Niedoceniany Bartosz Diduszko: Jestem graczem od czarnej roboty

Newspix / Artur Podlewski / Na zdjęciu: Bartosz Diduszko
Newspix / Artur Podlewski / Na zdjęciu: Bartosz Diduszko

- Nauczyłem się, że w sporcie nie ma piłek straconych. Jestem zawodnikiem do zadań specjalnych - łatam dziury na różnych pozycjach, wykonuję czarną robotę. Dzięki temu właśnie zyskałem szacunek u ludzi - mówi Bartosz Diduszko, gracz Polskiego Cukru.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Zacznę od końca. Kibice Anwilu Włocławek nadal pana pamiętają. Po zakończeniu meczu skandowali pana nazwisko. [/b]

Bartosz Diduszko, koszykarz Polskiego Cukier Toruń: To był bardzo miły moment. Nie ukrywam, że dobrze wspominam pobyt we Włocławku. Wydaje mi się, że kibice doceniają to, że zawsze grałem z dużym zaangażowaniem i determinacją. Takim jestem gościem, że nie lubię półśrodków. Robię wszystko na maksimum swoich możliwości.

Czy z racji tego, że Anwil był pana poprzednim pracodawcą ten mecz wywołał u pana dodatkową motywację?

Na pewno, ale myślę, że większą motywacją był fakt, że Anwil to obecnie najlepsza drużyna w lidze. Każdy chce ograć lidera tabeli. Już na kilka dni przed meczem było czuć wyjątkowy klimat tego spotkania. To są derby. Każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony. Ja od rana nie mogłem spać. Czekałem na pierwszy gwizdek. Czas mi się strasznie dłużył.

Efektu przemotywowania nie było?

Nie. Nasza sytuacja jest nieco inna od Anwilu, który ma przewagę kilku zwycięstw nad rywalami. Musimy walczyć w każdym meczu o to, żeby pozostać w samym czubie tabeli. Każde spotkanie jest jak o życie.

Ostatnio sami sobie skomplikowaliście nieco sytuację przegrywając trzy mecze z rzędu.

No tak, ale od tego czasu wygraliśmy już trzy spotkania z rzędu i myślę, że ten dołek mamy już za sobą.

Drugie miejsce jest w zasięgu? Konkurencja jest mocna: Stelmet, Stal, MKS.

Tak, ale patrzymy przede wszystkim na siebie. Jeżeli będziemy grali z taką determinacją jak z Anwilem i w Szczecinie, to możemy spokojnie patrzeć do przodu.

Wracając do derbów kujawsko-pomorskiego. Pan dołożył sporą cegiełkę do tego zwycięstwa: 9 punktów, 8 zbiórek. Sporo serca zostawił pan na boisku. Wydaje mi się, że jest pan takim zawodnikiem, który robi sporo dobrego dla drużyny, a nie zawsze się o tym mówi w prasie. Czy Bartosz Diduszko to gracz niedoceniany?

Ocenę pozostawię innym. Dla mnie liczy się to, żeby doceniali mnie trener i koledzy z drużyny. Chcę czuć się potrzebny w zespole. W Toruniu tak właśnie się dzieje. Wiadomo nie od dziś, że jestem zawodnikiem do zadań specjalnych. Często łatam dziury na różnych pozycjach, wykonuję taką czarną robotę na boisku.

Kwintesencją pana gry była sytuacja z pierwszej połowy, gdy rzucił się pan na parkiet pod nogi rywala i wywalczył piłkę, po której zespół zdobył łatwe punkty. To była interwencja typowo bramkarska.

Taki mam charakter. Nauczyłem się, że w sporcie nie ma piłek straconych. Uważam, że dzięki temu właśnie zyskałem szacunek u ludzi. Wszyscy wiedzą, że mogą na mnie liczyć w każdym momencie. Nie ma dla mnie problemu zagrać na "dwójce" czy "czwórce". Tak było w trakcie Pucharu Polski, gdy nie mieliśmy ani jednego nominalnego silnego skrzydłowego w zespole. Aaron Cel i Aleks Perka byli kontuzjowani.

Pana brat Łukasz też jest znany z tego, że ma duży charakter do gry. Bracia Diduszko walkę do upadłego mają zapisaną w genach?

Na pewno. Niby każdy wie, że Łukasz jest wielkim fajterem, ale uważam, że jest mocno niedocenianym zawodnikiem. Podziwiam go za antycypację do zbiórek. Jest niższy ode mnie, a bardzo często kończy mecze z 10 zbiórkami na koncie. To wynik godny podziwu.

W ostatnim tygodniu właściciel Stelmetu Enei BC Janusz Jasiński w studiu Radia Zielona Góra powiedział, że "siedmiu chłopców" ograło mistrza Polski w finale PP. Te słowa pana nie obraziły?

Dotarła do mnie taka informacja, ale ja staram się w to nie mieszać. Na Twitterze czasami zamieszczę jakąś ciekawostką. Nie jestem takim człowiekiem, który lubi atakować innych czy wchodzić w polemikę. O wszystkim mówi boisko. Tam się wszystko rozstrzyga.

Polski Cukier Toruń jest deprecjonowany przez rywali? W kontekście złota najczęściej padają nazwy Anwilu i Stelmetu.

To może nawet i lepiej? To na rywalach skupia się presja mediów i kibiców. Ja mam taką zasadę, którą się kieruję w życiu: "im ciszej jedziesz, tym dalej zajedziesz". Niech tak będzie z Polskim Cukrem w tym sezonie.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Real Madryt nie chciał się wysilać. Wygrana 3:0 nie przyszła mu jednak łatwo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]

Źródło artykułu: