Marek Mosakowski: Dorastałeś w Queens, dzielnicy Nowego Jorku, która słynie z dużej ilości boisk do koszykówki. Jak się domyślam miało to duży wpływ na to, że postanowiłeś grać?
Kelvin Hamilton: Zdecydowanie tak. Miejsce, w którym dorastałem miało podstawowy wpływ na to, że zacząłem grać. W Queens boiska do gry są prawie przy każdej ulicy, tak więc można powiedzieć, że moja kariera zaczęła się właśnie tam. Mój ojciec niegdyś grał zawodowo w koszykówkę więc on także miał wpływ na to, że zacząłem grać.
Na kim próbowałeś się w dzieciństwie wzorować? Mam tu na myśli zarówno sportowych bohaterów jak i osoby, które były dla Ciebie najważniejsze w życiu codziennym.
- Jeżeli chodzi o sport moimi idolami byli Michael Jordan oraz Penny Hardaway, z czasu kiedy grał dla Orlando Magic. W życiu codziennym oczywiście najważniejsi byli dla mnie rodzice, mama Netty oraz tata Kevin. Oni zawsze będą dla mnie idolami.
W swoim pierwszym ważnym wyborze w karierze koszykarskiej zdecydowałeś się na naukę w Holy Cross College, gdzie reprezentowałeś drużynę Crusaders. Jak z pespektywy czasu oceniasz ten wybór?
- To był zdecydowanie trafny wybór. Miałem możliwość poznania nowych rzeczy odnośnie koszykówki a także zwykłego życia. Trener Willard, dla którego grałem jest jedną z tych osób, które miały największy wpływ na moje życie. Holy Cross dało mi także solidną edukację.
W zespole Crusaders spisywałeś się bardzo dobrze. Jak wspominasz grę w NCAA?
- Nasza drużyna była bardzo dobra. Ciężko pracowaliśmy, a naszym celem zawsze było wywalczenie mistrzostwa. Wszyscy w drużynie przyjaźnili się i tak jak wspomniałem ciężko pracowali. Na tym właśnie polega gra w NCAA.
Po ukończeniu uczelni zdecydowałeś się przystać na propozycję z Polpaku Świecie i tak trafiłeś do Polski. Jesteś zadowolony, że to właśnie w Świeciu stawiałeś swoje pierwsze kroki w europejskiej koszykówce?
- Bardzo dobrze bawiłem się w Polpaku, niestety pod koniec sezonu doznałem kontuzji. To była bardzo dobrze zorganizowana drużyna, miałem okazję grać z wieloma świetnymi koszykarzami, z którymi mam kontakt do dnia dzisiejszego. Zdecydowanie był to dla mnie wymarzony początek kariery.
W kolejnych rozgrywkach miałeś problemy ze znalezieniem klubu.
- Głównie miałem problemy z agentami. W końcu trafiłem pod koniec 2007 roku do Francji, gdzie spędziłem miesiąc. Potem zdecydowałem się na grę w Portoryko. Jestem na wpół Portorykańczykiem, a w tamtejszej lidzie grałem już dwukrotnie.
Teraz jesteś już jednym z liderów Kotwicy Kołobrzeg. Twoja drużyna to zdecydowanie największa niespodzianka sezonu zasadniczego.
- Kotwica odnosi sukcesy gdyż robimy wszystko to czego chcą od nas trenerzy. Podporządkowaliśmy się systemowy, który preferują. Ja początkowo miałem być w zespole strzelcem, ale ze względu na to, że w Kotwica ma w swoich szeregach kilku zawodników, którzy świetnie potrafią rzucać, ja wziąłem na swoje barki kreowanie akcji. Każdy w drużynie doskonale zna swoją rolę, stąd tak dobrze nam się współpracuje.
Sebastian Machowski, wasz szkoleniowiec, ma za sobą kilkanaście lat spędzonych na koszykarskim parkiecie. Czy właśnie to, że był niegdyś koszykarzem jest jego największym atutem w prowadzeniu zespołu?
- Uwielbiam grać dla tego trenera. Machowski bardzo nas wspiera i potrafi wydobyć z każdego gracza to co jest w nim najlepsze. To bardzo otwarty człowiek, który wymaga żeby wkładać w grę całe swoje serce. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy razem pracowali.
Niedawno po negocjacjach zgodziliście się na obniżenie swoich pensji. Pomimo to trzej twoi rodacy zdecydowali się zerwać umowy i powrócić do domów.
- To była dla nas wszystkich bardzo ciężka decyzja. Każdy podjął decyzję w oparci o swoje właśnie przemyślenia i doświadczenia. Na szczęście większość została i postanowiła walczyć do końca. Myślę, że następnym razem nie zgodziłbym się na obniżenie moich zarobków.
Wróćmy do sportowych aspektów waszej gry. Wywalczenie Pucharu Polski musiało być dla was ogromnym impulsem do tego żeby jeszcze bardziej uwierzyć w swoje siły w walce o mistrzostwo.
- Tak właśnie jest. Zdobycie tego trofeum to dla nas bardzo duże wyróżnienie. Mieliśmy okazję ograć dwie bardzo mocne ekipy i wiemy też, że aby zdobyć mistrzostwo będziemy musieli zagrać jeszcze lepiej. Na pewno udowodniliśmy nam samym, że jesteśmy bardzo dobrą drużyną. Teraz przed nami ciężkie wyzwanie, rywalizacja z Czarnymi Słupsk. Bez względu na wynik tej serii sądzę, że mieliśmy bardzo dobry sezon.
Tak jak wspomniałeś przed wami mecze z Czarnymi Słupsk. Na pewno nie będzie wam łatwo po stracie trzech zawodników.
- Musimy po prostu grać swoją koszykówkę. Przegraliśmy co prawda z nimi dwa mecze [62:64, 62:66 – red.], w których zagrali świetnie w obronie. Musimy świetnie grać w kontratakach i wykorzystywać każdą ich pomyłkę. Do tego potrzebna nam jest solidna obrona i myślę, że to może być dla nas dobra seria.
Spędziłeś już w Polsce dwa sezony. Miałeś więc okazję przyjrzeć się temu jak się u nas żyje. Co najbardziej denerwuje cię w Polsce?
- Polska jest inna od Stanów Zjednoczonych w wielu rożnych dziedzinach życia. Polacy mówią w bardzo dziwnym języku, samochody są mniejsze a supermarkety większe. Raczej nic mnie nie denerwuje, poza tym, że czasem ludzie baczni mi się przyglądają, a to trochę przykre. Poza tym Polska to dość ciekawy kraj.
Co z kolei najbardziej ci się w Polsce podoba i co chętnie zabrałbyś ze sobą do domu?
- Na pewno wasze zupy. Robicie świetne zupy.
Co jest twoją życiową pasją obok koszykówki?
- Najbardziej lubię grać w gry video. Czasem czytam książki. Spodziewam się narodzin córeczki więc kiedy przyjdzie na świat to ona będzie moją największa pasją obok koszykówki. Moje życie będzie polegało na rozpieszczaniu jej (śmiech).