22 "oczka" i siedem asyst, w 38 minut oddał 13 rzutów, z których osiem było celnych.
Czytaj także: Kevin Durant o wyborze nowego klubu. "Chcę być fair w stosunku do kolegów"
Wyniki:
Toronto Raptors - Orlando Magic 111:82 (26:18, 25:21, 39:27, 21:16)
(Leonard 37, Lowry 22, Siakam 19 - Gordon 20, Ross 15, Fournier 10)
Stan serii: 1-1
Denver Nuggets - San Antonio Spurs 114:105 (21:26, 28:33, 26:23, 39:23)
(Murray 24, Harris 23, Jokic 21 - DeRozan 31, Aldridge 24, White 17)
Stan serii: 1-1
Portland Trail Blazers - Oklahoma City Thunder 114:94 (26:31, 28:23, 37:21, 23:19)
(McCollum 33, Lillard 29, Harkless 14 - George 27, Adams 16, Westbrook 14)
Stan serii: 2-0 dla Trail Blazers