Ten mecz miał zdefiniować Boston Celtics, ich charakter, siłę, faktyczne umiejętności i zagrożenie wobec najlepszych drużyn w NBA. Udowodnili niedowiarkom. Do TD Garden przybyli Golden State Warriors, mistrzowie NBA i przekonali się na własnej skórze, czemu ta niepozorna drużyna z Massachusetts sieje postrach.
Trwa piękny sen, piękna historia pisana przez koszykarzy Boston Celtics. Gospodarze pokazali prawdziwe serce do gry. Warriors w pewnym momencie prowadzili nawet 66:49, ale co zamiast podłamać, podziałało na podopiecznych Brada Stevensa niczym czerwona płachta. Jaylen Brown eksplodował, zdobył wtedy 10 ze swoich 22 punktów, a Celtowie zanotowali serię 19-0 i doprowadzili do wyniku 68:66.
To był prawdziwy dreszczowiec. Losy ważyły się do ostatnich sekund. W końcówce to znów podopieczni Steve'a Kerra byli bliżsi odniesienia sukcesu, kiedy za trzy trafił Klay Thompson i wywindował obrońców tytułu na prowadzenie 88:86. Jak się później jednak okazało, były to ostatnie punkty Warriors. Bostończycy napierali. Kyrie Irving dwukrotnie przedostał się na linię rzutów wolnych i trafił wszystkie cztery próby.
W newralgicznym momencie Kevin Durant przestrzelił rzut z półdystansu, pierwszoroczniak Celtics Jayson Tatum został sfaulowany, pewnie dorzucił dwa osobiste i ich zwycięstwo 92:88 stało się faktem. TD Garden eksplodowało, pasmo siedmiu sukcesów mistrzów zostało przerwane. Co warte podkreślenia, gospodarze wykorzystali w czwartej kwarcie wszystkie 12 rzutów wolnych.
Golden State Warriors popełnili w całym meczu 24 przewinienia, a po pięć mieli ich na swoim koncie Stephen Curry oraz Klay Thompson. Dwukrotny MVP spisał się fatalnie, trafił tylko 3 na 14 rzutów z pola, w tym 2 na 9 zza łuku, co dało mu zaledwie dziewięć punktów, a popełnił też cztery straty. Klay miał jeszcze większe kłopoty, trafił 5 na 18 podjętych prób. Liderzy zawiedli. Kevin Durant zdobył 24 "oczka", lecz pomylił się w najważniejszym momencie, kiedy mógł doprowadzić do remisu.
ZOBACZ WIDEO: Karolina Bojar o partnerce Howarda Webba: Jako sędzia bardzo mi zaimponowała
To też nie był najlepszy występ Kyriego Irvinga, ale ten 11 ze swoich 16 punktów zdobył w czwartej kwarcie i pomimo przeciwności, poprowadził Celtics do 14. zwycięstwa z rzędu. - Był w stanie wymusić faul i przezwyciężyć trudny dzień strzelecki. Wielcy gracze znajdują sposób na zdobycie punktów, nawet gdy wszytko idzie nie tak - chwali swojego podopiecznego trener Celtów, Brad Stevens. Cenne 18 "oczek" i 11 zbiórek dodał też Al Horford.
Houston Rockets trafili 12 na 20 pierwszych rzutów zza łuku, ostatecznie mieli w tym elemencie 21 na 44 i pokonali Phoenix Suns aż 142:116, którzy do pewnego momentu umieścili w koszu 8 na 12 prób zza linii 7 metrów i 24 centymetrów.
James Harden był niczym w transie. Brodacz zapisał przy swoim nazwisku znakomite 48 punktów (12/22 z gry, 6/11 za trzy, 18/18 za 1) i to w zaledwie 35 minut! Do składu Teksańczyków wrócił Chris Paul i zanotował 11 "oczek" oraz 10 asyst. Debiut w Suns zaliczył natomiast Greg Monroe, środkowy uzbierał 20 punktów oraz 11 zbiórek. Rockets mają bilans 11-4 i zrównali się z Golden State Warriors.
Wyniki:
Boston Celtics - Golden State Warriors 92:88 (18:28, 24:19, 26:21, 24:20)
(Brown 22, Horford 18, Irving 16 - Durant 24, Thompson 13, Green 11)
Phoenix Suns - Houston Rockets 116:142 (23:45, 42:45, 26:30, 25:22)
(Daniels 23, Monroe 20, Booker 18 - Harden 48, Anderson 24, Gordon 13)