Kilka dni temu Carmelo Anthony poinformował włodarzy klubu, że decyduje się na pozostanie w Oklahoma City Thunder na kolejny sezon. Patrząc wyłącznie z finansowego punktu widzenia, zawodnikowi naprawdę trudno się dziwić. Dzięki zapisowi opcji gracza w umowie, która została zawarta z Knicks w 2014 roku, za rozgrywki 2018/19 zgarnie prawie 28 milionów dolarów.
Już na początku maja informowaliśmy o tym, że OKC będą chcieli pozbyć się Anthony'ego. Będzie to jednak nie lada wyzwaniem, gdyż teraz jedyną możliwością jest wymiana zawodnika lub wykupienie kontraktu. I właśnie na jedną z tych rzeczy sternicy Thunder będą się starali namówić 34-latka. Eksperyment z kolejną wielką trójką w lidze nie wypalił. Pierwotnie wydawało się, że to może być hit i tym samym zestawienie Westbrook-George-Anthony będzie tym, które postawi się Golden State Warriors, ale nic takiego nie miało miejsca.
Były zawodnik Denver Nuggets i New York Knicks ma za sobą najsłabszy sezon w karierze. Po raz pierwszy jego średnie zdobycze punktowe zatrzymały się poniżej 20 i to od razu bardzo wyraźnie, gdyż przeciętnie zdobywał 16 "oczek" na mecz. Asyst także rozdawał najmniej (1,3) w trakcie swoich łącznie 15 sezonów na parkietach najlepszej ligi świata. Spośród "wielkiej" trójki był po prostu najgorszy.
Sam Melo doskonale jednak wszystko przekalkulował. Nie jest LeBronem Jamesem, choć obaj są w tym samym wieku. LBJ to przecież niekwestionowany gwiazdor NBA, który wszędzie może liczyć na maksymalny kontrakt, chyba że sam zadecyduje inaczej, poświęcając się dla dobra klubu i zostawiając w jego kasie więcej pieniędzy na inne kontrakty. Anthony ani myślał w takich kategoriach. Skrzydłowy nie chce nawet słyszeć o ewentualnym wchodzeniu do gry z ławki!
Priorytetem dla Thunder jest oczywiście zatrzymanie w swoich szeregach Paula George'a (śr. 22 pkt. 5,7 zb. 3,3 as.). To może jednak nie być łatwe zadanie właśnie ze względu na osobę Carmelo. Z drugiej strony może się też okazać, że wróci on do dyspozycji, jaką prezentował w Nowym Jorku. Jak mówi przysłowie, nic nie zdarza się przecież dwa razy, a 34-latek nigdy wcześniej nie rozegrał aż tak słabego sezonu.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Gmoch wskazał element, który zadecydował o słabym wyniku. "Nawałka nas zaczarował"