W ciągu 31 minut spędzonych na parkiecie Marcin Gortat trafił siedem z 11 prób z gry, co dało 18 punktów - tyle samo co pod koniec października przeciwko Golden State Warriors. Łodzianin do swojego dorobku dołożył także siedem zbiórek, asystę oraz blok. Kiedy nasz rodak przebywał w grze, Czarodzieje zanotowali serię +21 - lepszy wskaźnik miał tylko John Wall (+23).
To właśnie Wall początkowo napędzał grę gospodarzy, którzy wygrali trzeci mecz z rzędu. Rozgrywający Wizards miał 4/4 za trzy, ale również dzielił się piłką, szczególnie z Gortatem. Polski środkowy w końcu pokazał swój pełny repertuar zagrań blisko kosza - lewa, prawa ręka, a nawet wsad oburącz. Współpraca Wall-Gortat wyglądała w tym meczu jak za najlepszych czasów.
Ekipa trenera Brooksa po przegranej pierwszej kwarcie mocno postawiła na ofensywę. Druga i trzecia odsłona to pełna inicjatywa stołecznej ekipy, która sięgnęła po ósmy triumf w sezonie. Wall ostatecznie zakończył zawody z 21 punktami i dziewięcioma asystami. Warto podkreślić, że Wizards mieli tego dnia aż 30 asyst przy 12 stratach.
Po 13. spotkaniach Wizards z bilansem 8-5 zajmują 3. miejsce na Wschodzie, z kolei Gortat zdobywa średnio w tym sezonie 10,6 punktu (59 proc. z gry) i 8,8 zbiórki.
Washington Wizards - Sacramento Kings 110:92 (25:32, 32:19, 29:20, 24:21)
(Wall 21, Gortat 18, Porter 15 - Hill 16, Randolph 12, Hield 12)
ZOBACZ WIDEO Jakub Świerczok: Swoją grę oceniam średnio