Wiślaczki, które parę dni temu w słabym stylu przegrały z CCC Polkowice chciały bez wątpienia zmazać plamę i pokazać, że potrafią zaprezentować koszykówkę na wysokim poziomie przy asyście bardzo silnego przeciwnika jakim jest Fenerbahce Stambuł. Początek należało zapisać absolutnie do udanych. Podopieczne Jose Ignacio Hernandeza odważnie poczynały sobie w ataku i sprawiały sporo problemów gospodyniom.
Nieźle spisywała się Ziomara Morrison, która ostatnio zebrała trochę krytycznych opinii pod swoim adresem. Za trzy przymierzyła Sandra Ygueravide i rezultat zaczął przybierać ciekawe z perspektywy krakowskich fanów rozmiary. Wśród Turczynek imponowała zwłaszcza dobrze znana pod Wawelem Allie Quigley, szybko demonstrując swoje umiejętności strzeleckie. Niemniej to przyjezdne zasłużenie prowadziły po pierwszej kwarcie 19:18, udowadniając, że mimo słabszych występów umieją wykrzesać z siebie pokłady sił.
W drugiej partii krakowianki wcale nie zwolniły tempa. Owszem, miejscowe bardziej przycisnęły i wyszły na czoło, jednak dystans między obiema ekipami był mały, zatem w każdym momencie sytuacja mogła ulec zmianie. Uaktywniła się inna zawodniczka z wiślacką przeszłością, Jantel Lavender. Właśnie ona przeprowadziła kilka udanych akcji, próbując poderwać swoje koleżanki do walki. Niemniej radość teamu znad Bosforu nie trwała wiele. Niezawodna Ygueravide oraz pozyskana niedawno środkowa Vanessa Gidden sprawiły, że ponownie nastała równowaga. Co prawda przed finiszem połowy przypomniały o sobie jeszcze Quigley oraz Anastasia Verameyenka, ale przewaga pięciu "oczek" nic nie gwarantowała przed dalszą częścią rywalizacji.
Niestety start trzeciej części mocno nadszarpnął nadzieje fanów ze stolicy Małopolski na ewentualny sukces. Turecki klub najwyraźniej w trakcie długiej przerwy odbył poważną rozmowę i koszykarki powróciły do gry z ogromną mobilizacją. Przeprowadziły błyskawiczne, skuteczne akcje, zupełnie odmieniając dotychczasowy scenariusz. W roli głównej wystąpił duet Quigley - Lavender, a także Cora. Za sprawą ich poczynań po pięciu minutach drugiej połowy pojedynku wynik brzmiał 49:34. Biała Gwiazda znalazła się zatem w trudnym położeniu. Niespecjalnie miała pomysł jak zaradzić natarciu oponenta. Sporadycznie powiększała swój dorobek, wobec czego nawiązanie wyrównanej rywalizacji stało się mało możliwe. Szczególnie jeżeli naprzeciwko stoi tak silny kolektyw.
W decydującej batalii Fenerbahce kontrolowało wydarzenia, by nie pozwolić się zaskoczyć. Różnica przy najważniejszej ze statystyk oscylowała wokół 20 punktów, zatem uczestnik ekstraklasy niespecjalnie mógł cokolwiek poradzić. Walczył praktycznie o zachowanie twarzy, własny wizerunek, lecz górą były faworytki fanów wypełniających halę. Odniosły triumf przede wszystkim dzięki postawie w ostatnich dwóch "ćwiartkach", kiedy poza doskonałą postawą ofensywną mocno broniły swojego kosza, niwecząc marzenia gości, a najlepszymi postaciami zmagań zostały Quigley oraz Lavender, niedawne podpory Wisły.
Fenerbahce Stambuł - Wisła Can Pack Kraków 71:60 (18:19, 17:11, 22:12, 14:18)
Fenerbahce: Quigley 14, Lavender 14, Stricklen 12, Cora 7, Gruda 6, Verameyenka 4, Vardarli 4, Korkmaz 2, Ural 2.
Wisła Can Pack: Morrison 15, Ben Abdelkader 13, Ygueravide 12, Gidden 8, Pop 8, Ziętara 6.
ZOBACZ WIDEO Cezary Kucharski zdradził plany na przyszłość Roberta Lewandowskiego. Zaskakujący kierunek