[b]
WP SportoweFakty: Jak to się stało, że wylądował pan na uczelni Cal Poly Mustangs?[/b]
Jakub Nizioł - Po pierwszym roku w junior collegu miałem wiele zapytań z różnych instytucji z pierwszej dywizji. Jednak nie pojawiła się żadna konkretna oferta. Cal Poly pojawiło się tak naprawdę bardzo późno. Po mojej trzydniowej wizycie w Californii długo się nie zastanawiałem i postanowiłem wybrać Cal Poly.
W bieżącym sezonie w 24 grach odnieśliście 7 zwycięstw. Czy jest pan zadowolony z tego wyniku?
- Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego wyniku. Mieliśmy wiele meczów, które przegraliśmy różnicą 4-5 punktów, co boli jeszcze bardziej.
To jak oceni pan swoje dokonania? 4,1 punktów na mecz i 1,8 zbiórki to średnie z tego sezonu. Czy jest pan z nich zadowolony?
- Myślę, że moje średnie nie są idealne, ale jak na pierwszy rok w najlepszej akademickiej lidze w USA są przyzwoite. Staram się wyciągnąć jak najwięcej z tego roku, aby w przyszłym było jeszcze lepiej.
Przez najbliższe trzy lata będzie pan grał w lidze NCAA czy może jest w planach wcześniejszy powrót do Polski?
-
Wydaje mi się, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to zostanę tutaj do końca studiów.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: medale paraolimpijskie już mam, czas na medal IO zawodowców
Kuba Nizioł to przede wszystkim strzelec, zgadza się pan z taką opinią?
-
Jest to opinia, która krąży w Polsce od bardzo dawna. Ciężko jest zmienić łatkę, którą dostało się w młodości. Myślę, że na przestrzeni trzech ostatnich lat moja obrona i atakowanie kosza uległy zmianie na lepsze. Zdaje sobie sprawę, że ludzie postrzegają mnie jako strzelca, ale moim zdaniem Kuba Nizioł to ktoś więcej niż shooter.
Jak przebiegała aklimatyzacja w USA? Ma pan kontakt z pozostałymi chłopakami z Polski?
-
Nowi koledzy z drużyny na pewno pomogli mi zaaklimatyzować się zarówno w nowym miejscu, jak i w drużynie. Amerykanie to bardzo wdzięczny i pomocny naród, wiec jeśli mam jakikolwiek problem, koledzy z zespołu, trenerzy, czy nauczyciele zawsze są chętni do pomocy.
Wróćmy jeszcze do czasów gry w Polsce. Jak to się stało, że zaczął pan uprawiać koszykówkę?
-
Jak wiadomo mój tata grał w koszykówkę. Nigdy nie naciskał na mnie żebym i ja zaczął grać, ale wydaje mi się, że taka po prostu była kolej rzeczy.
W swojej karierze reprezentował pan barwy Śląska i WKK Wrocław. Jaka jest pana zdaniem główna różnica w grze w Polsce, a w USA?
-
Gra w NCAA jest na pewno dużo bardziej fizyczna. Nie ma tylu zagrywek co w Europie. Gracze są szybsi, sprawniejsi i bardziej atletyczni. Gra jest szybsza. Na pewno musiałem się przystosować do nowych zasad i bliższej linii za 3 punkty, ale myślę, ze udało mi się to z powodzeniem.
Był pan miłośnikiem ligi NCAA, czy dopiero teraz pan się w niej zakochał?
-
Zanim w ogóle myślałem o wyjeździe do USA, moją ulubioną drużyną było Duke Blue Devils. Moja wiedza o tej lidze nie była jednak tak duża jak jest teraz, więc śmiało mogę powiedzieć, że NCAA to na pewno interesująca liga.
W swoim ostatnim sezonie w Polsce na parkietach II ligi rzucał pan średnio 14,3 punktów. Teraz dałby pan sobie radę w PLK?
-
Myślę, że NCAA i PLK są zbliżone do siebie poziomem koszykarskim. Niestety nie można powiedzieć tego o poziomie organizacji. Co do pytania, to wydaje mi się, że dałbym radę grać na podobnym poziomie co tutaj.
Sezon 2015/2016 spędził pan w ekipie Howard College, jak wrażenia?
- Howard College to szkoła położona w Teksasie w małym miasteczku Big Spring. Na pewno nie było to miejsce, w którym człowiek chciałby założyć rodzinę, jednak jest to świetne miejsce do rozwijania koszykarskiego rzemiosła. Poznałem wielu wspaniałych ludzi i myślę, że ta szkoła pomogła mi poznać amerykańską koszykówkę.
Rozmawiał Stanisław Grabowski