Co za mecz! Kawhi Leonard w końcówce spotkania wyrównywał wynik, a następnie celnym rzutem z półdystansu doprowadził do stanu 101:99, ale ostatnie słowo należało do kogoś innego. Bohaterem, zdecydowanie niespodziewanym został D.J. Augustin. Gracz Orlando Magic uciszył Scotiabank Arena i tłum zgromadzony przed halą w Kanadzie. 31-latek wbił się pod kosz, trafił na remis, a niewiele ponad cztery sekund przed końcem oddał decydujący rzut zza łuku. Dzięki temu drużyna z Florydy zwyciężyła 104:101 i prowadzi w serii 1-0.
Toronto Raptors znów rozpoczęli play offy od wpadki. Leonard zdobył 25 punktów, Pascal Siakam 24, ale zdecydowanie brakowało im błysku, który towarzyszył im przy 58. zwycięstwach w sezonie zasadniczym. Oddali tylko 14 rzutów wolnych, z których trafili dziewięć. Przegrali też pod tablicami, bo rywale zebrali o trzy piłki więcej. Leonard w ostatnim posiadaniu miał szansę, aby doprowadzić do dogrywki, lecz jego rzut za trzy nie doleciał nawet do kosza.
Magic nie mieli nic do stracenia i było to widać na parkiecie. Ich awans do play offów, pierwszy od 2012 roku już uznawany jest za wielki sukces. Teraz przed nimi czysta karta i nikt nie będzie miał pretensji, jeśli zapełni się ona tylko napisem "I runda". Ale drużyna z Orlando ma ambicję, która pozwala im myśleć o czymś więcej.
Jeśli chodzi o poszczególne zdobycze, Augustin miał 25 "oczek", a łącznie z nim aż siedmiu zawodników Magic zdobyło 10 lub więcej punktów. Warto wspomnieć, że drużyna z Florydy prawie do końca nie była pewna miejsca w czołowej ósemce Konferencji Wschodniej. Wywalczyli to sobie, dzięki bilansowi 22-9 w ostatnich 31 meczach. - Myślę, że to teraz pomaga - nie ma wątpliwości ich trener, Steve Clifford cytowany przez ESPN. - Mieliśmy wiele meczów, które musieliśmy wygrać i w taki tryb się przestawiliśmy. Chcemy zwyciężać za wszelką cenę.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: emocje w walce o utrzymanie! 1.FC Nuernberg na remis z Schalke 04 Gelsenkirchen [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Stephen Curry przywitał play off w świetnym stylu, zdobył 38 punktów, miał rekordowe dla siebie 15 zbiórek, siedem asyst i trafił aż osiem rzutów za trzy (co to były za trafienia!), a jego Golden State Warriors nie dali większych szans Los Angeles Clippers. Mistrzowie NBA triumfowali 121:104 i szybko dali do zrozumienia rywalom, że będzie to dla nich trudna przeprawa, która niewykluczone, iż potrwa tylko cztery spotkania. Jednymi słowy zrobili to, co powinien uczynić faworyt w meczu otwarcia serii.
Dużo mówiło się o tym, że Patrick Beverley będzie próbował prowokować koszykarzy z Oakland i wprowadzać zamieszanie. - Stara się grać fizycznie, dużo gada. Właśnie to wnosi do każdego zespołu, w którym występuje. Dla mnie oznacza to rywalizację. Przypuszczałem, że będę się dziś dobrze bawił i się nie pomyliłem - komentował dla ESPN Kevin Durant. MVP z 2014 roku dwukrotnie starał się z Beverleyem w końcówce spotkania, doszło między nimi do wymiany zdań, a sędziowie aby ostudzić atmosferę, wysłali obu do szatni.
- Zostałem popchnięty, wstałem i sędziowie wyrzucili mnie z boiska. Domyślam się, że oni widzieli czegoś, o czym nie wiem. Ale w porządku. Daję im kredyt zaufania - śmiał się w rozmowie z dziennikarzami Patrick Beverley. To nie był najlepszy mecz w jego wykonaniu, w 31 minut zdobył tylko trzy "oczka", chociaż miał też siedem zbiórek oraz siedem asyst. - Pat dużo mówi, ale to przecież legalne - dodawał dla ESPN trener Doc Rivers.
Montrezl Harrell i Lou Williams zdobyli wspólnie z ławki rezerwowych 51 punktów, aczkolwiek nie odwróciło to losów spotkania. Kłopotem drużyny z Hollywood była słaba skuteczność. Jednym z tych, który nie trafiał był Danilo Gallinari. Włoch wykorzystał tylko 4 na 14 oddanych rzutów. Debiutant, a zarazem podstawowy rozgrywający Shai Gilgeous-Alexander wykorzystał natomiast 6 na 16 wykonanych prób. Co ciekawe, obu trafiło dokładnie 3 na 6 rzutów zza łuku.
DeMarcus Cousins pierwszy raz poczuł smak play offów. W swoim debiutanckim meczu na tym etapie zdobył dziewięć punktów, dziewięć zbiórek i cztery asysty. Popełnił też sześć strat i sześć fauli, przez co spędził na parkiecie tylko 21 minut. Golden State Warriors popełnili w sobotę aż 21 strat, ale nie miało to większego znaczenia.
Czytaj także: Arged BM Slam Stal będzie mieć własną halę. Przedstawiono efekty pracy
To nie był ładny mecz dla oka, to nie był też udany wieczór dla fanów w hali Pepsi Center. Ich Denver Nuggets zaprezentowali się zdecydowanie poniżej oczekiwań i w pierwszym meczu serii musieli uznać wyższość San Antonio Spurs. Antybohaterem meczu został Jamal Murray, który zmarnował rzut z półdystansu niespełna dziesięć sekund przed końcem przy wyniku 96:97, a następnie stracił piłkę, kiedy jego drużyna mogła doprowadzić jeszcze do dogrywki.
Kluczowe dwa osobiste w międzyczasie trafił LaMarcus Aldridge, a po błędzie Murraya, a zarazem świetnym przechwycie Derricka White'a, właśnie on przypieczętował triumf drużyny z Teksasu 101:96. Denver Nuggets trafili w całym meczu tylko 6 na 28 oddanych rzutów za trzy. San Antonio Spurs umieścili w koszu siedem takich prób, ale oddali za to zaledwie 15 rzutów z tej odległości, co dało im w tym elemencie skuteczność na poziomie 47-procent.
Czytaj także: Ruszyły play-offy! Niespodzianka na początek, Brooklyn Nets pokonali 76ers
Wyniki:
Toronto Raptors - Orlando Magic 101:104 (30:25, 19:32, 27:18, 25:29)
(Leonard 25, Siakam 24, VanVleet 14 - Augustin 25, Fournier 16, Isaac 11, Vucevic 11)
Stan serii: 1-0 dla Magic
Golden State Warriors - Los Angeles Clippers 121:104 (36:27, 33:29, 29:23, 23:25)
(Curry 38, Durant 23, Green 17 - Harrell 26, Williams 25, Gilgeous-Alexander 18)
Stan serii: 1-0 dla Warriors
Denver Nuggets - San Antonio Spurs 96:101 (20:25, 31:34, 17:13, 28:29)
(Harris 20, Murray 17, Barton 15 - DeRozan 18, White 16, Forbes 15, Aldridge 15)
Stan serii: 1-0 dla Spurs