- W NBA czas centrów grających w ten klasyczny sposób, jak ja, już się skończył. Nie stawia się na nich, nie ustawia pod nich taktyki. Naprawdę czuję bardzo mocno, że mój czas w NBA jest już na finiszu - wyznaje w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
31 minut w październiku, 29,3 minuty w listopadzie i zaledwie 23,7 minuty w grudniu. To średni czas gry Marcina Gortata w tym sezonie. Wniosek jest jeden - z każdym kolejnym miesiącem łodzianin traci w oczach trenera Scotta Brooksa, choć szkoleniowiec wciąż desygnuje Polaka w pierwszej piątce.
Pod względem statystycznym Gortat rozgrywa swój najsłabszy sezon od ośmiu lat. Średnio notuje zaledwie 8,6 punktu oraz 8,2 zbiórki, a gorzej mu szło jeszcze za czasów gry w barwach Orlando Magic. - Ostatnio, gdy biorę się za rzucanie, po prostu piłka nie chce wpadać do kosza. Gdy już ją dostanę, bardzo chciałbym się przełamać i nie mogę - tłumaczy.
Sezon 2017/18 jest już 11. w wykonaniu Gortata na parkietach NBA. 33-latek nie ukrywa, że po wielu wymagających latach, koszykówka przestała być pasją, a stała się po prostu codzienną pracą. - Nie mam już w sobie tej radości i żaru, które były we mnie jeszcze kilka lat temu. Mimo to mam przekonanie, że jestem zdolny pomóc drużynie bardziej niż w ostatnich meczach.
Przypomnijmy, że aktualny kontrakt Gortata obowiązuje do końca sezonu 2018/19. Nie oznacza to jednak, że musi on dokończyć rozgrywki w Waszyngtonie. Czarodzieje przed zamknięciem okienka transferowego mogą zdecydować się na wymianę z udziałem środkowego, a biorąc pod uwagę malejące zaufanie do niego, taki scenariusz wydaje się coraz bardziej prawdopodobny.
ZOBACZ WIDEO Stanowczy głos ws. Leona. "Siatkówka nie może pozwolić sobie na to, by grał tylko w klubie"
Scott Brooks zmienił taktykę druzyny i coraz częściej graja small - ball.
I to nie jest brak zaufania trenera, bo zmiennik Gortata, Ian Mahinmi g Czytaj całość