We wtorkowy wieczór ze świetnej strony w barwach Rosy Radom zaprezentowali się Kevin Punter i Ryan Harrow. Pierwszy z nich zdobył 28, a drugi - 23 punkty, czyli grubo ponad połowę ze wszystkich "oczek" drużyny. Mimo to, podopieczni Wojciecha Kamińskiego przegrali na wyjeździe z SIG Strasbourg 81:98 w swoim ostatnim spotkaniu wyjazdowym w bieżącej edycji Basketball Champions League.
- Nasz rywal to po prostu bardzo dobry zespół. Miał przewagi w drugiej połowie, co pozwoliło mu się napędzić i zbudować wysokie prowadzenie. Utrzymał je, nawet gdy zmniejszaliśmy stratę i wydawało się, że możemy w całości ją zniwelować - powiedział Harrow. Nieudana w wykonaniu przyjezdnych była bowiem zaledwie pierwsza kwarta, zakończona porażką 13:25. W pozostałych odsłonach stawili oni czoła wicemistrzowi Francji.
- Wiedzieliśmy, że będzie to trudne spotkanie. Drużyna ze Strasbourga jest bardzo mocna na własnym parkiecie i to potwierdziła. Spisała się bardzo dobrze przed swoimi kibicami. Przyjechaliśmy z nastawieniem, aby dać z siebie wszystko i walczyć na tyle, na ile będziemy w stanie - podkreślił rozgrywający.
Harrow trafił 8/16 rzutów z gry, w tym 2/5 z dystansu. Ponadto miał trzy zbiórki i dwie asysty. Punter nie mógł pochwalić się taką skutecznością - wykorzystał 8/19 prób (5/10 "za trzy"), lecz zgarnął więcej piłek z tablic - 5.
Radomianie nadal mają więc na koncie zaledwie jedno zwycięstwo w Lidze Mistrzów. SIG Strasbourg wygrał zaś już po raz trzeci z rzędu. - Rywalizacja z tak silnym zespołem była dla nas dużym wyzwaniem. Chcę podziękować moim zawodnikom, bo pomimo 20-punktowej straty nie poddali się i walczyli do końca. Myślę, że to było dobre spotkanie do oglądania, dało dużo frajdy kibicom - skomentował z kolei Kamiński.
ZOBACZ WIDEO Zbigniew Bródka chorążym reprezentacji. "To zaszczyt, ale przed Soczi bym odmówił"