GTK mogło ograć Stelmet Enea BC. "Mecz był spokojnie do wygrania. Zabili nas na deskach"

Materiały prasowe / Materiały prasowe / Norbert Barczyk / Na zdjęciu: Paweł Turkiewicz
Materiały prasowe / Materiały prasowe / Norbert Barczyk / Na zdjęciu: Paweł Turkiewicz

Dopiero finisz spotkania GTK Gliwice - Stelmet Enea BC Zielona Góra zadecydował o triumfie gości 79:74. - Przegraliśmy mecz, który spokojnie mogliśmy wygrać - mówi Paweł Turkiewicz, szkoleniowiec gliwickiej drużyny.

Jeszcze na początku czwartej kwarty GTK Gliwice prowadziło 61:53. Potem jednak lider Energa Basket Ligi wziął sprawy w swoje ręce, wybronił kilka akcji, zza łuku zaczął trafiać Przemysław Zamojski i wygrana pojechała do Zielonej Góry.

- Przegraliśmy mecz, który spokojnie mogliśmy wygrać. Zabrakło mądrości w pewnych momentach, zwłaszcza w końcówce. W czwartej kwarcie popełniliśmy zdecydowanie za dużo prostych błędów - komentuje pojedynek Paweł Turkiewicz, szkoleniowiec gliwickiego zespołu.

Bohaterem Stelmetu Enea BC był bez wątpienia Zamojski - ten w kluczowych momentach był perfekcyjny trafiając m.in. trzykrotnie zza łuku. - Byliśmy plus osiem na początku decydującej kwarty i pojawiły się te błędy. Zamojski w najważniejszym momencie rzucił trzy "trójki", a to dodało rywalom pewności siebie - kontynuuje Turkiewicz. - Stelmet pokazał, że jest to zespół mądry i mający graczy, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność na siebie.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek w AC Milanie. "Jeszcze rok temu grał na bocznym boisku w Mielcu"

Lider w Gliwicach był do pokonania - uważa szkoleniowiec GTK. I faktycznie trudno się dziwić. W piątek Stelmet Enea BC grał we własnej hali z Parma Basket Perm w lidze VTB, trzy dni później ligowy mecz w Koszalinie, a w środę już walczył z GTK.

- Szkoda, bo można było bez problemu Stelmet pokonać. Widać było, że są bardzo zmęczeni bo dużo jeżdżą - mówi szkoleniowiec śląskiego zespołu. Problemem jego podopiecznych była walka o zbiórkę. - Zabili nas na deskach, gdzie zebrali aż 16 piłek w ataku. To zdecydowanie za dużo - tłumaczy Turkiewicz.

Być może duży wpływa na to miała choroba Maverick Morgan i uraz Damonte Dodd. Pierwszy od niedzieli walczył z grypą jelitową, drugi na początku czwartej kwarty doznał kontuzji i pojedynku nie dokończył.

Źródło artykułu: