San Antonio Spurs to najlepsza drużyna ostatnich dwóch dekad w lidze NBA. W tym czasie podopieczni Gregga Popovicha zdobyli pięć tytułów mistrzowskich, ale przede wszystkim ani razu nie opuścili fazy play-off. Pod tym względem zdecydowanie nie mają sobie równych. Mimo wszystko należy podkreślić fakt, że Ostrogi praktycznie zawsze były jednym z faworytów konferencji Zachodniej. Miało się to zmienić w tym sezonie.
O ile jeszcze po zakończeniu kariery przez legendarnego Tima Duncana, Spurs nadal byli stawiani w gronie pewniaków do play-offów, wszak nadal posiadali swój trzon, tak przed rozgrywkami 2018/19 wielu ekspertów podkreślało, że tym razem sztuka ta już na pewno się nie uda.
Czytaj także: Niecodzienna sytuacja w NBA. Sędziowie wyrzucili z ławek trenerów obu drużyn!
I tym słowom w sumie trudno się dziwić. Wystarczy tylko spojrzeć na przebudowę, jaką przeszedł klub z Teksasu poprzedniego lata. Zespół opuścili Kawhi Leonard i Danny Green, którzy przeszli do Toronto Raptors, ale także dwie legendy - Tony Parker i Manu Ginobili. Francuz zdecydował się podjąć nowe wyzwanie i przyjął ofertę przedstawioną mu przez Charlotte Hornets. Z kolei argentyński rzucający postanowił odwiesić buty na kołku i przeszedł na zasłużoną sportową emeryturę.
Spurs nie pozostali wprawdzie z niczym, bowiem za Leonarda i Greena przywędrowali DeMar DeRozan i Jakob Poeltl, zaś utratę Ginobiliego wypełnił powracający do San Antonio strzelec Marco Belinelli, ale całościowo nie dawano im szans. Tym bardziej, że jeszcze przed startem rozgrywek z rotacji wypadł podstawowy po odejściu Parkera rozgrywający, Dejounte Murray, który w jednym z meczów przedsezonowych zerwał więzadło krzyżowe. To miał być przysłowiowy gwóźdź...
Prognozowano, że miejsce SAS w 8-ce mogą zająć chociażby Los Angeles Lakers. To właśnie Jeziorowcy, wzmocnieni LeBronem Jamesem, mieli być pewniakiem do play-offów. Zdecydowanie wyżej stawiano także New Orleans Pelicans. Okazało się jednak, że wszelkie zawirowania wokół osoby Anthony'ego Davisa nie wpłynęły dobrze na zespół, który - podobnie zresztą jak LAL - ma już jedynie iluzoryczne szanse na awans do rozgrywek posezonowych.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Karol Linetty wraca do kadry. "Czas żeby zaczął grać jak w Serie A"
Spurs zamknęli więc usta niedowiarkom, a Popovich po raz kolejny pokazał swój niebywały kunszt trenerski, składając niesamowity monolit z dostępnych graczy. Para liderów w postaci wspomnianego już DeRozana i LaMarcusa Aldridge'a, otoczona wieloma zadaniowcami, po prostu daje radę. Poza wspomnianą dwójką próżno szukać w składzie gwiazd, może oprócz Rudy'ego Gaya, który ma już wyrobioną markę, ale też łatkę gracza kontuzjogennego.
W chwili obecnej San Antonio Spurs są także drużyną, która posiada najdłuższą serię zwycięstw. Ostrgi są niepokonane od ośmiu spotkań, czyli tak naprawdę od momentu, gdy ekipę opuścił doświadczony Pau Gasol. Hiszpan nie dawał już zespołowi tyle, co w poprzednich latach, ale to swojego rodzaju paradoks, że jego odejście zapoczątkowało tak dobrą passę.
To właśnie dzięki niej SAS mają w tym momencie na swoim koncie 41 zwycięstw i 29 porażek. Co prawda jeszcze nie mają play-offów w kieszeni, ale są tego już naprawdę bardzo bliscy. W dodatku dzięki ostatnim wygranym bardzo zbliżyli się do wyprzedzających ich czołowych ekip Zachodu - Thunder i Blazers. Obecnie zatem zdecydowanie bliżej im do zajęcia miejsca w czołowej czwórce, niż do wypadnięcia poza ósemkę.
Na co jednak tak naprawdę stać zawodników Gregga Popovicha? W tej chwili trudno to stwierdzić. Owszem, osiągnęli oni bardzo wysoką formę i po prostu wszystko bardzo dobrze u nich funkcjonuje, ale do play-offów pozostało jeszcze trochę czasu. Tym niemniej nie można przejść obojętnie obok wygranych nad Pistons, Thunder, Nuggets, Bucks czy Blazers. Najbliższy mecz będzie jednak jeszcze poważniejszą weryfikacją siły SAS.
Ostrogi podejmą bowiem w AT&T Center z Golden State Warriors, czyli panującymi mistrzami. W tym sezonie mierzyli się z nimi dwukrotnie. W listopadzie wygrali 104:92, zaś w pojedynku rozegranym 6 lutego polegli z kretesem. Wojownicy zwyciężyli aż 141:102, zatem Spurs zapewne bardzo będą chcieli się zrewanżować. A są na to naprawdę spore szanse, bo ostatnia forma jest naprawdę rewelacyjna, a ponadto u siebie DeRozan i spółka nie przegrali u siebie od blisko dwóch miesięcy.