To były dwa piękne mecze półfinałowe w Zielonej Górze. Drużyny Stelmetu Enei BC i Anwilu dostarczyły kibicom mnóstwo emocji. Spotkania obfitowały we zwroty akcji i genialne zagrania.
W środę Anwil przegrał po dogrywce 104:107 i przegrywał w serii do trzech zwycięstw 1:2. Wydawało się nawet, że może się nie podnieść po tak dramatycznej porażce. Nic z tego. Włocławianie realizowali założenia taktyczne i stopniowo odjeżdżali rywalom.
W trakcie trzeciej kwarty przewaga gości urosła nawet do 20 punktów (59:39). Jednak Stelmet się nie poddał i po serii kapitalnych rzutów doprowadził do remisu po 87. W samej końcówce faulowany był lider Anwilu Ivan Almeida, który z linii rzutów wolnych zdobył punkt na wagę zwycięstwa (88:87). Kabowerdeńczyk doprowadził tym samym do piątego spotkania we Włocławku.
- Ten mecz znowu pokazał, że możemy zagrać bardzo dobrze, ale i bardzo źle. Przyjeżdżając do Zielonej Góry wiedzieliśmy na co nas stać. Chcieliśmy wygrać dwa spotkania, więc można powiedzieć, że zadanie wykonaliśmy połowicznie. Cieszymy się jednak z faktu, że wygraliśmy jednym punktem i wracamy do Włocławka. Cały sezon pracowaliśmy na to, żeby mieć przewagę własnego parkietu. Teraz czas to wykorzystać - mówi Igor Milicić.
- Przez prawie 36 minut realizowaliśmy założenia. Na kilka minut przed końcem coś w naszej grze pękło, ale szczęście było przy naszej drużynie - dodaje Kamil Łączyński, autor double-double (11 punktów, 10 asyst).
Szkoleniowiec Anwilu jest zły, że drużyna tak łatwo wypuściła przewagę, ale jednocześnie podkreśla, że koszykówka zmieniła się. Teraz odrobienie dużej straty wcale nie jest aż tak dużym wydarzeniem. Zdarza się to bardzo często. Trener przypomina ostatni mecz w lidze niemieckiej pomiędzy Bayernem a Frankfurtem. Faworyci z Monachium w ciągu kilku minut stracili 18-punktową przewagę.
- Koszykówka jest trochę innym sportem niż kiedyś. Gra znacznie przyspieszyła. 10-15 punktów przewagi tak naprawdę nic nie znaczy. Proszę zobaczyć, że Stelmet w ciągu minuty odrobił dziewięć "oczek" straty. Trafił szybkie trzy rzuty z dystansu. Jestem zły, że nie utrzymaliśmy tej przewagi. Wynikło to z naszych błędów, które popełniliśmy w ataku. 13 strat to za duża liczba. To napędzało szybkie ataki Stelmetu, który poczuł, że jest w stanie wrócić do gry - podkreśla.
Włocławianie pokazali w piątek, że są charakterną drużyną. Wyszli skupieni i zdeterminowani, wiedząc, że mają przysłowiowy "nóż na gardle". - Nam takie mecze są bardzo potrzebne do dalszego rozwoju. Stelmet ma takich spotkań już mnóstwo rozegranych. My się tego dopiero uczymy. Wygrana w jednym meczu w Zielonej Górze jest powodem do radości, ale wiemy, że seria wciąż trwa. Jest przyzwoicie, ale nie świetnie - tonuje nieco nastroje trener Milicić.
W poniedziałek mecz o wszystko (17:45). Hala Mistrzów we Włocławku z pewnością wypełni się do ostatniego miejsca.
ZOBACZ WIDEO Kielecki walec przejechał po Azotach. PGE VIVE blisko kolejnego finału!